ANNA BARANOWA
Album amicorum
Józefa i Marii Czapskich 1966-1974


Nie mogą być rozłączeni,
W których krew jedna płynie.
(John Donne, Pieśń, przekład Stanisław Barańczak)*

Józio jest cudowny, ale razem stanowią fenomen.
(Anna Kowalska, Dzienniki 1927-1969)**


Szukając tropów łączących dwóch malarzy z grupy kapistów, Józefa Czapskiego i Jana Cybisa, trafiłam na mało znany dotąd dokument[1], przechowywany w Archiwum Józefa i Marii Czapskich w Muzeum Narodowym w Krakowie. Opisany jako Sztambuch gości w Maisons-Laffitte (MNK rps 2494), okazał się niezwykle interesującym źródłem, pozwalającym przybliżyć się do życia Józefa i Marii Czapskich oraz ich otoczenia w latach 1966-1974. Krąg mieszkającego razem rodzeństwa, Józefa i Marii, tworzyli nie tylko liczni krewni i powinowaci z ich rozgałęzionej rodziny, ale także wiele osób, które zaliczamy do luminarzy kultury polskiej i światowej. Kogo tam nie m

 Sztambuch gości w Maisons-Laffitte jest podłużnym notesem o wymiarach 13,5 cm x 22 cm, liczącym 169 stron. Okładki – lekko przetarte na brzegach – pokryte są czarną groszkowaną okleiną papierową. Wyklejkę stanowi papier marmurkowy o wzorze francuskim w kolorach białym, niebieskim i czarnym. Grzbiet jest przetarty i miejscami uszkodzony. Ten zdawałoby się zwykły notes kryje w sobie treści, które z karty na kartę wzmagają zainteresowanie, budzą emocje, poruszają wyobraźnię.

Otwiera go dedykacja napisana ręką Marii Czapskiej: W 20 lat po zejściu się naszym w Paryżu (na Boże Narodzenie 1945 r.) – w 12tym roku osiedlenia się naszego na «górce» domu Kultury, przy Av. de Poissy w Mesnil-le-Roi, pod Maisons Laffitte, zakładamy tę książkę, aby pozostał ślad i pamiątka po naszych miłych gościach. Styczeń 1966. Podpisano: M. J. Czapscy. Maria ma wtedy prawie 72 lata, a Józef prawie 70. Są długowieczni, ale też coraz bardziej schorowani (zwłaszcza ona, wciąż zapadająca na zdrowiu), zaprawieni w trudnym, pracowitym i twórczym życiu. Przeżyli dwie wojny, rewolucję bolszewicką, utratę domu, ojczyzny. Ich świat rozsypywał się wiele razy. Dzielą niełatwy chleb emigracji. Nie mają możliwości przyjazdu do kraju, który wobec takich jak oni, jest szczelnie oddzielony żelazną kurtyną. Na miejscu mogłyby ich spotkać represje. Razem z całą „Kulturą Paryską” są uznawani za wrogów reżimu i atakowani przez propagandę totalitarnego państwa[2]. Ich dom w „udzielnym księstwie na Maisons-Laffitte” tym bardziej działa magnetycznie na osoby z emigracji i z kraju. W falansterze „Kultury” rodzeństwo Czapskich zajmuje miejsce osobne. Niektórzy twierdzą, że było to miejsce poślednie, jako że Jerzy Giedroyc nie doceniał ich tak, jakby na to zasługiwali. Oni sami nie zwykli się nad sobą użalać. Mieszkają na poddaszu, „na górce”, gdzie wchodzi się odrębnym wejściem. Oto jak Czapski instruuje Zbigniewa Herberta, nie mogąc się doczekać pierwszych odwiedzin poety w październiku 1958 roku:  „G a r e  S t. L a z a r e  (pociągiem, do cholery) – Maisons-Laffitte, i ta stacja, wyjście na av. de Poissy. Adres: 91, Av. de Poissy. Wejście od tyłu, n a s z e  wejście, i  s p i c z a s t e  schodki do góry. (…) POGADAMY. Chciałbym namalować Pana portret!”[3]. Natomiast do jego siostry wchodziło się jeszcze wyżej: „aby dojść do jej narożnego pokoju na szczycie domu, trzeba było przejść obok pracowni Józia, wdrapać się o piętro wyżej, prześliznąć przez wąski korytarz” [4]. Warto było, gdyż gość zawsze był witany „przejrzystym uśmiechem, rozjaśniającym piękną, klasyczną twarz tej starszej i tak młodej pani, dla której Mickiewicz czy Norwid byli równie bliscy i znajomi jak jej współcześni”[5].

Oboje – dla bliskich Józio i Marynia – przyciągają do siebie ludzi swojego pokolenia i młodszych. Wszystkich obdarzają otwartością, gościnnością, troską, przyjaźnią. Ich talent przyjaźni jest legendarny. Konstanty A. Jeleński, zwany przez nich pieszczotliwie Kocikiem, tak o tym napisał we wspomnieniu o Marii Czapskiej nazajutrz po jej śmierci: „Marynia i Józio byli bliskimi przyjaciółmi ludzi o czterdzieści lat od nich starszych i o pięćdziesiąt lat od nich młodszych. Najdziwniejsze jednak, że było to na równej stopie zarówno z Dymitrem Mereżkowskim czy Danielem Halévym (w stronę wieku XIX), jak z Adamem Michnikiem czy Wojciechem Karpińskim (w stronę wieku XXI). We wczesnej młodości byli na tyle «dojrzali», przekroczywszy osiemdziesiątkę na tyle «młodociani», aby przyjaźń prawdziwa i wzajemne zaufanie niweczyły tak często nieprzekraczalną «granicę wieku»”[6]. O ich przymiotach osobistych i aurze, jaką stwarzali w swoim skromnym, a tak gościnnym domostwie mówią niezliczone wpisy w księdze, którą Maria Czapska prowadziła od 1 stycznia 1966 do września 1974. Najdowcipniej wpisała się Róża Woźniakowska (dziś znana europosłanka Róża Thun), będąca córką ich siostrzenicy Marii de domo Plater-Zyberk i Jacka Woźniakowskiego, znanego historyka sztuki, współtwórcy środowiska „Tygodnika Powszechnego” i „Znak”-u. Dwudziestoletnia Róża taki zostawiła wpis 7 VII 1974 roku: „Mama (Moja) mówi, że ludzie dzielą się na dwa narody: Marynitów (tych, co adorują Ciocię Marynię) i Józefitów (adoratorów Wuja). A jeśli się jest Obojga Narodów – to co?”[7]. Młoda wielbicielka z Krakowa, która po raz kolejny przyjechała do nich w odwiedziny, miała rację, że ich nie rozdzielała. Na podwójne pokrewieństwo rodzeństwa Czapskich wskazywał Jeleński: „związek krwi utrwalał się z latami w bliski związek duchowy między tymi dwiema, równie silnymi i odmiennymi, indywidualnościami”[8].

