O Gombrowiczu: listy R.Gombrowicz, M.Paczowskiej i K.A. Jeleńskiego do Cz.Miłosza

Witold Gombrowicz, Vence, lata 60. fot. © Bohdan Paczowski


W nocy 24/25 lipca 1969 roku zmarł Witold Gombrowicz.
W 50. rocznicę jego śmierci przypominamy listy Rity Gombrowicz, Marii Paczowskiej i Konstantego A. Jeleńskiego do Czesława Miłosza z opisem tamtych dni:


Cytujemy z listu Jeleńskiego pisanego w Nonzie (Korsyka) 1 sierpnia 1969, a więc tydzień po śmierci Gombrowicza: „Jakże proroczo wyraziłeś obawę, że w przyszłym roku możesz już tu Gombrowicza nie zastać. Myślę, że Rita do Ciebie pisała — oto wyjątki z jej listu: «Witold umarł w czwartek 24, o północy. Dwa dni wcześniej, we wtorek, wstał jeszcze, by pracować przy stole, i napisał do Ciebie długi list po polsku. To był ostatni list napisany jego ręką… Moim jedynym pocieszeniem jest, że nie zdawał sobie sprawy, że umiera. Rano w dzień śmierci powiedział mi, że będzie żył jeszcze rok i winnam się przygotować na rok ciężki. Nie wiedział, jak będzie ciężki — tylko inaczej. W czwartek podyktował także Izie Neyman list do Miłosza, którego nie zdołał ukończyć. W ciągu ostatnich dwóch dni miał ataki astmy, był bardzo słaby. Na godzinę przed śmiercią dałam mu malin, które zjadł z przyjemnością. Poprosił mnie o kieliszek burgunda i powiedział, że jeden łyk go upił. Zasnął. Byłam przy nim. Zmarł we śnie». (tłum. K. A. Jeleński).

Witold Gombrowicz, w lustrze odbijają się Rita Gombrowicz i Maria Paczowska, Vence, lata 60.
fot. © Bohdan Paczowski

Maria Paczowska, która spędziła z nim ostatnie dwa miesiące, tak mi pisze o pogrzebie:
«Jakiś karzeł rozchichotany, jakiś były minister Demidecki-Demidowicz, jakiś kombatant-tłumacz przysięgły, olbrzymia utleniona aktorka, wszyscy — jako przyjaciele wielkiego zmarłego. Jedna z paniuś podawała do prasy bzdury — według których każdy z obecnych był albo pisarzem, albo malarzem czy ministrem. Józef G. (bratanek Witolda) w czarnym garniturze, z ogoloną czaszką, wypowiadający najdziwniejsze kwestie. I każdy się rozbuchał, każdy mógł pleść, bredzić, bo nikt już się nie bał… Z Polski przyszły trzy telegramy — od Andrzejewskiego, od Kijowskiego, od Brezów».
To «jak z Gombrowicza».
Śmierć Witolda może dlatego tak jest wstrząsająca, że całe jego dzieło było budowane jak pancerz, jak forteca, jak cytadela, przeciw śmierci. Niewielu z nas (cieszę się, że wśród nich jesteście Janka i Ty) czuło związek pomiędzy wrażliwym, ciężko zranionym dzieckiem z Małoszyc i tym sokratycznym pisarzem, który z taką odwagą przemienił własną słabość w siłę. Dziwne, jak mam teraz poczucie majestatu Witolda. Jego dzieło to było rzeczywiście jego własne, bólem i męką wzniesione królestwo. Wciąż mnie coś ściska w gardle od tygodnia — nie mogę się powstrzymać od płaczu — jak odczytując przed chwilą w Rozmowach ten ustęp, gdzie Witold opowiada, jak się rozpłakał, pisząc Ślub: «Nie sama poufna, dotycząca moich prywatnych katastrof, zawartość tych słów wypełniła mnie taką rozpaczą, a to, że one tak gładko padały, rytm ich i rym poczułem jak kolec nieznający litości, łkałem przerażony wewnętrzną składnością nieszczęścia. Poczem przestałem łkać i powróciłem do pisania…».
Kochany Czesławie — widzę tak jak Ty tę ostateczną, straszną rzeczywistość życia. Ty możesz przynajmniej «powrócić do pisania». Po śmierci Witolda jesteś dziś jedynym polskim pisarzem o wizji, odwadze, poczuciu rzeczywistości — i «na wolności»”.


Witold Gombrowicz / Czesław Miłosz, „Konfrontacje”
przedmowa: Michał Szymański
wybór szkiców, zapisków, listów, ich układ i redakcja:
Michał Szymański, Barbara Toruńczyk
przypisy: Michał Szymański
Warszawa, Zeszyty Literackie, 2015, s. 337-338.