MAREK ZAGAŃCZYK
Pulcinella, czyli Rozrywka dla dzieci
2 września 2020
To jest książka o powadze komedii, o śmiechu, który może łagodzić ból utraty. Tak przynajmniej ją czytam. Żart, dowcip zamiast ponuractwa. Zabawa zamiast łez, ale zabawa mądra, niewolna od myślenia. Bo komedia – pisze Agamben – „jest nie tylko starsza i głębsza od tragedii, ale jest również bliższa filozofii – tak bliska, że w ostateczności zdaje się z nią prawie tożsama”. Na fresku Bramantego widzimy Demokryta, który się śmieje i Heraklita, który płacze. Według Agambena obaj filozofowie wyrażają w ten sposób doświadczenie granic języka. „Podczas gdy w płaczu niemożność wypowiedzenia tego, co się chce wyrazić, jest bolesna, w śmiechu zamienia się w wesołość”.
To jest książka o Tiepolu i jego Pulcinelli, o malarzu i jednej z jego postaci, o mędrcu w błazeńskim przebraniu. Bo jeśli już żegnać się ze światem, to jak chce Agamben, na własnych prawach, godnie i w spokoju. „Śmierć nie musi być tragiczna, jedynie upieranie się przy życiu jest mimowolnie komiczne, a przecież nie o taki rodzaj komedii chodzi. A poza tym, może coś staje się interesujące dopiero wtedy, kiedy przeminie i jego czas się dopełni”.
Pulcinella ma w ujęciu Agambena pewien rys bluźnierczy, przynajmniej wielu może tak myśleć, gdy włoski filozof widzi w nim podobieństwo do najważniejszych postaci z ksiąg naszej wiary: do Chrystusa i Hioba. Giandomenico Tiepolo maluje go w chwili upadku Republiki Weneckiej jako znak tego, co było i zapowiedź tego, co nadejdzie. Ale tak naprawdę przedstawia go, bo ta dziwaczna biała postać w wielkiej czapie, jest najbliższa światu, który jest. Wybiera Pulcinellę nie jako ucieczkę, nie jako znak utraty pamięci, ale przeciwnie szuka w nim ostrości widzenia. Patrzy na kres Wenecji oczami postaci z komedii dell’arte. Bo tylko tak możemy dostrzec więcej i zostać przy życiu, albo przynajmniej rozstać się z nim bez zbędnych gestów, bez żalu i trwogi. Pulcinella jest czystym działaniem, nieustającą grą, przemianą. Agamben pisze nawet, że bohater Tiepola nigdy nie jest „czymś”, a jedynie „jak”. Pod maską nie skrywa żadnej twarzy, jego gra wyraża pełnię jego osoby, a skłonność do improwizacji właściwie nie ma końca. Pulcinella mimo otaczających go tłumów jest zawsze sam (choć bywa zwielokrotniony), jest ideą, której nie da się pochwycić, postacią zbyt ulotną by przypisać mu wyrazisty i na zawsze określony charakter.
Na klęskę świata, na śmierć tego, co kochamy można reagować gwałtownie jak Goya, ale można widzieć ją także, jak Tiepolo, patrzeć z uśmiechem zakładającym oddalenie, dystans pozwalający na chwilę namysłu, który wcale nie musi być chłodny, zrównoważony, ale może toczyć się w grze, w parodii, w śmiechu, pośród błahych czynności. Pulcinella spełnia się w deformacji, w błazenadzie. Tragedia, podpowiada Agamben, znajduje dla siebie przystań w książce, komedia zaś ma miejsce w teatrze. Tragedia wymaga od nas odpowiedzialności za czyny, komedia zdejmuje z nas to ciężkie brzemię. Ale Pulcinella w ujęciu Tiepola i Agambena jest tak naprawdę orędownikiem dzielności w życiu i uczy w jaki sposób dbać o jakość naszego istnienia. Bo „zastanawiać się nad Pulcinellą nie znaczy jedynie zastanawiać się jak Stendhal: «Jakim jestem człowiekiem?», «jaki jest mój charakter?» lecz także i przede wszystkim: «Czy naprawdę przeżyłem moje życie?»”. I dalej, u Agambena, padają słowa o twarzy, na której wyryte jest nie to, co przeżyliśmy, lecz to, co pozostało nieprzeżyte. Pulcinella może być wzorem istnienia do końca, odwagi pełnego uczestnictwa we wszystkim, co przynosi nam los, wytrwałości, otwarcia na to, co nieprzewidywalne, także na to, co tylko z pozoru jest „rozrywką dla dzieci”.