il. 4. J. Czapski, Kwiaty w wazonie, 1970

Skromny notes, wpisany do inwentarza MNK jako sztambuch gości, nawiązuje nazwą do popularnych zwłaszcza w XIX wieku „ksiąg rodu” (z niemieckiego: Stammbuch), ale jest przede wszystkim albumem przyjaźni, album amicorum. Można by wiele napisać o książce założonej przez rodzeństwo Czapskich w kontekście przebrzmiałej już wtedy mody na albumy. W XIX-wiecznej polszczyźnie nazywano je też – nieco dziwnie – „imionnikami” (określenie Edwarda Rastawieckiego), czy „trwalnikami” (określenie Antoniego Wagi)[9]. Ten drugi – zapomniany dziś naturalista i pisarz – rozprawiając w „Bibliotece Warszawskiej” o „trwalnikach”, wywodził je z wielowiekowej tradycji albumu, czyli księgi lub zeszytu, „na którego białych kartach przyjaciele i znajomi zapisują imiona swoje”[10]. Natomiast inny, późniejszy znawca tematu, Stanisław Wasylewski, podkreślał, iż „sztambuch nie jest bynajmniej wynalazkiem i wyłącznością ery romantyzmu. Istniał już w pierwotnej formie, jeśli nie dawniej, to w każdym razie za czasów renesansu, nosząc wówczas nazwę «księgi przyjaciół», album amicorum[11]. W XX wieku zastąpiły je z jednej strony pamiętniki pensjonarek (ale nie tylko ich), a z drugiej księgi gości. Jak pisze Maria Dernałowicz we wstępie do antologii Sztambuch romantyczny: „Te Księgi jednak spełniały inne zadania: chciały świadczyć o odrębności, wyjątkowości domu, który miał ambicję stać się wyspą w rosnącej szarzyźnie świata”[12].

Księga z Maisons-Laffitte jest zarazem sztambuchem, album amicorum i księgą gości – świadectwem czasów naznaczonych głębokim doświadczeniem utraty. Jak napisała Maria Czapska w swoich niezwykłych wspomnieniach Europa w rodzinie, „na naszą generację wypadła zagłada naszych domów rodzinnych, ich archiwów, bibliotek, pamiątek kultury całych pokoleń”[13]. Wzruszające są wpisy osób rozproszonych po całym świecie, świętujących krótkie chwile bliskości. Księga rodzeństwa Czapskich w pełni potwierdza określenie Stanisława Wasylewskiego: „Sztambuch to znaczy: cyborium czułości i skarbiec uczuć mocniejszych ponad miłość. Uczuć przyjaźni”[14].

po lewej il. 1. portret podwójny Bisi (Elżbiety) Caroll, 1969
po prawej il. 2. portret Kasi (Katarzyny Dzieduszyckiej późn. Herbertowej) 1968

Pierwsze wpisy zaczynają się nieśmiało. Maria Czapska notuje ołówkiem nazwiska gości, którzy odwiedzili ich w styczniu 1966 roku. Są wśród nich Irena Osadczuk (z Berlina), Rena Jeleńska (dopisek: „matka Kota”), Andrzej Vincenz (z Heidelbergu; dopisek: „profesor, syn pisarza”)[15], historyk Philippe Ariès z żoną, którzy często tu zaglądają. Jako pierwsza (13 II 1966) wpisuje się ich ukochana siostrzenica Elżbieta, wdowa po malarzu Jean Colin d’Amiens, która przygotowuje się do powrotu do Polski po bardzo trudnych latach spędzonych we Francji. Przy boku wujostwa spędza terapeutyczne cztery dni (17-20 II 1966): „Po potwornych 2 tygodniach (wewnętrznego żegnania się z bliskimi) radosne 4 dni u Was w ciepłości powrotu do wszystkich i wszystkiego – jak w wacie mnie chowaliście w tej «rekonwalescencji»”[16]. Warto też zacytować późniejszy wpis innej krewnej Bisi (Elżbiety Marii) Carroll ex Łubieńskiej, która przyjechała do Maisons-Laffitte, aby pomóc Czapskiej w rekonwalescencji po złamaniu nogi (przebywała ona w klinice 1 I-1 II 1969): „Przyjechałam pielęgnować Ciocię, ze złamanym biodrem, jako pielęgniarka, tymczasem wyjeżdżam sama podreperowana na zdrowiu i na duchu jak po najmilszej rekonwalescencji duchowo-cielesnej, w nadziei, że mi pozwolicie jak najszybciej wrócić – bo Was bardzo kocham. Bisia 8-17 II 69”[17]. Ten czuły wpis dopełniony został na stronie obok wspaniałym rysunkowym portretem Bisi Carroll ex Łubieńskiej autorstwa Czapskiego. Wkrótce znowu miał okazję ją portretować[18] (il. 1). Wszyscy, którzy odwiedzali Czapskich, byli pod urokiem ciepłego przyjęcia, jakie ich spotykało. Zachwycająca gościnność przy bardzo szczupłych warunkach lokalowych! To się tak rzadko dzisiaj spotyka… Anna Kowalska, pisarka z Polski, przyjaciółka Marii Dąbrowskiej, zanotowała 5 XI 1967: „Budzę się nad ranem i przypominam sobie moich archaniołów, wiersze Achmatowej i długie rozmowy w natchnieniu i pantofle Józia i Polskę naszą i waszą”[19]. Swój pobyt na „poddaszu archaniołów”, gdzie odczuwała niesłychany komfort duchowy, gdzie była jak „w domu”, opisze szerzej w Dziennikach[20]. Z kolei ksiądz Adam Boniecki pozostawił po sobie taką pamiątkę z datą 23 III 1974: „Dzień, w którym jadłem znakomitą kurę, zmyłem naczynia i duch został nakarmiony”[21]. Siostra malarza z dobrym skutkiem zajmowała się również kuchnią. Mniej się pamiętało, że była pisarką, historyczką, krytyczką, tłumaczką, z doktoratem filozofii uzyskanym przed wojną na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ona sama uderzała skromnością i delikatnością, choć bywała też uparta i oceniająca. Jak pisał Jeleński: „zasiadając naprzeciw niej w głębokim fotelu, inną miarą sądziło się wypadki dnia, czy nawet lat. (…) Maryni można było wyznać wszystko, cokolwiek człowiekowi leżało na sercu i spotkać się z tym samym, zawsze żywym zrozumieniem. Tolerancja jej nie znała granic (…)”[22]. Podobnie było z jej bratem. Te głęboko ludzkie przymioty obojga gospodarzy można spuentować słowami samej Czapskiej: „La délicatesse, ça ne s’achète pas dans les magasins – mawiała nasza bardzo wiekowa praczka w Maisons Laffitte, prawdziwie dystyngowana osoba. Bo dobre wychowanie to przede wszystkim – uwaga, umiejętność uważnego słuchania, czego nabyć nie można, od czego nic nie zwalnia, nie może zwolnić”[23].

