TADEUSZ GAJCY, Wiersze
4 września 2019
Tadeusz Gajcy, czasy okupacji. Fot. z Muzeum Literatury w Warszawie.
TADEUSZ GAJCY
Wiersze
Wczorajszemu
Ufałeś: na niebo jak na strunę miękko złożysz dłoń,
muzykę podasz ustom, utoczysz dotknięciem,
łukiem wiersza wysokie księżycowe tło
wprowadzisz w bezmiar dolin –
Modlitwę nocnych cieni rozwiesisz jak więcierz
na słodkich oczach dziewann i szumach topolich.
Ufałeś: trzepot ptaków rozsiejesz ziarnisty,
rozległą piersią ujmiesz horyzonty, w których świat
pływa mały jak z dzieciństwa okręcik.
Klechda z omszałych lat
– świty w klechdzie powiewały krwawe –
do snu kołysała dzieci.
Taką klechdą przełamał się dzień
walczącej
Warszawy.
Wtedy –
rozwiodły się nad miastem ornamenty łun
na złotych kolcach wieżyc i bełkocie Wisły,
muzyka – lecz nie nieba – krążyła jak sen,
dziś wiesz:
to skowyt strzałów na brukach się wił,
otaczał, chodził wokół jak zbłąkany zwierz.
A tobie – dni wczorajsze w oczach nie ostygły,
ufałeś…
Księżyc sierpem zmrużone rzęsy kosił,
wśród krzyży zwijał światła purpurową nitkę;
żołnierze nieśli drżące, spokorniałe oczy
na sfruwającą powietrzem
białą Nike.
Falował spokój w ciepłej darni,
kiedy młodzi plecami wsparci o wieczność
odchodzili w głębokie posłania.
Więc nakryły ich obłoki podobne kulistym mleczom
i wiatr, któremuś wierzył – składał pocałunki umarłym.
Nie wiedziałeś, że dłoń, którą uczyłeś śpiewać,
potrafi nienawidzić i pięścią grubieć pełną,
gniewu unosić żagiew –
Ufałeś. Nie ukoił twoich ust śpiew drzewa
i oczu blask nie zajął pod kopułą hełmu,
i serca nie nasycił krzyk wbity na bagnet.
Dzień rozbrój z woni siana. Sandały zielone
niech zostawi przed progiem, na którym go czekasz –
odejmij pustkę oczom, gdy w smutku zatoną,
i nie daj mówić wiatrom o liliowych zmierzchach.
Bo kłamią. Bo śpiewają gorejącą lawą,
że znowu dłoń na niebo jak na strunę złożysz,
muzykę podasz ustom –
Dzisiaj –
w piaskach cmentarzy
powiędły echa strzałów,
wiruje błękit niski jak wczoraj łaskawy,
jak lustro.
Każ trawie, by milczała. Jej śpiew cię zadławi,
spowije watą wzruszeń i ciśnie w niepamięć.
Nim ockniesz się, już serce zagubisz w obrazie
i dłonie w przerażeniu milcząco załamiesz.
Dzisiaj
inaczej ziemię witać!
Wierzyłeś: słowiczym pieniem wierszy popłynie sława harda
i wzejdzie w barwnych tęczach, obudzi się w mitach.
Nie tak.
Nazbyt duszno jest słowom na wargach
ciosanym z łun i żalu o wadze kamienia –
Myślałeś: będzie prościej.
A tu słowa, śpiewne słowa trzeba zamieniać,
by godziły jak oszczep.
Temu, który
przyjdzie
Z tamtej strony, gdzie mała kolumna
nieba świeci, u stóp ziemi drętwej
my jesteśmy. Pomyśl: sen i ból nasz
napojony pulsowaniem rzeki,
kwiatów szmerem w powietrzu nietrwałym
słyszysz jeszcze prosty jak organy.
Czas, co smutne ciało ma weselić,
kłosy zgina niebieskie jak dachy
miasta twego i obłoków kielich
chyli w młodość muzyczną. Więc w blasku
rzeczy stoisz, w rękach nić pejzażu
wijesz jasną, jak my złe żelazo.
Ach, tak się dziejom jutrzennym napatrz,
jak my twarze w płomieniu kute
zwracaliśmy, gdzie grom swoje światło
jak fontanny podnosił łódkę.
Lecz się kochać nie ucz tych ogni,
bo sen łatwy – lecz smutek pod nim.
Bo wystarczy nam jedna ziemia,
choć stron cztery i nieba obszar
dziwnie płaski stoi jak z cienia.
