ANTHONY HECHT, Skazany na rzeczywistość

Anthony Hecht podczas Warsztatów dla Pisarzy w Iowa w 1947,
fot. C. Cameron Macauley. Domena publiczna

ANTHONY HECHT
Skazany na rzeczywistość*

I. Jehuda Amichaj pisał Open Closed Open około dziesięciu lat. Tom ten jest suitą wierszy czy też, może ściślej, poematem podzielonym na części, które tematycznie i muzycznie przepięknie splatają się w dzieło spójnością i wielkością przypominające symfonię. Można traktować je jako genialne rozwinięcie ważnego wiersza, który poeta napisał wiele lat wcześniej, Podróży ostatniego Beniamina z Tudeli — lecz podczas gdy Podróże… to średniej długości poemat czerpiący w dużej mierze z jednorodnego materiału (przynajmniej jeśli chodzi o fakty z biografii poety), to nowa książka jest heroicznym osiągnięciem ducha, pełną wzniosłości, choć miejscami wywołującą uśmiech refleksją nad historią narodu Amichaja, jego wiarą i jego sercem. Podróże ostatniego Beniamina z Tudeli nie bez racji porównywano do Preludium Wordswortha1, poematu, którego podtytuł brzmi Kształtowanie umysłu poety. Tom Open Closed Open można bowiem odczytywać jako zapis tworzenia — składania z fragmentów — duszy poety. Pod względem duchowej głębi nie może się z nim równać żaden współczesny wiersz, nawet Cztery kwartety Eliota; nie ustępuje też niczemu, co znaleźć można u pisarzy religijnych. Jest to dzieło niezrównanej doskonałości. Spieszę jednak zapewnić, że nie oznacza to, iż pozbawione jest humoru czy zmysłu komicznego. Przeciwnie, w najgłębszych medytacjach poety ważną rolę odgrywa brak czołobitności wobec rzeczy największych.
Można wysunąć hipotezę, że ironia — czasami przypisywana nawet działaniu samego Boga — stanowi jądro Starego Testamentu; wystarczy wskazać choćby księgi Jonasza i Hioba. Komentarze biblijne odznaczają się bodaj porównywalną ironią. W judaizmie istnieje tradycja „ironii religijnej”, która, jak sądzę, nie ma odpowiednika w chrześcijaństwie. Oczywiście i w chrześcijaństwie zdarzają się przebłyski dowcipu, jak choćby gra słów zawarta w imieniu Piotra (choć ten kalambur stał się przedmiotem sporu między katolikami i protestantami); poza tym zarówno teologia chrześcijańska, jak i Nowy Testament niewątpliwie obfitują w paradoksy. Jednak ironię chrześcijaństwa, polegającą na tym, że najdoskonalszy z „ludzi” został wybrany na mękę i śmierć, niejako przesłania czy łagodzi fakt, że owa męka i śmierć okazały się ustanowioną przed wiekami częścią planu odkupienia, na którą ten, który miał złożyć siebie w ofierze, dobrowolnie się zgodził, świadom zbawiennych skutków swojej śmierci. Z kolei ironia judaizmu, owoc religijnych rozmyślań patriarchów i proroków, psalmistów i uczonych w Piśmie, często ociera się o zwykły żart, co jednak bynajmniej nie ujmuje jej powagi.
W Podróżach ostatniego Beniamina z Tudeli (pierwszy Beniamin był XII-wiecznym podróżnikiem żydowskim, który zostawił po sobie zapiski z wędrówki po Europie, Azji Mniejszej i Afryce; ostatnim jest sam Amichaj, który przemierzył w swoim życiu sporą część globu), znajduje się następujący fragment:

Osiem pustych łusek na lampę chanukową,
materiały wybuchowe wiecznego światła, krzyż ognia krzyżowego,
pistolet maszynowy na rzemieniach tefilin,
maskująca siatka z cienkiej koronki
majtek od kochanek, znoszone suknie
i podarte pieluchy do czyszczenia armatniej paszczy,
granaty bojowe na kształt dzwonów,
granaty obronne jak pojemnik na wonności
w szabat, miny morskie
jak jabłka do wąchania w Jom Kipur
na omdlenia2.

Opisana tutaj profanacja sacrum może mieć znaczenie tylko wtedy, gdy sacrum otaczane jest autentyczną czcią; a postawa Amichaja wobec świętości jest zarazem nabożna i sceptyczna. Głęboko łączy się z jego przywiązaniem do rodziców — ortodoksyjnych Żydów, którzy w 1936 roku wyemigrowali do Palestyny z bawarskiego Würzburga, gdzie Jehuda Amichaj urodził się w roku 1924. Przed wyjazdem odebrał wykształcenie w chederze i w wieku czterech czy pięciu lat nauczył się modlić po hebrajsku. W nowym tomie kilkakrotnie daje wyraz swojej synowskiej miłości. Jeden z takich fragmentów zaczyna się od słów: „Moja matka była prorokinią i nie wiedziała o tym”; inny — „Mój ojciec był Bogiem i o tym nie wiedział”3.