Wśród gości „na górce” ważne miejsce zajmowali wspomniany już Zbigniew Herbert i jego żona Katarzyna Dzieduszycka. W omawianym sztambuchu pojawiają się wiele razy. Z końcem czerwca 1966 roku poeta nazywa siebie „wędrowniczkiem” i dziękuje „za gościnę i dobrą mądrość”. Dołącza również delikatne rysuneczki długopisem[24]. Na połowę lat 60.  przypada okres jego „fundamentalnych załamań nerwowych” – Czapscy są jego serdecznymi powiernikami[25]. 1 X 1967 „pątnik Zbigniew” znów jest na „górce”. Wpisuje: „Dobrze tu” i rysuje ozdobne serce ze swoim portrecikiem w środku. Po raz pierwszy pojawia się wtedy Katarzyna Dzieduszycka, która dzieli się swoim zachwytem: „A ja pierwszy raz «na górce» i uważam, że odkryłam ważny «szczyt» i świat stąd jest bardzo piękny”[26]. Czapscy bardzo polubili żonę Herberta, która będzie ich też odwiedzać sama i ze swoją starszą siostrą, pisarką i tłumaczką, Teresą Dzieduszycką (Thérèse Douchy). Będą razem spędzać święta; będą podejmować wspólne działania. W Nowym Roku 1968 Katarzyna Dzieduszycka wpisała do sztambucha swój wiersz pod tytułem Mojej Matce[27]. Na stronie obok Czapski narysował czarnym flamastrem jej portret jako czytającej[28] (il. 2). Dowiadujemy się również, że 13-16 II tegoż roku „Kasia Dzieduszycka przepisuje VIII R. «Kroniki»”[29]. Skądinąd wiemy, że jest to czas, kiedy zamierzona Kronika rodzinna przekształca się w Europę w rodzinie [30].  Wracając do Polski w 1970 żona Herberta napisze: „Przed odjazdem do «drugiego świata» – jak mówi Marynia – zostawiam tu w «tym świecie», przy Was moje serce i gorące myśli / od Zbyszka i siebie”[31]. Także ci, którzy mieszkali w „tym świecie”, ale na drugiej półkuli, żegnali się z ciężkim sercem. Józef Wittlin odwiedzający ich z żoną Haliną we wrześniu 1966 roku napisał na pożegnanie: „Kochani Czapscy – okropną rzeczą jest odległość, dzieląca Was od nas. Jak pokonać tego przeciwnika? Bywajcie zdrowi – i pamiętajcie o dalekich Waszych wielbicielach”[32]. Gdy wrócił z żoną kilka lat później, zostawił dla Czapskich życzenia, „aby zawsze zachowali swoją szlachetną świeżość i hojność serca i umysłu na pociechę nas wszystkich starych i młodych «destierros»”[33]

il. 3. J. Czapski, Żonkile, rysunek, 1969

Anna Kowalska pod koniec pobytu w Maisons-Laffitte  napisała w swoim zeszycie, iż „Czapscy, (…) jak prawdopodobnie wielu piszących dzienniki, zapraszają do siebie, zachęcają do rozmów, i to, co usłyszeli  skrzętnie notują. Jest to wiara w wartość świadectw”[34]. Słynne kajety zapisuje i zarysowuje brat, siostra też prowadzi swój dziennik i pilnuje wspólnego sztambucha. Lakoniczne wpisy Czapskiej mieszają się z autografami takich pisarzy, jak Jerzy Stempowski, Czesław Miłosz, Wacław Zbyszewski, Zygmunt Haupt, Jerzy Andrzejewski, Leopold Tyrmand, Sławomir Mrożek z żoną i wielu innych. Gustaw Herling-Grudziński zapisał w marcu 1970 roku swoim drobnym starannym pismem: „Niech Marynia i Giuseppe / przyjmą ten wpis Gustawa, który twierdzi, że będzie lepiej. / Kiedy? To inna sprawa”[35]. Bywają tu również – wymieniając nazwiska à bâtons rompus – Edward Raczyński, Bohdan Osadczuk, Ola Watowa, ks. Józef Sadzik, Wiktor Weintraub, Paweł Hertz. Zjawia się regularnie lub z przerwami Zygmunt Mycielski („po trzech latach niełaski!”, 10 V 1970), przychodzi Piotr Rawicz (6 I 1967, po trzymiesięcznym pobycie w Polsce). Często też bywa Maciej Morawski, paryski korespondent Radia Wolna Europa, którego Czapski traktuje trochę jak syna i zalicza do swojej „gospodarki” przyjaciół[36].

Wśród gości nie mogło zabraknąć artystów tych z emigracji, i z kraju. 10 IV 1970 Czapska notuje: „Jan Lebenstein drugi raz pozuje Józiowi do portretu”[37]. Odwiedzają ich Roman Cieślewicz i Alina Szapocznikow. Często przychodzi Anna Jawicz (Rawicz, żona Piotra Rawicza) reżyserka, używająca pseudonimu D’Astrée. Jak pisał Czapski, łączyła ich „jakaś tajemnicza forma zbliżenia”, wynikająca między innymi ze wspólnego doświadczenia kresów[38]. Z Nowego Jorku przyjeżdża Felicja Krance (malarka, przyjaciółka od czasów młodości)[39]. Ma ona więcej optymizmu niż Wittlinowie i uważa, że odległość nie musi być przeszkodą: „Tyle nas łączy – a tak mało dzieli – bo tylko ocean” (29 IV-1 V 1974) [40]. Pojawia się też kilkakrotnie wdowa po Auguście Zamoyskim Hélène, a razem z nią – jak zapisuje – Gucio invisible, mais présent (19 I 1973)[41].  

Szczególnie wyczekiwane są wizyty kapistów, którzy wykorzystują każdą okazję wyjazdu za żelazną kurtynę, aby odwiedzić dawnego konfratra. 2 III 1967 przyjeżdża Artur Nacht Samborski[42]. Na wiosnę 1969 pojawia się Wanda Waliszewska („żona Zygi” – jak zaznacza Czapska), która się wpisuje: „Zawsze będę pamiętać pobyt u Was, choć krótki” (23 III 1969)[43]. 19 IV jeszcze jeden wpis: „Wanda Waliszewska – pożegnanie”[44]. Wyobrażam sobie, ile wspomnień i emocji musiała wzbudzić ta wizyta żony zmarłego przedwcześnie przyjaciela u obojga Czapskich. Waliszewski z grupy kapistów był im najbliższy; pomagali mu z ofiarnością w trakcie choroby; podtrzymywali pamięć o nim. Co więcej – w latach paryskich Waliszewski i Czapska byli parą i w roku 1929 planowali wziąć ślub. Nic z tego nie wyszło, choć byli o włos. Waliszewski napisał w liście do swojej siostry Walerii, iż „powodem jest niezgoda na to całej prawie «mnogoczislennoj» rodziny Maryni”[45]. Czapski jednak inaczej naświetla ten bardzo trudny, właściwie toksyczny związek w swoich wspomnieniach[46].

Kilka razy przyjedzie do Maisons-Laffitte Jan Cybis z żoną Leną. Pierwsze spotkanie, które zostało odnotowane w sztambuchu miało miejsce 15 II 1967, ale i wcześniej były osobiste kontakty, obfitujące potem w komentarze listowne. Dzięki korespondencji mamy ślad umawiania się na kolejną wizytę. „Jak się spotkamy? – pyta w niedatowanym liściku Czapski. – Z wiekiem wszystko staje się skomplikowane, mam tydzień szalenie zawalony i trudny, do Paryża jeżdżę o wiele rzadziej, bo mi to pracę wywraca, a Marynia prawie wcale nie bywa w Paryżu. / Może byście z Leną przyjechali do nas jutro Środa – albo pojutrze Czwartek albo już na przyszły tydzień, bo reszta dni mamy zapchane – chcemy was widzieć spokojnie a mamy oboje po 100 lat!”[47] Wizyta nastąpiła tydzień później 23 IX 1969. Jan Cybis wpisał do sztambucha: „Dom gościnny – gość domowy (co dwa lata)”[48]. Pojawiają się też ich synowie Jacek i Jan. Ostatni raz zobaczą się dwukrotnie w październiku 1972 – jak się okazało na dwa miesiące przed niespodziewaną śmiercią Cybisa. Ta data odejścia starego przyjaciela zostanie zapisana na początku sztambucha, gdzie Czapska notowała straty. Jeden słupek to było: „Nasze rodzeństwo”, w drugim: „Najbliżsi”[49]. Sztambuch to nie tylko „rwąca kaskada imion i pamiątek” i „wirydarzyk wspomnień” – jak pisał Wasylewski. Sztambuch jest też cmentarzem: „Imiona przyjaciół to – nagrobki”[50].

