CLARE CAVANAGH
Amerykanie w Krakowie

Fot. Czesław Miłosz, Paryż, 1963




Pomysłodawcami międzynarodowego seminarium poetyckiego w Krakowie, którego trzecia edycja odbyła się w lipcu tego roku, są Adam Zagajewski i Edward Hirsch, wybitny poeta amerykański. Jednak duchem opiekuńczym tego przedsięwzięcia, zarówno w tym roku, jak i w latach poprzednich, był Czesław Miłosz.

Czy historia literatury zna drugiego poetę, który tak dogłębnie wpłynął
nie na jedną, lecz na dwie wielkie tradycje poetyckie? Francja, jak pi-

sał w powojennym eseju Wprowadzenie do Amerykanów, skazała się na niebyt, uprawiając kult czystości poezji. Polska zaś – twierdził – podob­nie jak Ameryka, rozkwita i rośnie w siłę na mieszance stylów i języków poetyckich. Sam Miłosz jest niewątpliwie jednym z największych między­kulturowych „zanieczyszczaczy” wszechczasów; podejrzewam, że pod tym względem, jak zresztą pod wieloma innymi, stanowi klasę samą w sobie, jest mininarodem złożonym z jednego obywatela. Nieomal w pojedynkę przeorientował przecież polską poezję – oddalił ją od Fran­cji i zbliżył do tradycji anglo-amerykańskiej, co rozpoczął już podczas II wojny światowej, przekładając Eliota. Wkroczenie Miłosza na anglo­-amerykańską scenę poetycką, zapoczątkowane tłumaczeniami na angiel­ski wierszy Herberta i innych polskich poetów powojennych w latach sześćdziesiątych, także wywołało sejsmiczny wstrząs – co prędko zrozu­mieli Seamus Heaney, Ted Hughes, Robert Pinsky, Robert Hass, Charles Simic, Mark Strand i wielu innych – i zmieniło sposób, w jaki po angiel­sku pisze się i odbiera poezję.

Seminarium Zagajewskiego i Hirscha to tylko jeden z wielu niezwyk­łych owoców poetyckiego mezaliansu, do jakiego doprowadził ten nadzwy­czaj twórczy człowiek, którego Helen Vendler nazwala największym poetą naszych czasów. Podobnie jak w latach ubiegłych, program seminarium wypełniony był wieczorami poezji otwartymi dla publiczności, dyskusjami panelowymi, wykładami, prezentacjami i żywymi rozmowami w małym gronie. W tym roku jednak zabrakło Miłosza – zdrowie nie pozwoliło mu uczestniczyć w wieczorach ani udzielać wywiadów urzeczonym amerykańskim studentom. Mimo to był obecny we wszystkim, co się dzialo.

Bodaj najmocniej wyczuwało się jego obecność podczas poświęcone­go mu wieczoru w kawiarni Prowincja przy Brackiej, gdzie nie mieszczący się wewnątrz słuchacze stali na ulicy i mokli w deszczu. Amerykańscy i polscy poeci i krytycy – m.in. Hirsch, Pinsky, Zagajewski, Maj, Forche, Illg, Carson, Hoagland i Fiut – czytali swoje ulubione wiersze Miłosza. Każdy poprzedzał lekturę nieuchronną uwagą: „wybranie tylko jednego utworu to zadanie niemożliwe, ale przeczytam państwu…”. Najdokładniej pamiętam, jak Ann Carson uzasadniła swój wybór wiersza 0 aniołach. Mówiła, że kocha go, bo wychowywała się w dużej rodzinie katolickiej (gdzie było sześcioro czy siedmioro dzieci) w ciasnym domu i zawsze się zastanawiała, jak ten dom może jeszcze pomieścić aniołów stróżów ich wszystkich: skoro każdy miał własnego anioła, mieszkańców było blisko dwadzieścioro, i jak to możliwe, że wystarczała im jedna łazienka?

Wcześniej, tego samego wieczoru grupa amerykańskich uczestników seminarium (nie poetów) przy kolacji w Guliwerze, dosłownie naprzeciw­ko Prowincji, spierła się o zakończenie poematu Orfeusz i Eurydyka, który właśnie ukazał się w przekładzie na angielski w „New Yorkerze”. (Nadstawiałam ucha).

A nie jest to zjawisko odosobnione. W październiku ubiegłego roku „Chicago Tribune” opublikował angielską wersję Piosenki o końcu świa­ta, by ułatwić swoim czytelnikom przeżywanie rocznicy wydarzeń 11 września 2001. Spotkałam wielu studentów, którzy czytali Miłosza już w szkole średniej; emerytów, którzy zapoznali się z nim na spotkaniach kółek czytelniczych; dwie pracownice administracji gender studies na Northwestern University, które okazały się fankami poety i błagały,

 że­bym pomogła im zdobyć jego autograf. Teksty Miłosza pojawiają się w całych Stanach w najmniej spodziewanych miejscach: w poradnikach psychologicznych, książkach o wychowaniu dzieci, samouczkach radzą­cych, jak obudzić w sobie artystę, w horoskopach gwiazd filmowych, przewodnikach po odnowie duchowości w życiu codziennym…

Miłosz to świat, jak napisał Błoński, a ten świat nie jest tylko polski. Jest rownież nasz i jesteśmy za to wdzięczni.

CLARE CAVANAGH
tłum. Agnieszka Pokojska



Tekst ukazał się w „Zeszytach Literackich” 2004 nr 4/88.

CLARE CAVANAGH jest profesorem nauk humanistycznych, pracuje w Instytucie Frances Hooper na Northwestern University. Niedawno otrzymała Nagrodę ZAIKS oraz Nagrodę Literacką Amerykańskiej Akademii Sztuki i Literatury za przekłady poezji polskiej. Jej tłumaczenie Adama Zagajewskiego Asymmetry zostało uhonorowane przez American Academy of Poets nagrodą im. Harolda Langdona.


Fot. ze zbiorów W. Karpińskiego, publikujemy ją za jego zgodą.