Wypowiadając się o hebrajszczyźnie, Amichaj stwierdził kiedyś: „Każde słowo, którego używamy, niesie konotacje z Biblią, sidurem, midraszami, Talmudem. Każde słowo odbija się echem w komnatach żydowskiej historii”4. W tej liczącej cztery tysiące lat historii poeta całkowicie się zanurzył, co przejawia się w każdym aspekcie jego myśli i języka. Chrześcijanin nie może odwołać się do niczego o tak imponującej ciągłości. Nowy Testament znamy w przekładzie z oryginału greckiego, choć Jezus mówił przecież po aramejsku. Wielu cenionych teologów opierało swe wywody na filologicznych dociekaniach, często niezwykle pomysłowych i błyskotliwych, dotyczących gęstości i nagromadzenia stylistycznych tropów w ewangeliach łacińskich czy greckich. John Donne swoje kazania konstruował tak, jakby przyjmował za pewnik, że językiem Pisma Świętego jest łacina. J. H. North, w biograficznej książce The Classic Preachers of the English Church [Klasyczni kaznodzieje Kościoła anglikańskiego], następująco opisuje biskupa Lancelota Andrewesa, którego fascynowały słowa, ich pochodzenie oraz bogactwo niesionych przez nie implikacji w łacińskiej i greckiej wersji Nowego Testamentu: „obraca tekst na języku jak smaczny kąsek, aż wyciśnie z niego nie tylko wszystko to, co pożywne, ale i ostatnie resztki smaku”5. Dzisiejsza hebrajszczyzna zaś to, jeśli nie liczyć drobnych zmian, wciąż język Mojżesza i proroków. Dlatego dla Żyda, który, tak jak Amichaj, wchłonął święte teksty tak, że stały się częścią jego samego, cała historia, wszelka świętość, wszelki grzech i cierpienie pobrzmiewają echem świętego języka.

II. Open Closed Open składa się z dwudziestu dwóch części, z których każda ma osobny tytuł; te części z kolei dzielą się na mniejsze fragmenty. Całość poprzedza „preludium” zatytułowane Kamień z napisem Amen, a zamyka „postludium” o tym samym kamieniu, którego zdjęcie widnieje na obwolucie. Ów kamień to fragment, „jeden ocalały odłamek płyty / z tysięcy tysięcy rozbitych żydowskich grobów”. Leżał na biurku poety, upamiętniając każde rozbicie w historii Żydów, ułamek, jaki stanowią ci, którzy przeżyli Zagładę, a także zawartą u Ezechiela obietnicę zebrania porozrzucanych kości. Na tym kamieniu wyryte zostało tylko jedno słowo: Amen, czyli „niech się tak stanie”.
Tytuł tomu, jak wyjaśniają cenne przypisy, pochodzi z pewnej rabinicznej przypowieści, a właściwie z Talmudu babilońskiego, z trzeciego paragrafu traktatu Nida 30a, który brzmi następująco:

Do czego zatem można porównać płód w łonie matki? Do złożonej księgi. Jego dłonie przyłożone są do skroni, łokcie opierają się o uda, pięty przylegają do pośladków, a głowa spoczywa między kolanami. Usta ma zamknięte, natomiast pępek otwarty […]. Gdy wychodzi na powietrze świata, to, co było zamknięte, otwiera się, a to, co było otwarte, się zamyka.

Składające się na książkę dwadzieścia dwie części nie stanowią spójnej opowieści, lecz raczej fragmenty opowieści, jednej lub kilku — w tym m.in. o odsłanianym w ukradkowych przebłyskach życiu poety, historii narodu żydowskiego, a także życiu innych ludzi lub, co wywołuje efekt jeszcze bardziej przejmujący, ich śmierci. Tytuł jednej z części brzmi: Nie byłem jednym z sześciu milionów: Jak przebiega moje życie? Otwarte zamknięte otwarte. Kolejne rozwijające się przed oczami czytelnika strofy poematu okazują się mieszaniną przemyśleń o pamięci i zapomnieniu — istnym Józefowym płaszczem wielobarwnych stylów, od liturgii, Pisma Świętego i historii pobiblijnej do modlitewników, a nawet parodii świętych tekstów. Niektóre wersy brzmią jak slogany czy teksty popularnych piosenek; można tu znaleźć zabawny odpowiednik okrzyku, jakim kibice zagrzewają do boju drużyny grające w uczelnianych zawodach sportowych: „Tora, Tora, ra, ra, ra!”, jak też lekko jazzujący fragment:

Król Szaul grać się nie uczył,
ani do rządów nie przyuczył.
Ale ma nastrój gnębiący
i patefon grający
co imię nosi Dawida, imię ma Dawida,
imię ma imię ma imię ma6.