Skoro mowa o dawnej konfraterni kapistów, to należy wspomnieć koniecznie Hannę Rudzką-Cybisową, która odwiedziła ich na początku lata 1967. Zapowiedziała się listem już w marcu, upewniając się, czy ich zastanie. Jak napisała: „Będzie to dla Was dalszy ciąg korowodu zjaw z przeszłości – wiem od Janka i Artka, że widzieli się z Wami. (…) Chciałabym widzieć obrazy Józia – dochodzą mnie tylko strzępy wydarzeń artystycznych jego bujnego życia”[51]. Odwiedzi ich dwukrotnie (24 VI i 8 VII 1967) razem ze swoją dawną uczennicą, Krystyną Konopką, która studiowała w Paryżu w École du Louvre[52].

Obok emigracyjnych i krajowych tuzów przybywają też coraz młodsi goście z Polski, o których Czapscy chętnie opowiadają tym, którzy do Polski jeździć nie mogą. Wspomniał o tym Andrzej Vincenz w liście do matki Ireny z 30 V 1972, napisanym po powrocie z Maisons-Laffitte: „o wiele ciekawiej u Czapskich (siedziałem u nich jeszcze do 12-tej w nocy chyba, opowiadali o różnych nowych znajomych z Polski, oni się ciągle zarzekają, że mają dość znajomości, a jednak ciągle mają jakichś znajomych i to ciekawych”[53].

il. 7. SGM-L, telegram z gratulacjami i foto, 1972

Irena (Rena) Vincenz pojawi się tu na dłużej na przełomie kwietnia i maja 1974 roku – w czasie, kiedy Czapski wyjechał w związku ze swoimi wystawami najpierw do Londynu, a później do Genewy. Lakoniczny wpis w sztambuchu pod datą 15 V 1974 niewiele mówi o charakterze tej wizyty. Przekonujemy się tu o zawodności, czy raczej niewystarczalności sztambucha jako źródła. Jest oczywiste, że należałoby go badać w otoczeniu innych dokumentów. W przypadku Ireny i Andrzeja Vincenzów istnieje niezwykle ciekawy i bogaty zespół korespondencji między matką a synem, którzy często do siebie pisali i poruszali wszystkie aktualne wydarzenia i problemy. Również ich wizyty w Maisons-Laffitte zostały obszernie opisane. Te pełne życia omówienia prowadzone są w obie strony – i to po wielekroć, do wyczerpania tematu. Co więcej, także Irena Vincenz prowadziła dziennik. Znajdujemy w nim komentarz do wspomnianego kilkunastodniowego pobytu u Czapskich. 3 V 1974 wyjawiła powód przyjazdu do Maisons-Laffite: „Zdaje mi się, że dopóki się żyje – należy zdobywać się na największy wysiłek. I że przyjaźń ma być czujna. Więc jak mi Józio napisał, że nie wie, co zrobić, jak zostawić Marynię samą, że się o nią niepokoi, bo po tej operacji katarakty jeszcze nie widzi dobrze itp. – zrozumiałam, że mam się odezwać, a nie nabierać wody w usta i udawać, że nie wiem, o co chodzi. Więc zaproponowałam pomoc. (…) Chciałam przyjechać, bo przyjaźń zobowiązuje. Przyjaźń ma być bezinteresowna”[54]. Gdyby nie dyspozycyjność niewiele od nich młodszej przyjaciółki z Lozanny, kto wie, czy Czapski mógłby wyjechać w ważnych dla niego sprawach. Dodatkowe światło na ten moment życiowy rodzeństwa Czapskich rzucają ich listy do Vincenzowej, w których wyjaśniają zaistniałe życiowe okoliczności, proszą o pomoc i dziękują za nią[55].

Ale wróćmy do „nowych znajomych z Polski”, którzy zjawiają się u Czapskich. Nie było to oczywiste – z pewnością wymagało poleceń, ale i odwagi cywilnej (jeśli się zamierzało wrócić do kraju). Ewa Bieńkowska, która po raz pierwszy pojawiła się u Czapskich w 1971 (otrzymawszy paszport po wielu odmowach), napisała w swojej książce wspomnieniowej: „Słyszałam od przyjaciół, jakie to było łamanie się ze sobą, zanim nasi rewizjoniści przekroczyli próg tajemniczej willi przy dużej przejezdnej (wystawionej na spojrzenia?) rue de Poissy”[56]. Dla Czapskich była to możliwość poznania osób z nowego pokolenia, które z czasem będą napływać w coraz większej liczbie. W sztambuchu pojawiają się – znaczące dziś – nazwiska. Wojciech Karpiński przybywa najwcześniej – jako „«sąsiad» kilkakrotnie 27 IX-2 X 1967”[57]. Marek Tomaszewski i Wacek Kisielewski rysują w podzięce sierp i młot, będący humorystycznym symbolem ich duetu. Pierwszy z nich został nawet uwieczniony portretem[58]. Z kolei 16 XI 1972 Czapska zapisuje: „Małgorzata Dziewulska-Król – z drugą wizytą – pokolenie naszych wnuków – urocza i ambitna reżyserka teatru w Puławach, który kierują i zainicjowali z mężem Marcinem”[59].

Młodzi przybysze z Polski mogą się tu natknąć na wielu cudzoziemców. To zrozumiałe, że Czapskich otacza ciekawe towarzystwo międzynarodowe. Pojawiają się: Karl Dedecius z żoną Elwirą, Jeanne Hersch z cudnym psem, przemyka Auberon Herbert „jak zwykle en vitesse w kanarkowym ubraniu” (16 VI 1971)[60]. Czapski wspominał o nim, że był zakochany w Polsce i „nie było Polaka, który by od niego nie pożyczał pieniędzy”[61]. Przychodzi Lilly Pastré („z ogromną hortensją”) – mecenaska kapistów z dawnych lat, „wierna do samego końca, kiedy już jej było ciężko wdrapywać się po prowadzących na poddasze stromych schodach”[62].  Regularnie przyjeżdża zakochana w Czapskim miłością niemożliwą Catherine Djurklou („Szwedzka przyjaciółka Józia”, jak zaznacza siostra)[63]. (il. 6) Zjawiają się Elena Croce, Dora Vallier (15 XII 1968), Georges Nivat (z którym rozmawia się o Sołżenicynie, 19 II 1971)[64]. Kilka razy przyjeżdża też Vladimir Dimitrijević (13 IV 1973) – jako wydawca, interlokutor (o Polsce, Witkacym, ich sytuacji w Paryżu) i grzecznościowy kierowca (Votre chauffeur)[65].

