ADAM SZCZUCIŃSKI
Zuihitsu dla Kat Ka

Qiu Ying (1494–1552), „Wiosenny poranek w pałacu Han”. Domena publiczna

ADAM SZCZUCIŃSKI
Zuihitsu dla Kat Ka

Także myśl o dzikich kaczkach strząsających szron ze swych skrzydeł
jest bardzo miła

Sei Shōnagon


Na parapecie leżał martwy słowik. Przypominał zabawkę z kasztanów oblepioną piórkami, z zapałkami zesztywniałych nóżek. Poniósł porażkę w jakiejś podniebnej bójce, a może pofrunął za wysoko jak jastrząb z wiersza Brodskiego. Może pękło mu serce, gdy śpiewał albo gdy zwinnym susem zbyt szybko wyminął ciężką burzową chmurę; może złowił go kot sąsiadów. Przez chwilę obawiałem się, że mogłem go uwięzić w przestrzeni między podwójnymi oknami, ale pamiętam, że go tam nie było, gdy w nocy szeroko otwierałem okno. Wstałem rano i zobaczyłem martwego słowika na parapecie. Tak mogłaby zaczynać się chińska bajka. Nie znam się na znakach, ale to chyba nie była dobra wróżba.

Katarzyna Karpowicz,
rysunek z 1996 r., detal

Listy z czasów dynastii Ming rozpoczynają się od słów: „Wkrótce minie trzynaście lat od ucieczki słowika z cesarskiej klatki…”. Brodski często zaczynał spotkania autorskie od głośnej lektury lub recytacji tego wiersza, w jednym z wywiadów wymienił go wśród swoich ulubionych utworów, cieszył się, że wiersz na angielski przełożył jego przyjaciel Derek Walcott. Oprócz uciekiniera z pierwszego wersu spotykamy tu jeszcze „słowika nakręcanego”, co swoim miarowym śpiewem kołysze do snu bogdychana. Lew Łosiew, biograf i badacz twórczości Brodskiego, podsunął tropy interpretacyjne utworu: oprócz obrazów nawiązujących wprost do życia poety warto szukać związków z twórczością Akutagawy i Sei Shōnagon – żyjącej tysiąc lat temu japońskiej pisarki, biegłej w epistolografii damy dworu cesarzowej Teishi. Nie znamy jej prawdziwego imienia. Słowo „Shōnagon” odnosi się do stanowiska, do dworskiego tytułu przynależącego do niezidentyfikowanego mężczyzny z otoczenia pisarki. Wnikliwa obserwatorka codzienności, obdarzona świetną pamięcią i dużą wrażliwością, pozostawiła po sobie Zapiski spod wezgłowia będące pierwowzorem zuihitsu (dosłownie: w ślad za pędzlem) – gatunku literackiego charakteryzującego się brakiem jednolitej kompozycji – to luźne zapiski, przemyślenia na dowolny temat, czasem opisy przyrody, wspomnienia, anegdoty, szkice. W swoich notatkach Sei Shōnagon daje wykładnię sztuki prowadzenia korespondencji, podkreśla wagę kaligrafii, ale i doboru odpowiedniego papieru czy dołączania drobnych podarunków do listów. Wylicza to, co wzbudza emocje, co przeraża, co pociesza w nudzie albo budzi miłe wspomnienia („letni wachlarz z ubiegłego roku”), co niecierpliwie oczekiwane („Efekt farbowania tkanin […]. List od ukochanego”), co zachwyca („Namalowana na melonie twarz dziecka […]. Lalki. Mały liść lotosu unoszący się na wodzie. Listek malwy. I wszystkie małe rzeczy”).


Katarzyna Karpowicz,
rysunek z 1996 r., detal

Zapiski spod wezgłowia powstały na kartach otrzymanych od cesarzowej. W wierszu Brodskiego Dzika Kaczka pisała swój list również na papierze sprezentowanym przez cesarzową, co niestety umyka w polskim przekładzie Stanisława Barańczaka. Przypomnijmy: „Ten list pisała tuszem twoja ukochana/ Dzika Kaczka na cienkim papierze ryżowym,/ na którym wszyscy piszą na cesarskim dworze./ Coraz więcej wokół papieru, za to z ryżem jest coraz gorzej”. W przekładzie angielskim Dereka Walcotta ten fragment brzmi tak: „This letter to you, Beloved, from your Wild Duck/ is brushed onto scented rice paper given me by the Empress./ Lately there is no rice but the flow of rice paper is endless”. Barańczakowi i tak zawdzięczamy wiele. Na przykład ten świetnie przełożony obraz zapadający głęboko w pamięć: „Niebo także pokłute igłami wież, jak łopatki/ chorego, który wiecznie odwraca się do nas plecami”. A skoro nie znamy prawdziwego imienia autorki zapisków z przełomu X i XI wieku, postanowiłem zwracać się do niej słowami Brodskiego: Droga Dzika Kaczko…


Pomimo złej wróżby dzień okazał się nad wyraz udany. Po pracy przyjaciel zabrał mnie na spacer do parku. Za pałacem, za stawem rozpościerał się niezrównany widok na łąkę iskrzącą się złotem tempery. A wieczorem odebrałem w domu przesyłkę od ulubionej malarki z Krakowa, ukoronowanie naszej listownej rozmowy. W grubej kopercie znalazłem zachwycający rysunek przedstawiający tajemniczą ulicę i przechodniów: dziewczynkę w plisowanej sukience z kotem w ramionach, piastunkę wyjmującą niemowlę z wózka, chłopca w zabawnych portkach, który tkliwie przygląda się maleństwu; w oddali kroczy kobieta w płaszczu z psem na sznurku. Dziecięcy wózek ma ogromne koła. Oddech wrażliwości i kojąca cisza, czuły gest dziewczynki podtrzymującej kota, który pewnie wolałby już wskoczyć na pobliski dach. Puste ławki o fantazyjnie skręconych poręczach. To wszystko tam było, czekało na mnie. W kopercie było coś jeszcze. Na grubym papierze zrodzony z barwnej plamy paź o smutnym spojrzeniu, w kapeluszu przypominającym odwróconą doniczkę, i śliczna dziewczyna o dumnym, zimnym sercu. Ich ręce splecione ze sobą jak korzenie drzew w lessowym wąwozie.

Katarzyna Karpowicz, rysunek z 1996 r.

Budzę się rano i spoglądam na pusty parapet. Śmierć usnęła, zrobiła sobie wolne. Za oknem połyskuje wilgotna od nocnego deszczu zieleń ogrodu.


ADAM SZCZUCIŃSKI

ADAM SZCZUCIŃSKI ur. 1978. Lekarz. Stale w „Zeszytach Literackich” od 2001 nr 1/73, autor tomu szkiców Włoskie miniatury (ZL). Laureat Nagrody „Zeszytów Literackich” za debiut. Członek zespołu redakcyjnego „Zeszytów Literackich” w latach 2014-2018.