Tylko jednej za mało miłości,
by sen przebyć i stanąć powtórnie
dłoń bezbronną unosząc jak strunę.
Żegnając się z
matką
Jak do Ciebie będę pisał
pochylony nad sobą w żalu.
Serce chłodne świeci jak kryształ
i choć wczoraj się z Tobą rozstałem,
jak Ci słowo do dłoni podam
badający uparcie ciemność,
skoro mówisz: lekka jest młodość
chociaż ognia bukiet nad ziemią,
skoro mówisz: ciałem człowieczym,
trzeba schodzić nisko, najniżej,
bo radosna w locie tym wieczność
jest kołyską zrodzoną na krzyżu.
Jak Ci sercem odpowiem jak źródłem
wykuty głosem śpiewnym,
kiedy tłum przerażonych jaskółek
niosę po ręce lewej,
jak mych ust niewyczutych graniem
mam zawołać bohaterski i bliski,
gdy po mej ręce prawej
drży ojczyzny pogięta kołyska
i piosenka wieczorna leży
jak owocu zniszczone grono,
dalej niebo, dom mój i księżyc
opuszczony jak Ty i młodość.
Święty kucharz od Hipciego*
Święty kucharz od Hipciego
Wszyscy święci, hej, do stołu!
W niebie uczta: polskie flaczki
wprost z rynsztoków
Kilińskiego!
Salcesonów misa pełna,
Świeże, chrupkie
Pachną trupkiem:
To z Przedmurza!
Do godów, święci, do godów,
Przegryźcie Chrystusem
Narodów!
TADEUSZ GAJCY
TADEUSZ GAJCY ur. 1922, zm. 1944. Poeta, dramatopisarz. Jego pierwsze próby poetyckie pochodzą z 1938. W czasie okupacji mieszkał z rodzicami w przy ul. Dzikiej 43/45 w Warszawie, od 1940 przy ul. Międzychodzkiej 27. Wiosną 1941 zdał konspiracyjną maturę, następnie studiował polonistykę na podziemnym Uniwersytecie Warszawskim. Pod koniec 1941 wstąpił do konspiracyjnej organizacji politycznej Konfederacja Narodu (KN), wywodzącej się z przedwojennego Obozu Narodowo‑Radykalnego Falanga. Związał się z grupą młodych pisarzy skupionych wokół pisma „Sztuka i Naród” („SiN”) oraz tzw. Ruchu Kulturowego – powołanych przez KN. Debiutował wierszem Wczorajszemu, opublikowanym w 1942 w „SiN”. W ramach konspiracyjnej serii miesięcznika wydał poemat katastroficzny Widma (1943) oraz zbiór wierszy Grom powszedni (1944). W 1943 napisał także dramaty Misterium niedzielne, Homer i Orchidea. Aktywny w konspiracyjnym życiu literackim. Jego teksty ukazywały się w prasie podziemnej („SiN”, „Kultura Jutra”, „Dźwigary”). 25 V 1943 z redaktorami „SiN”, Z. Stroińskim i W. Bojarskim, wziął udział w pierwszej bojowej akcji ,,SiN” – składania wieńca pod pomnikiem M. Kopernika w Warszawie (jej skutkiem była śmierć Bojarskiego i uwięzienie Stroińskiego). Od listopada 1943 redaktor naczelny „SiN”. Od tegoż roku członek Armii Krajowej (AK) wskutek przystąpienia do niej formacji zbrojnych KN; współpracował z referatem literackim Biura Informacji i Propagandy AK. Po wybuchu powstania warszawskiego walczył na Starym Mieście w grupie szturmowo‑wypadowej. Zginął 16 VIII; są różne wersje jego śmierci i jej miejsca: razem z Z. Stroińskim w wysadzonej przez Niemców kamienicy przy ul. Przejazd 1/3, lub później i gdzie indziej. Analizuje je wnikliwie z zacięciem dedektywa St. Bereś w książce Gajcy. W pierścieniu śmierci (Czarne, 2016). Zob. znaleziony przy jego zwłokach powstańczy wiersz Święty kucharz od Hipciego.
* Tadeusz Gajcy zginął 16 VIII 1944 razem ze Zdzisławem Leonem Stroińskim w wysadzonej przez Niemców kamienicy przy ul. Przejazd 1/3, walcząc w grupie szturmowo‑wypadowej por. Ryszarda (Jerzego Bondarowskiego). Przy jego zwłokach znaleziono powstańczy wiersz Święty kucharz od Hipciego.