il. 6. J. Czapski, portret Catherine Djurklou

Jak wnioskuję z częstotliwości pojawiania się w sztambuchu, ulubionymi gośćmi byli Floristella Stephani i Thierry Vernet – małżeństwo malarzy zamieszkałych w Paryżu (oboje pochodzili ze Szwajcarii). Vernet zapisał się tym, że był towarzyszem podróży znanego pisarza Nicolas Bouviera. Stephani wystawiała razem z Czapskim w galerii Grabowskiego w Londynie jesienią 1964. Jej rysunkowy portret z kwietnia 1969 podpisany jest pieszczotliwie Floristelka[66]. 10 IV 1969 Maria Czapska notuje w słupku nazwiska i spina je klamrą: „Władkowie Żeleńscy / Philippe Ariès / Floristella / i Thierry Vernet / strasznie miła kompania”[67]. W 1971 Czapscy witają razem Vernetami Nowy Rok. W lutym młodzi przyjaciele pojawiają się też ze swoimi udanymi dziećmi i białym kotem, który został naszkicowany przez Czapskiego[68]. Jest to Mustafa, znany również z obrazów Stephani. 4 VII 1974 Vernetowie znów z wizytą; „Floristella przynosi cudownego «Kota» – kupił go Auberon Herbert” – notuje Maria Czapska[69].  Bywają tak często i są tak chętnie widziani, że zostali nazwani Vernecikami (przy okazji urodzin Czapskiego 3 IV 1972)[70]. Vernet napisał w swoim wspomnieniu, że Czapski „wiódł życie spartańskie, w poszukiwaniu pokory, dobroci i prawdy. Oddany całkowicie malarstwu, bardziej troszczył się o to, aby być niż szukać rozgłosu” (plus soucieux d’être que de paraître)[71]. Na stronie internetowej Stephani i Verneta, Czapski posiada osobną „zakładkę” jako przyjaciel i człowiek, który miał na nich wielki wpływ. Skoro mowa o artystach zagranicznych, którzy byli zapatrzeni w mistrza z Maisons-Laffitte, warto przywołać również nazwisko belgijskiego malarza Rémy Celis. Wpisując się do sztambucha 5 II 1967,  wymienił on trzy ważne dla niego nazwiska: Bonnard, Picasso i Czapski[72].

W gronie przedstawicieli młodego pokolenia, którzy lgnęli do rodzeństwa Czapskich, można wymienić o wiele więcej nazwisk. Jedną z kluczowych osób stała się Murielle Gagnebin-Werner, uczennica Jeanne Hersche, która zachwyciła się obrazami Czapskiego od pierwszego wejrzenia, gdy ujrzała je przypadkiem w domu swojej mistrzyni w Genewie[73]. Było to w roku 1969 i ta fascynacja nie słabnie do dzisiaj, o czym mogliśmy się przekonać rok temu podczas jej wizyty w Krakowie i spotkania w Pawilonie Józefa Czapskiego[74]. Młoda filozofka i psychoanalityczka o wielkiej kulturze oka podjęła się napisania pierwszej monografii twórczości malarskiej Czapskiego, która została wydana właśnie u Dimitrijevicia w jego legendarnym wydawnictwie L’Âge d’Homme[75]. Zanim dojdzie do uroczystej promocji albumu Czapski. La main et l’espace (1974) piękna, wrażliwa i bardzo energiczna Murielle Werner-Gagnebin pojawi się na kartach sztambucha wielokrotnie. Razem z nią bywał też w Maisons-Laffitte jej mąż Eric Werner i rodzice (między innymi w celu obejrzenia i zapewne zakupienia obrazów Czapskiego). Wpisywała się drobniutkim pismem, wyznając entuzjastycznie miłość i podziw (Merci et je Vous aime, 11-18 I 1972)[76]. Wspólnie z nią (i z Vernetami) witają Nowy Rok 1973 – Murielle przebywa u nich od 28 XII 1972 do 6 I 1973 (Je pars reposée! … Mes amis, merci d’être mes amis)[77]. W kwietniu 1973 autorka jest oszołomiona liczbą wspaniałych nowych obrazów Czapskiego (Murielle: toujours émerveillée, et cette fois: effrayée! Trop, trop de bonnes et belles pièces!!)[78]. We wrześniu natomiast napisze: La précision nous tuera!! Merci pour tout (…)[79]. Widać, że praca nad książką zbliża się do końca i narasta ilość zabójczych szczegółów do uzgodnienia. I wreszcie następuje uroczysty moment zapisany lakonicznie przez siostrę pod datą 24 III 1974: „Wieczór Józia w Galerie Lambert: podpisywanie książki M. Werner «Czapski – la main et l’espace»”[80]. Ta książka wydana w formie ekskluzywnego albumu stanowiła przełom w zainteresowaniu twórczością Czapskiego. Trzymał ją w zasięgu ręki, tuż nad głową – na półce nad swoim słynnym tapczanem, obok tomów z dziennikami (według fotografii Leszka Pękalskiego z 1988 roku).

Do grona najbliższych należała Ludmiła Murawska, malarka i aktorka z Warszawy, siostrzenica Ludwika Heringa, której talentowi patronował on od dziecka. Na jej przyjazd czekano na „górce” w Maisons-Laffitte od wielu lat (problemy paszportowe). Czapski był coraz bardziej zrozpaczony, gdy kolejny prawie pewny termin nie dochodził do skutku. Jest oczywiste, że pragnienie przyjęcia u siebie tej utalentowanej artystki z kręgu Heringa i Białoszewskiego miało też w jakiś sposób charakter zastępczy wobec niemożności spotkania się z jej wujem – miłością życia Czapskiego. W jednym z listów do Heringa Czapski pisał zirytowany (12 X 1965): „nie rozumiem, dlaczego ona jedna nie ma możliwości trafienia tutaj, kiedy tu przyjeżdżają hurmy panieneczek i młodzieńców, którym przydać się to może chyba na to, żeby kupić kalesony, skarpetki czy spódniczki w Grand Magasins”[81]. Gdy w końcu pojawiła się na początku październiku 1966, od razu ją pokochali. Oboje – w obecności Murawskiej – napisali do Heringa o swoim zachwycie nad jego wychowanką i współtwórczynią Teatru Osobnego. Maria Czapska dodała od siebie do entuzjastycznego listu brata: „Ludka z nami – / ujęła   o d  r a- z u   prostotą, urokiem, bezpośredniością – i my dzięki temu również czujemy najlepsze z nią pokrewieństwo. (…) Impossible, że Lu z nami!”[82]. Po raz pierwszy Czapska odnotuje imię Ludki w sztambuchu już w dniu jej przyjazdu 3 X 1966, a potem po wielekroć. Ludka będzie przedstawiana rodzinie i przyjaciołom, będzie spędzać z nimi święta i Nowy Rok. 5 II 1967 wpisała się osobiście: „Duszą od zawsze – duszą i ciałem od października 66 r.”[83]. Ten pobyt obfitował w rozmaite wydarzenia, ale informacje o nich znajdziemy gdzie indziej[84].

Przeglądając karty sztambucha z przejęciem szukałam w nim śladów obecności Ludwika Heringa. Kto czytał ich korespondencję, wie, że był on dla Czapskiego – poza najbliższą rodziną – człowiekiem najważniejszym. A tu tylko imię i nieczytelne nazwisko, a na dodatek data pomylona o miesiąc, bo Hering przyjechał w listopadzie: Ludwik Hering – 4 XII 72[85]. Tak długo i beznadziejnie wyczekiwany przyjazd, spotkanie po trzydziestu trzech latach – i tylko tyle? Nie przeceniajmy sztambucha. Cała temperatura tego pobytu zawarta jest w rwących się listach Heringa do siostrzenicy: „6? 7? XI – 72 / Nie znam ani daty, ani dnia /  D z i e c k o  M o j e  D r o g i e  / Tylko parę słów: d o b r z e, ż e  p r z y je c h a ł e m. / W s z y s t k i e  noże najgroźniejsze z mojego kosza wyciągam, ale myślę, że może i Józia nie zamorduję, i sam wrócę żywy (myślę, że za około miesiąc)”[86]; 15 X 72: „Z tonu czujesz, że jestem szczęśliwy”[87]. Mieszkał w hotelach najpierw w Paryżu, potem w Maisons-Laffitte, często bywał w pracowni: „W domku dużo bywam na [pięterku] Maryni – przynajmniej pozornie żadnych gróz nie widać. (…) Do nich bliżej przeniosę się za kilka dni na stałe”[88]. Wielkie dysputy dotyczyły nie życia osobistego, tylko sensu sztuki. Krótko po wyjeździe Heringa Czapski napisał: „Wciąż z Tobą gadam, jakbyś nie wyjechał jeszcze”[89]. A podsumowanie dyskusji i rozwinięcie punktów sporu zostało przez malarza omówione w długim liście (jednym z tych wielkich jego listów), który powstawał od początku grudnia do Wigilii 1972 roku. Czapski niezwykle szlachetnie przyjął argumenty przyjaciela (owe polemiczne „noże”, z którymi Hering przyjechał do Paryża), dając przykład tego, jak można „pięknie się różnić”. List zamykał koncyliacyjnie: „Nie ma żadnej tragedii, że myślimy inaczej, ja mam 75 lat. Już Ty jesteś drugą generacją, cóż dopiero Ludka. Może ja się mylę, stosując do Was moją prawdę, ale i wtedy na to, żeby mnie odrzucić, musicie mnie wysłuchać”[90].

