KRZYSZTOF SIWCZYK, Wiersze
23 sierpnia 2019
Krzysztof Siwczyk, fot. Artur Szlosarek
Montemagno
Horyzont wykrojony w linii lasu cyprysów
wypluwa wrak tankowca jak igłę kompas
księżyca, który poszedł na dno nowiu.
Nie ma ruchu w transnocy, stoi na topie zbocza
wieża dawnych zastosowań jak wyjec,
niemy teraz zabytek ewolucji, kamienna perwersja.
Clerestorium trawi żar, zżęte suszą kwiaty
sną jak ryby, co patrzą w bielmo nieb
połykanych przez kloakę powszechnych ust.
Gwiazdy to granulat światła bez źródła,
z światów został jeden, który się przełknie
jak peletkę, żachnie się, ale słowem to nic.
Prawda obiektywna
dla Ewy Lipskiej
Jest jak głos obiektywizujący się w słuchanej muzyce,
zupełnie fałszywy dla tego, kto śpiewa, ale prawdziwy
dla tego, kto słucha, w weekend, dobiega wyraźnie,
w godzinach pustych przebiegów, pod wieczór niedzieli,
gdy na internie już trwa blokada, firma zewnętrzna zamyka
do środka, równo kosi całą noc, krzyk przerywa słowa,
kości wiercą w tkance, w uzie ust rośnie refren, powietrze
wertykuluje płuca, ciecze przez wenflon, jak nie dotrzyma świtu,
gdy wózek wyjedzie z garkuchni, chodaki zatłuczą w kafle,
dowie się jak to było dalej, jak dotrzyma, rychlej.
Ekumena
Świtanie w pastelowej kubaturze, na jej włosach rzep,
wtulona w ścianę, trzymamy jej stopy, pachnie i oddycha,
patrzymy po sobie i przez siebie w kierunku granicy
danego nam czasu, zmarszczki tają jak prześcieradło,
wsiąkamy w głębie oddalenia, widzimy pochód z nas,
niemy wir wyrzuca nas poza przyczepny sens śnienia,
turlamy się na krawędź łóżka, próbujemy utrzymać się
na równoważni powietrza, które nosi dalekie głosy,
murmuranda zza okna, zza ściany, z zaświata tumult
w tumulusie, wyją Meluzyny, a my trzymamy ją za stopy,
czepiamy się życia, co będzie nam policzone, dobija już
do brzegu nocy, gdzie nie spodziewamy się nas więcej
martwych.
To coś dla mnie znaczy
W pradawnie, na granicy nieistniejącego państwa, stoimy jak kolejka społem, obleczeni w nieistniejącą modę, wskazując na nieprzekraczalny znak, za którym miała czekać nieistniejąca wtedy przyszłość. A teraz wchodzisz do mojego rodzinnego domu i wyglądasz zupełnie jak wtedy. Twój głos się nie zmienił, rozwinąłeś wszystkie swoje kompetencje, na pierwszy rzut oka wiesz, że możesz tu w czymś pomóc. Jesteś integralnym spełnieniem swoich planów, o których opowiadałeś, zamroczony wódką z przemytu, gdy istniał jeszcze przemyt. Armie stały w zielonkawych garnizonach, korty pozostawiały mączkę na chińskich tenisówkach, budynek liceum jechał lizolem, kiedyśmy stawali do apelu przed komisją poborową. Komunikat komendanta zwięzły jak motorynka: możecie spierdalać. Wydawało się, że zajdziemy naprawdę daleko. Korki braliśmy na kwaterach wdów, wiedza okazać się miała przepustką do czasu. Najpierw specjalizacja, potem dzieci. Pokazujesz mi je. Po czym opukujesz spojenia wewnątrz ciała. Dyskretny akademik – zawsze tak o tobie myślałem, kiedy swoją Leicą pstryknąłeś te parę zdjęć, które miały się okazać dokumentacją czegoś, czego dziś nie uświadczysz, patrząc no to, co ze mnie zostało. Nie robi ci to nic. Tego cię uczyli: do któregokolwiek z domów wnijdę, wejdę dla pożytku cierpiących.
KRZYSZTOF SIWCZYK
KRZYSZTOF SIWCZYK ur. 1977 r., poeta, eseista, prozaik. Autor wielu książek poetyckich i paru o innym charakterze gatunkowym. Ostatnio opublikował tom Mediany (wydawnictwo a5, 2018 r.) i prozę Bezduch ( Austeria, 2018 r.). Prezentowane wiersze pochodzą z tomu Osobnikt, który ukaże się w przyszłym roku. Mieszka w Gliwicach.