ANNA ARNO
*** [„ZL” – mój rodowód]

Anna Arno, fot. Grzegorz Celejewski © Agencja Gazeta

* * *

Barbara Toruńczyk poprosiła, abym opowiedziała, czym są „Zeszyty Literackie” w moim życiu. Są, a nie „były”, ponieważ nie zgadzam się na czas przeszły.

„Ale książki będą na półkach, dobrze urodzone,
Z ludzi, choć też z jasności, wysokości”

– pisał Czesław Miłosz w wierszu, który pierwodruk miał właśnie w „Zeszytach” w 1987 roku. Ustawione w dwóch rzędach białe zeszyty zajmują u mnie dwie półki. Numery na grzebiecie co kwartał zmieniały odcień. Teraz kolory układają się w wielobarwne pasmo. Ostatni 144 numer jest czarny. Ale to nie jest znak żałoby – raczej kropka zamykająca dzieło. Tak staram się rozumieć zakończenie misji „Zeszytów Literackich”. Wiersze, opowiadania i szkice, które ukazywały się na ich łamach przez ponad trzydzieści pięć lat nigdy nie stracą ważności.

Dzień, kiedy przychodził nowy numer był dla mnie świętem. Najczęściej towarzyszyło mu kilka słów od Redaktor Naczelnej, na kremowej karteczce z Irysami Józefa Czapskiego. Czułam się wyróżniona. Zadebiutowałam w „Zeszytach” jako szesnastolatka. Najpierw przesłałam relację z krakowskich spotkań poetów. Potem większe wyzwanie – wypowiedź do numeru o Miłoszu. To była przepustka do literackiego świata – niezasłużona, na wyrost, zanim mogłam pomarzyć o tak wysokich progach. Ale przede wszystkim to był wstęp do przyjaźni. Jestem wdzięczna za cierpliwość, z jaką przy Foksal były czytane moje teksty. Delikatne, a przecież stanowcze, krytyczne uwagi. Zaproszenie do rozmowy. A przecież misją „Zeszytów” nie było łowienie „młodych talentów”. Przeciwnie – niektórzy wytykali, że się starzeją. Oskarżali o parnasizm i wysoki, wyniosły ton. Tymczasem ja zostałam przez „Zeszyty” przygarnięta, przyjęta na wychowanie.

Kiedy jako maturzystka wybierałam się do Paryża dostałam od Barbary Toruńczyk listy polecające. Numer telefonu i krótka charakterystyka. Dopisek „Ewa Bieńkowska – rozmowy tylko intelektualne” wypominam Ewie do dziś, z przymrużeniem oka. Wspominam też pierwsze paryskie spotkanie z Wojciechem Karpińskim – 5 marca 2003 roku, w pięćdziesiątą rocznicę śmierci Stalina. W chińskiej restauracji podano parujące ręczniki do otarcia twarzy – nie znałam tego zwyczaju, wydał mi się dziwnie intymny. Dziś, miesiąc od śmierci Wojtka, ze ściśniętym sercem wspominam nasze spotkania w Luwrze. Niszę okienną, gdzie, jak mi zdradził, lubił przysiadać – niewidziany przez nikogo, naprzeciwko obrazów Goyi. Innym razem wskazał mikroskopijne postaci w Madonnie kanclerza Rolin Jana van Eycka – „a ten z lewej to jestem ja”.

fot. „karteczka” z rysunkiem
Józefa Czapskiego Irysy



W pamięci utkwiły migawki. Spotkania wigilijne, na których bywali Julia Hartwig, Michał Bristiger, Stanisław Kasprzysiak. Dzięki „Zeszytom” mogłam z nimi rozmawiać. Pamiętam również wiosenne popołudnie w redakcji, kiedy powiedziałam, że wyjeżdżam do Stanów Zjednoczonych. Na studia za oceanem namówił mnie Adam Zagajewski. Nagroda „Zeszytów” za debiut, którą otrzymałam tuż przed wyjazdem, była jak błogosławieństwo na drogę. Barbara Toruńczyk i Marek Zagańczyk wręczyli mi Podróże do Polski Iwaszkiewicza. Potem w „Zeszytach” znalazło się miejsce na cykl moich Amerykańskich peregrynacji. W Nowym Jorku z listem polecającym od Redaktor Naczelnej odwiedziłam Irenę Grudzińską-Gross. Zaprowadziła mnie do Café Reggio – włoskiej kawiarni w Greenwich Village, gdzie regularnie bywał Josif Brodski. Jego duch był też obecny w restauracji The Russian Samovar przy 52 ulicy. Potem z Ireną Grudzińską-Gross odwiedziłyśmy w Newton Annę i Stanisława Barańczaków. Pamiętam, że jedliśmy polentę, a w pewnej chwili poeta nas przeprosił: poszedł na górę na odcinek Rodziny Soprano. Dedykacja w Sonetach Szekspira świadczy o tym, że to mi się nie przyśniło. Do dziś mam też wełniany szal, który Anna Barańczak zarzuciła mi na ramiona na pożegnanie (noc była śnieżna). Dzięki „Zeszytom” było mi cieplej i mniej samotnie – dzięki ludziom, ale także za sprawą „złotych gwoździ” – cytatów, odniesień, które umacniały grunt pod nogami. Znów przypominają się słowa Miłosza: „Gestami stwarzałem niewidzialny sznur. / I wspinałem się po nim i trzymał mnie”.

Wiele lat później w dziale rękopisów Biblioteki Narodowej czytałam list Konstantego Aleksandra Jeleńskiego do Kazimierza Brandysa. Obaj od początku wierzyli w „Zeszyty”. W przeciwieństwie do Giedroycia, Kot był przekonany, że w mroku lat osiemdziesiątych, pismo nie polityczne, walczące, lecz literackie, to nie jest pomysł naiwnych pięknoduchów. „Zeszyty Literackie” były moją przystanią, pozostają na zawsze moim literackim rodowodem.   

ANNA ARNO

ANNA ARNO ur. 1984. Ukończyła historię sztuki w Institute of Fine Arts, New York University. Laureatka Nagrody „Zeszytów Literackich” za debiut. Ogłosiła Niebezpieczny poeta. Konstanty Ildefons Gałczyński (Znak), Okna (Zeszyty Literackie), Jaka szkoda. Krótkie życie Pauli Modersohn-Becker (słowo / obraz terytoria) oraz zbiór opowiadań Ten kraj (Wydawnictwo Literackie). Nakładem wydawnictwa Iskry, 2020, ukazał się jej tom Kot. Opowieść o Konstantym A. Jeleńskim.