Hering – osobowość neurotyczna – był w trakcie pobytu w Paryżu trochę rozżalony, że Czapski miał dla niego za mało czasu (o czym był uprzedzony we wcześniejszej korespondencji). Pisał do siostrzenicy: „Józio myślał szczerze, dobrze. (…) Jednak w tych ciągłych turystycznych napadach rodzinnych – brak szpary”[91]. Trzy pokolenia rozgałęzionej rodziny – to czyniło ruch permanentny, odnotowywany z wzajemną miłością na kartach sztambucha. Jacek Woźniakowski podawał się za „nałogowca” i podkreślał swoje „nienasycenie” (cytując Ignacego Stanisława Witkiewicza, „znanego w Zakopanem artystę”)[92]. Jego żona Maja, siostrzenica Czapskich pisała o sobie z humorem, że jest ich „nieślubną córką”[93]. Najstarszy z ich dzieci, Henryk Woźniakowski, przyjeżdżając z Krakowa do Maisons-Laffitte przeprowadzał z nimi długie rozmowy. 18 III 1973 zapisał w sztambuchu: „Wujowie najbardziej kochani – w tym miejscu życzę, żebyśmy  j a k  n a j p r ę d z e j mogli te porwane strzępki rozmów i tematów trochę pozszywać, ale też i nowych naszarpać. No i żeby z magnetofonowego planu coś wyszło!!”[94]. „Magnetofonowy plan” został zrealizowany rok później w postaci rozmowy-rzeki, podczas której wuj Czapski opowiedział – po raz pierwszy tak obszernie – wspomnienia z czasów dzieciństwa i burzliwej młodości, z okresu „przedmalarskiego” [95].  

Przybywali też regularnie siostrzeńcy i wnukowie ze strony siostry Karli Przewłockiej. Janusz Przewłocki wpisał się 18 IX 1974: „Byłem 10 dni – to cud jakiś, dziwność olbrzymia, spotkania jak w sennym marzeniu – Wujostwo, Jerzyk Cz.[apski], Tuta N.[iemojewska], Sąsiedzi z dołu. Jakie światy, przestrzenie… Jakiś węzeł polski. Sprawy i emocje, historia i życie, losy, tradycje, pasje. Tak ciekawy i miły ten smutny przecież bukiet polski, zawsze pod presją, a jeszcze żywy”[96]. Kilkanaście lat później dał się poznać jako „archiwista najwyższej klasy”, pomagając Czapskiemu porządkować domowe archiwum, a po jego śmierci przyjechał spakować spuściznę przeznaczoną dla Muzeum Narodowego w Krakowie[97].  W roku 1968 nawiązała się też osobista więź Czapskiego z jego synem, Grzegorzem Przewłockim, zaliczanym do coraz liczniejszego pokolenia „wnuków” z Polski. Napisał on o swoich spotkaniach z wujem (czyli bratem babki) ciepłe wspomnienie Obrazy na trawie, nawiązując w tytule do sposobu, w jaki malarz pokazywał swoje płótna, na co dzień przechowywane w komórce, na tyłach domu. Rozkładał je po prostu na trawniku[98]. Podobne wystawy urządzał chyba dość często (wspominają o tym Andrzej Vincenz i Murielle Gagnebin). Młody Przewłocki, który zawdzięczał wujowi wiele paryskich wtajemniczeń i pierwsze w życiu jeansy, wpisał się w sztambuchu 25 VIII 1970 tymi słowy: „Kochanym wujostwu z podziękowaniem za przemiłą gościnę: kina, teatry, wieczorne rozmowy i w ogóle wszystko, co dla nas zrobili”[99]. Poprosił też, aby całować Biszkę, która była ukochaną suczką spanielką Czapskich. Została uwieczniona w sztambuchu krótko potem, z końcem września 1970, gdy powstał jej czuły portret podwójny (z podpisem Bichki) [W sztambuchu został również sportretowany Bulik Tuty Wysockiej (s. 120) (il. 5)] [100].

il. 5. Sztambuch, s. 120, Tuta z Bulikiem i inne ciekawe wpisy, 1971

Więzi rodzinne były podtrzymywane nie tylko poprzez osobiste spotkania, korespondencję i rozmowy telefoniczne. Na stronie 130 wklejono telegram z gratulacjami – jako pamiątkę z okazji wernisażu ważnej wystawy malarstwa i rysunków Czapskiego w Galerie Motte 18 IV-5 V 1972 (był to paryski oddział galerii w Genewie, tak ważnej dla malarza). Telegram został wysłany z Krakowa przez siostrę Różę i jej córkę Elżbietę, które depeszowały: „GALERIA MOTTE CZAPSKI 22 RUE BONAPARTE PARIS / 6 // MYSLA SERCEM GORACYM ZYCZENIEM PRZY TOBIE // RUZIA [sic!]  ELZBIETA”. Pod telegramem zdjęcie nadawczyń, uchwyconych w domu, podczas serdecznej rozmowy (il. 7). A na stronie obok pyszny rysunek – martwa natura ze strelicją królewską w wazonie na tle fragmentarycznie ujętych półek z książkami (il. 8). Wbrew temu, co pisał Wasylewski, że sztambuch, to „dziwny ogródek, w którym kwitną kwiaty – zasuszone”, w kajecie z Maisons-Laffitte zachowały się wspaniałe kwiaty – jak żywe – narysowane ręką malarza (il. 3, 4).

il. 8. J. Czapski, Martwa natura, rysunek, 1972

Maria Czapska zakończyła omawiany album gości słowami: Od stycznia 1966 do września 1974 – / 8 lat naszego życia / i współżycia z przyjaciółmi i naszą rodziną[101]. W Archiwum Józefa i Marii Czapskich MNK znajdują się jeszcze dwa kolejne sztambuchy: z lat 1974-1978 (rps 2495) i 1978-1984 (rps 2496)[102]. W tych skromnych zeszytach zbiega się tyle rozmaitych tropów i wątków! Są zarazem realne i symboliczne. Jak przysłowiowe ziarenka piasku z Wróżb niewinności Williama Blake’a, w których można zobaczyć cały świat.


Kraków, styczeń-maj 2020


Dziękujemy za pozwolenie na zilustrowanie tekstu reprodukcjami ilustracji ze Sztambucha gości w Maisons-Laffitte (rps o numerze sygnatury: 2494 ze zbiorów MNK); zamieszczamy je za zgodą:
Pawilon Józefa Czapskiego, Muzeum Narodowe w Krakowie / © Weronika Orkisz



* Cyt. za: Eric Karpeles, Prawie nic. Józef Czapski. Biografia malarza, Warszawa 2019, s. 5.