Dobrze jest przy okazji lektury Agambena zajrzeć do szkiców Starobinskiego z tomu 1789. Emblematy rozumu. Tu także jest mowa o Pulcinelli, widzianym w trochę innym ujęciu, jakby ta postać nadawała się do wielu interpretacji, była gotowa odpowiedzieć na każde stawiane jej pytanie. Dla Starobinskiego jest przede wszystkim heroldem nadchodzącej zmiany, oskarżycielem czasów, które właśnie dobiegają końca. „Schyłek Wenecji znalazł w Giandomenicu Tiepolu nowego bajecznego historyka – swego mitografa. Jego rysunki i freski są świadectwem bezgranicznej niemal wolności sztuki stojącej w obliczu własnego końca. Rozpoznajemy w nich osobliwe spotkanie zubożenia i rozpasania […]. Dziecięce próżniactwo Pulcinelli jest głęboką prawdą tego społeczeństwa, którego historyczna rola już się skończyła”.
A jeśli ktoś nie widział jeszcze fresków Tiepola, przeniesionych do Ca’ Rezzonico, polecam kilka stron z książki Ewy Bieńkowskiej Co mówią kamienie Wenecji, bo jest w nich podziw dla czystego malarstwa, dla przyjemności, która bywa wolnym od przymusu pouczeniem, jakie płynie z uważnego przyglądania się dziełu Tiepola. „Przed namiotem zgromadził się nieduży tłumek gapiów, oglądamy ich od tyłu w różnych pozycjach, są więc dla nas postaciami bez twarzy. Nowy Świat to nazwa cyrku, który zaraz rozpocznie przedstawienie. […] Wenecki finał nie przypomina dramatycznego finału operowego z tutti śpiewaków i orkiestry. Zamyka go pokątnie błazen z okropną naroślą nosa, który chce nam wmówić, że zabawa trwa. Wenecja nie umiera, od tej chwili żyje innym życiem, którego mimo wszystkich zmian możemy być dzisiaj świadkami. […] Giandomenico w napadzie złego humoru czy w przystępie jasnowidzenia, które jest zawsze aktem pesymizmu, wykrakał Miastu czekający je los. Pulcinella, z małżonką i pulcinellowymi dziatkami, w końcu niewinny w swojej niewiedzy i braku kompleksów, jest może historycznym odwetem na Mieście zbyt dumnym i arystokratycznym, które nawet ze swoim ludem rozmawiało wyszukanym językiem malarstwa i architektury. Giandomenico nie może dalej wierzyć w przeznaczenie tej Wenecji, o której opowiadają dzieła jego ojca – na jego oczach wszystko się niesławnie skończyło. Dwie Wenecje, ojca i syna, obecne pod jednym dachem, w pałacu poświęconym weneckiemu Settecento, mówią o jeszcze innym rozdwojeniu, z którym naszej cywilizacji jest coraz trudniej się uporać”.
Tekst pochodzi z bloga Marka Zagańczyka „Sztuka czytania”
udostępniamy go za zgodą autora.
MAREK ZAGAŃCZYK, ur. 1967. W „Zeszytach Literackich” przez 26 lat, zastępca redaktor naczelnej w latach 2010-2018. Kurator archiwum i spuścizny Pawła Hertza. Autor tomów szkiców Krajobrazy i portrety, Droga do Sieny, Cyprysy i topole a ostatnio Berlińskie widoki (Austeria, 2019)
fot. Giandomenico Tieppolo Pulcinella innamorato (Ca’ Rezzonico),
© domena publiczna, żródło: Wikipedia