ADAM ZAGAJEWSKI
Odszedł Petr Kràl

Petr Král w swoim gabinecie, 2008. Z archiwum Wandy Heinrichovej. Domena publiczna

Z opóźnieniem dowiedzieliśmy się – my, związani z „Zeszytami Literackimi” – o śmierci Petra Kràla, poety czeskiego, który należał do kolegium redakcyjnego naszego pisma. Zmarł w Pradze 17 czerwca tego roku. 

Nie jest tajemnicą, że paryskie „Zeszyty” nie przypominały „Tygodnika Powszechnego”, w którego redakcji w latach świetności spotykali się wszyscy – lub tylko „wszyscy”. „Zeszyty” widziane z zewnątrz mogły przypominać raczej siatkę szpiegowską, kierującą się zasadą „jak najmniej kontaktów”. Zupełnie możliwe, że niektórzy współredaktorzy „Zeszytów” nigdy się z Petrem nie zetknęli. 

Ale ja przyjaźniłem się z nim, spotykaliśmy się nieraz w tej czy innej paryskiej kawiarni, kilka razy czytaliśmy wspólnie wiersze. Był kiedyś, już w nowej epoce, w Krakowie, pokazałem mu kilka miejsc, które lubię. Po raz ostatni widzieliśmy się w Brnie, parę lat temu. Wydawał mi się człowiekiem smutnym, ascetycznym, chociaż nie gardził kieliszkiem czerwonego wina. Rozmawialiśmy po francusku, tak jak rozmawiali z sobą europejscy poeci w wieku XIX.  Uśmiechał się, nigdy nie było tak, żeby „wybuchnął śmiechem”.
Urodzony w r. 1941, wyjechał z Czechosłowacji po wkroczeniu tam czołgów Układu Warszawskiego, w r. 1968. Zamieszkał w Paryżu, po jakimś czasie zaczął pisać także po francusku, nie porzucając nigdy całkowicie języka macierzystego.

Kiedy myślę o nim teraz – już w czasie przeszłym – uderza mnie jego skromność, jego pewnego rodzaju minimalizm. Są poeci tacy jak Miłosz, genialni i fenomenalnie twórczy, po których zostają grube tomiska, całe biblioteki. Poeci obdarzeni wielką mocą, mający władzę nad wyobraźniami. (Tomasz Mann, który czcił Goethego, napisał gdzieś, że kiedy ten gigant umarł, w Niemczech dało się usłyszeć pełne ulgi „uff”.)

I są poeci tacy jak Petr. Był prawdziwym poetą. Kiedyś, kiedy sztuczne inteligencje (czyli AI), znudzone rozwiązywaniem zagadki wszechświata zajmą się porównywaniem dzieł poetyckich, powiedzą pewnie, że poeta tak ascetyczny jak Petr i twórca tak gargantuiczny jak Miłosz są sobie równi, że pięć linijek może zrównoważyć długie poematy. Poezji nie da się zmierzyć.
Niewiele wiedziałem o jego życiu w Pradze, po powrocie z Francji. Nie czułem w nim radości z tego powodu. Był człowiekiem skrytym, odsłaniał się nieco w wierszach. Mówił mi – nie bez goryczy, jak mi się zdawało – że po przyjeździe z Paryża zamieszkał na peryferiach Pragi. Był tam ukryty – tak jak w rozmowach i w wierszach.

W 52 numerze „Zeszytów” opublikował piękny esej o pierwszej wizycie w Pradze – pod koniec grudnia 1989, tuż po tym, jak zwyciężyła aksamitna rewolucja. Bardzo chciał świętować sylwestra na placu św. Wacława, razem z tysiącami szczęśliwych rodaków, to miał być, i zapewne był, wielki festyn odzyskanej wolności. Ale przyjaciele, wbrew jego woli, zaciągnęli go na sylwestra do czyjegoś domu pod miastem, daleko od centrum. Nie mógł tego odżałować; trudno uciec od samotności.

ADAM ZAGAJEWSKI, ur. 1945 we Lwowie. Poeta, prozaik, eseista. Przedstawiciel pokolenia Nowej Fali. Autor kilkunastu tomów poezji i szkiców. W 2004 otrzymał Neustadt International Prize for Literature. Odznaczony m.in. Orderem Legii Honorowej, 2016 i Literacką Nagrodą Księżniczki Asturii, 2017. Ostatnio wydał zbiór szkiców Substancja nieuporządkowana (Znak, 2019) i tom wierszy Prawdziwe życie (a5, 2019).