** Anna Kowalska, Dzienniki 1927-1969, opracował Paweł Kądziela, Warszawa 2008, s. 507 (30 X 1967, Maisons-Laffitte).


[1] Wspomina o nim Ewelina Mika w pracy doktorskiej Historia i historie w twórczości Marii Czapskiej, Częstochowa 2017, s. 32 [maszynopis, pdf].

[2] Por. Krystyna Kersten, Enklawa wolnej myśli, „Kontrapunkt. Magazyn Kulturalny Tygodnika Powszechnego”, 1996,   nr 7 http://www.tygodnik.com.pl/kontrapunkt/07/kersten.html  [dostęp 26.01.2020]

[3] Cyt. za: Józef i Maria Czapscy, Katarzyna i Zbigniew Herbertowie. Korespondencja, odczytał i przypisami opatrzył Jan Strzałka, Warszawa [2017], s. 8. Portret, poprzedzony szkicami rysunkowymi, rzeczywiście powstał. Opisał go wnikliwie Eric Karpeles, op. cit., s. 371 (reprodukcja barwna nr 11).

[4] Konstanty A. Jeleński, Marynia, w: Maria Czapska, Ostatnie odwiedziny i inne szkice, opracował Paweł Kądziela, Warszawa 2006, s. 8 (Biblioteka „Więzi”, t. 190).

[5] Tamże, s. 7.

[6] Tamże,  s. 7.

[7] Sztambuch gości w Maisons-Laffitte, MNK rps 2494, s. 167.

[8] Tamże, s. 5. O Marii Czapskiej patrz również: Jerzy Kwiatkowski, O Marii Czapskiej, „Tygodnik Powszechny” 1981, nr 33, s. 3; Elżbieta Skoczek, Maria Czapska. Niedoceniona siostra malarza  http://www.jozefczapski.pl/maria-czapska-niedoceniona-siostra-malarza/ [dostęp: 27 I 2020]; Agnieszka Kosińska, «Bywajcie zdrowi i naelektryzowani!» O korespondencji Czapscy – Herbertowie. I nie tylko, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2019, nr 4.

[9] Andrzej Ryszkiewicz, Sztambuch, jakich wiele, w: O teatrze i dramacie. Studia, przyczynki, materiały, red. Edward Krasiński, Wrocław etc., 1989, s. 55.

[10] A[ntoni] Waga, O trwalnikach (Album), „Biblioteka Warszawska” 1845, t. IV, s. 642.

[11] Stanisław Wasylewski, Sztambuch. Skarbnica romantyzmu, Lwów-Warszawa 1921, s. 8.

[12] Maria Dernałowicz, Wstęp, w: Andrzej Biernacki, Sztambuch romantyczny, Kraków 1994, s. 36 (Biblioteka Romantyczna pod red. Marii Janion).

[13] Maria Czapska, Europa w rodzinie. Czas odmieniony, Kraków 2014, s. 13.

[14] Wasylewski, op.cit., s. 1.

[15] Andrzej Vincenz wpisze się osobiście 26 V 1972 roku: „z serdeczną wdzięcznością / za to że jesteście” (SGM-L, s. 132). Na stronie obok (s. 133) Czapski narysował portret mężczyzny w średnim wieku, w okularach, „pod krawatem”, który nosi rysy Andrzeja Vincenza.

[16] SGM-L, s. 12. Elżbieta primo voto Colin, secundo voto Łubieńska (1931-2010) stanie się po śmierci Józefa Czapskiego wykonawczynią jego testamentu i przekaże do MNK archiwum, prace i pamiątki z Maisons-Laffitte po Józefie i Marii Czapskich. Ciekawą rozmowę z nią przeprowadziła w roku 2009 Anna Mateja https://www.jerzyturowicz.pl/elzbieta-lubienska/

[17] SGM-L, s. 46.

[18] Jej rysunkowy portret podwójny znajduje się na s. 51. Gdy znowu przyjechała do nich w czerwcu 1969, tak się wpisała: „Ani poetka,/ Ani literatka, / Ani muzykolożka, ale bardzo / Was kochająca Bisia / 24 czerwca 1969” (SGM-L, s. 64).

[19] SGM-L, s. 33.

[20] Anna Kowalska, Dzienniki 1927-1969, s. 507 i następne.

[21] SGM-L, s. 162.

[22] Jeleński, op. cit., s 8.

[23] Maria Czapska, „Ten Polak dawał harde odpowiedzi”, w: tejże, Ostatnie odwiedziny i inne szkice..., s. 147.

[24] SGM-L, s. 15.

[25] Patrz: Andrzej Franaszek, „Pątnik Zbigniew”. O przyjaźni Józefa Czapskiego ze Zbigniewem Herbertem, w: Granit i tęcza. Dzieła i osobowość Józefa Czapskiego, pod red. Anny Pilch, Anny Włodarczyk, Kraków 2019, s. 222 (seria: Narracje w Edukacji).

[26] SGM-L, s. 32.

[27] SGM-L, s. 34. Dziękuję p. Andrzejowi Franaszkowi za pomoc w potwierdzeniu autorstwa tego wiersza.

[28] SGM-L, s. 35.

[29] SGM-L, s. 37.

[30] Pisze o tym Irena Jundziłł, która należała do grona oddanych znajomych pomagających Czapskim we wszystkim. Przez jakiś czas przyjeżdżała na przedłużone weekendy i przepisywała na swojej maszynie rękopis Czapskiej. 10 III 1968 Jundziłł zapisała: „Podczas jednego z pobytów sobotnio-poniedziałkowych w okresie przeradzania się Kroniki rodzinnej w Rodzinę w Europie [sic!] i stawiania pierwszych kroków po złamaniu, coraz pewniejszych, coraz mocniejszych!”. (s. 48) Drobiazgowa Czapska notuje wszystkie kolejne cotygodniowe przyjazdy pomocnej Ireny Jundziłł: 2 III, 17 III, 24 III, 29-31 III (s. 48). I jeszcze: „Irka Jundziłł po raz 6,7 ratuje nas i wyręcza od soboty do wtorku 5-8 IV” (s. 52); „Irka Jundziłł po swoją zarobioną maszynę 8-9 VI” (s. 59). Do kobiet ofiarnie i z przyjaźnią pomagających należała też Teresa Dzieduszycka, Tuta Wysocka („nasza domowa”) i inne.

[31] SGM-L, s. 94.

[32] SGM-L, s. 17.

[33] SGM-L, 7 IX 1970, s. 89.

[34] Kowalska, Dzienniki..., s. 511.

[35] SGM-L, s. 82.

[36] Józef Czapski, Ludwik Hering, Listy 1939-1982, t. II, opracowanie Lumiła Murawska-Péju, Dorota Szczerba, Julia Juryś, Piotr Kłoczowski, Gdańsk 2017, s. 169 (listu do Ludwika Heringa z 12 X 1965).

[37] SGM-L, s. 84.

[38] Józef Czapski, Pozgonne – zbyt osobiste, w: tegoż, Rozproszone. Teksty z lat 1925-1988, zebrał i notami opatrzył Paweł Kądziela, Warszawa 2005, s. 427 (wspomnienie po śmierci Anny i Piotra Rawiczów, „Kultura” 1982, nr 7-8). Byli sobie bliscy również z tego powodu, że rysunku w dalekiej białoruskiej Dziśnie, uczył Annę Rawicz konfrater z grupy kapistów, Marian Szczyrbuła, co Czapski nie omieszkał podkreślić w liście do Jana Cybisa. Patrz: list J. Czapskiego do Jana Cybisa, 3 XII 1971 (depozyt Jacka Cybisa w MNK, eksponowany na wystawie „Janowi na znak przymierza wiecznego”, MNK, Pawilon Józefa Czapskiego II-IV 2019; dziękuję Annie Zelmańskiej-Lipnickiej za udostępnienie mi zdjęć dokumentów, które zrobiła na tej wystawie).

[39] Felicja Krance jest autorką obszernego wspomnienia o Czapskim pt. Józio, w: Józef Czapski. Pamiętając, „Zeszyty Literackie” 1993, nr 4 (wyd. III 2013), s. 84-94.

[40] SGM-L, s. 161.

[41] SGM-L, s. 145.

[42] SGM-L, s. 23.

[43] SGM-L, s. 50.

[44] SGM-L, s. 52.

[45] Wanda Waliszewska, O Zygmuncie Waliszewskim. Wspomnienia i listy, Kraków 1972, s. 120-121

[46] Józef Czapski, Świat w moich oczach. Rozmowy przeprowadził Piotr Kłoczowski, Ząbki-Paris 2001, s. 103.

[47] Liścik zostawiony w hotelu (podkreślenia Czapskiego). Na odwrocie ręką Heleny Cybisowej: list Józefa Czapskiego w Paryżu 1969 roku (depozyt Jacka Cybisa w MNK, eksponowany na wystawie „Janowi na znak przymierza wiecznego”).

[48] SGM-L, s. 72

[49] SGM-L, s. 2.

[50] Wasylewski, op. cit., s. 2.

[51] Hanna Rudzka-Cybis do Czapskich (Kraków, 30 III 1967), Archiwum Józefa i Marii Czapskich, MNK, rps 2249.

[52] SGM-L, s. 27, 29.

[53] List przechowywany w Archiwum Andrzeja Vincenza w Heidelbergu. Dziękuję Joannie de Vincenz za udostępnienie  materiałów z tego archiwum.

[54] Dziennik Ireny Vincenz, 1974, s. 49, Archiwum Andrzeja Vincenza w Heidelbergu.

[55] Pierwszy list Czapskiego do Vincenzowej w tej sprawie pochodzi z 8 III, ostatni z 31 V 1974, Archiwum Andrzeja Vincenza w Heidelbergu.

[56] Ewa Bieńkowska, Dom na Rozdrożu, Warszawa 2012, s. 194.

[57] SGM-L, s. 32.

[58] Portret kredkami świecowymi i flamastrem na str. 61, podpis: „Marek Tomaszewski – pianista, partner Wacka Kisielewskiego”.

[59] SGM-L, s. 143.

[60] SGM-L, s. 107.

[61] J. Czapski, Świat w moich oczach ..., s. 101.

[62] F. Krance, op. cit, s. 88.

[63] SGM-L, s. 94. W sztambuchu znajdują się dwa rysunkowe portrety Catherine Djurklou (s. 95, 97). O tej miłości wspomina Czapski w rozmowach z Piotrem Kłoczowskim (op. cit., s. 101, 104-105). Szerzej pisze o tym związku Eric Karpeles (op. cit., s. 72-73, 345-347).

[64] SGM-L, s. 101

[65] SGM-L, s. 148.

[66] SGM-L, s. 53 a.

[67] SGM-L, s. 52.

[68] SGM-L, s. 101, 102.

[69] SGM-L, s. 167.

[70] SGM-L, s. 127.

[71] https://thierry-vernet.net/thierry-vernet/amities-et-influences/josef-czapski/  [dostęp 24.04.2020]

[72] SGM-L, s. 22.

[73] Blask Czapskiego. Z Murielle Gagnebin rozmawia Magda Rodak, „Twórczość” 2017, nr 10, s. 140-142.

[74] http://www.jozefczapski.pl/o-czapskim-murielle-gagnebin-w-krakowie/

[75] Czapski opublikował duży artykuł o Dimitrijeviciu i jego wydawnictwie w „Kulturze” (1977, nr 4). Patrz:  Wiek męski, w: tegoż, Rozproszone, s. 389-396.

[76] SGM-L, s. 125.

[77] SGM-L, s. 145.

[78] SGM-L, s. 148.

[79] SGM-L, s. 153.

[80] SGM-L, s. 161.

[81] Czapski, Hering, Listy 1939-1982, t. II, s. 165.

[82] Tamże, s. 171 (list z X 1966).

[83] SGM-L, s. 23.

[84] Por. Ludmiła Murawska, Posłowie, w: Ludwik Hering, Ślady. Opowiadania, 2011, s. 139-143.

[85] SGM-L, s. 144.

[86] Czapski, Hering, op. cit., s. 199 (list Heringa do  Murawskiej).

[87] Tamże, s. 201 (list Heringa do Murawskiej).

[88] Tamże, s. 202.

[89] Tamże, s. 204.

[90] Tamże, s. 214 (list Czapskiego do Heringa, XII 1972).

[91] Tamże, s. 203 (list Heringa do Murawskiej, 15 XI 1972).

[92] SGM-L, s. 45 (grudzień 1968).

[93] SGM-L, s. 19 (5 X 1966). Maja Woźniakowska była córką chrzestną Marii Czapskiej i po niej otrzymała imię. Por. na całe życie. Z Mają Woźniakowską rozmawia Anna Mateja, „Znak” 2015, nr 717, https://www.miesiecznik.znak.com.pl/7172015z-maja-wozniakowska-rozmawia-anna-matejana-cale-zycie/ [dostęp: 30.04.2020].

[94] SGM-L, s. 148.

[95] Informacje te uzyskałam od Henryka Woźniakowskiego (e-mail z 29.04.2020).

[96] SGM-L, s. 154.

[97] Julia Juryś, Nota, w: Józef Czapski. Pamiętając…, s. 5; Janusz S. Nowak, Wstęp, w: Archiwum Józefa i Marii Czapskich z Maisons-Laffitte, zinwentaryzował, wstęp i indeks przygotował Janusz S. Nowak, Kraków [2008], s. 10-12 [Katalog Rękopisów Muzeum Narodowego w Krakowie Sygn. 1865-2386]

[98] Grzegorz Przewłocki, Obrazy na trawie, „Tygodnik Powszechny” 2012,  nr 52-53, dodatek „Kultura Paryska” https://www.tygodnikpowszechny.pl/obrazy-na-trawie-18161 [dostęp: 30.04.2020]

[99] SGM-L, s. 88.

[100] Skrupulatnie odnotowywano jej częste wizyty z Burkiem. Oboje Czapscy mieli słabość do zwierząt, a Czapski w późnym wieku dokarmiał okoliczne psy.   

[101] SGM-L, s. 169.

[102]Jest tam również sztambuch własny – zawierający „fragmenty, cytaty, wycinki prasowe” – prowadzony przez pisarkę od lat 30. do śmierci (rps 2493).



ANNA BARANOWA
ur. 1959 w Dobromilu (w zachodniej części Ukrainy); kurator, krytyk i historyk sztuki. Związana z Instytutem Historii Sztuki UJ i ASP w Krakowie; w pracy naukowej zajmowała się historią i teorią sztuki XIX i XX wieku, zagadnieniem utopii artystycznej, miejscem sztuki i artysty w społeczeństwie. Autorka m.in.: wyboru wierszy Stanisława Balewicza Biały Kraków (2001) i książki Osobno i razem: Szkice o twórczości Tadeusza Kantora i Marii Stangret (Cricoteka 2015).  

fot. Józefa Czapskiego © B.Paczowski