W całym poemacie sacrum silnie konfrontowane jest z profanum. Po wyjątkowo hucznym przyjęciu w zaprzyjaźnionym domu, gdzie było dużo tańców, śpiewu i toastów, poeta zauważa:

Ostatni wychodzący
spotkali się z pierwszymi na modlitwie porannej
w mroku poranka. Ci do domów modlitwy
a ci do domów pamięci i zapomnienia.

Dalej napotykamy następujące wersy:

Z daleka jakby odgłos gry w ping-ponga:
to flirtuje wiara w jednego Boga i herezja.

Amichaj pisze również o Bogu w liczbie mnogiej, choć w tym przypadku nie oznacza to bluźnierstwa, jako że hebrajskie Elohim, jedno z imion Boga, to rzeczownik w liczbie mnogiej, co prawdopodobnie ma podkreślać boską wszechobecność i wszechmoc7.
Osobiste i biograficzne aspekty wiersza także wprowadzone są fragmentarycznie i dosyć nieśmiało. Miłość do rodziców, opisana bogato i pięknie, jest przeniknięta (skażona?) poczuciem, że odrzucając ortodoksję, poeta zdradził miłość ojca, być może nawet zbuntował się przeciw Bogu. Rodzice wywieźli go z Niemiec, gdy miał dwanaście lat, lecz on już wtedy zakochany był w dziewczynie, która później przez długie lata pojawiała się w jego wierszach. Miała na imię Rut, przeżyła poważny wypadek, w którym straciła nogę, a ostatecznie zginęła z rąk nazistów wraz z całą resztą żydowskiej społeczności Würzburga. Amichaj powrócił do rodzinnego miasta w wieku trzydziestu pięciu lat, by odwiedzić miejsca swojego dzieciństwa, z których niemal wszystkie uległy zniszczeniu podczas wojny. Wzruszające wspomnienie Rut pojawia się pod koniec Open Closed Open.
Jerozolima, nie całkiem szczęśliwy dom Amichaja, prowokuje go do komentarzy to żartobliwych, to sardonicznych. Ostatnimi czasy wyrosła na ośrodek konferencji i sympozjów naukowo-religijnych, co poeta opisuje tak:

Albo wielka konferencja o Hiobie:
dermatolodzy o chorobach skóry, antropolodzy
o cierpieniu i udrękach, prawnicy o prawie i bezprawiu,
Bóg o istocie Szatana, a Szatan o pojęciu boskości.
Trzech jego przyjaciół, Bildad, Elifaz i Cofar, o psychologii
samobójstwa, o życiowej wiedzy odbierania sobie życia.

a eksperci–ceramicy o naturze skorupy, którą się drapał.
Gdzie indziej pisze o swoim mieście:

Jerozolima to karuzela co się kręci i kręci […]
A zamiast kolorowych słoni i koni do jeżdżenia,
są religie, które powstają, znikają, i obracają się
wokół własnej osi na głos gorących melodii z domów modlitwy.

I rozmawiają głosami dzwonów
i zawodzeniem muezina, a obok ich łóżka puste buty,
jak u wejścia do meczetu. A na mezuzie ich domu napisano:
„I będziecie kochać z całego serca swego i z całej duszy swojej”.
Jest tu wreszcie wielki temat: wojna. W Starym Testamencie jest jej pełno; pełno jest jej też w historii pobiblijnej i w historii współczesnej; sam Amichaj brał udział w walkach w Egipcie i Palestynie. Z jego wcześniejszych wierszy wiemy, że, bez ocierania się o przechwałki, umiał opowiedzieć historię uratowania swojego towarzysza broni, który później zmarł na jego rękach w 1948 roku. Walczył w wojnie o niepodległość, służąc w Palmachu — komandoskiej jednostce izraelskiej armii podziemnej, Hagany.

Poległem w bitwie pod Aszdodem
w wojnie wyzwoleńczej.
Matka powiedziała wtedy, on ma dwadzieścia cztery lata,
a teraz mówi, on ma pięćdziesiąt cztery lata,
i zapala świeczkę,
jak świeczki w dzień urodzin,
świeczki na torcie do zdmuchiwania.

Wtedy z nadmiaru bólu i smutku zmarł ojciec […]
odtąd mój dom to mój grób, a mój grób — to mój dom.
Gdy poległem w jasnym piasku
Aszdodu.

Niosłem na plecach kolegę.
I odtąd czuję zawsze na sobie jego
martwe ciało, jak ciężkie niebo,
i odtąd on czuje moje wygięte plecy pod sobą,
jak wygięty fragment ziemskiego globu.
Gdyż poległem w strasznych piaskach Aszdodu, nie tylko on8.

W Open Closed Open znajduje się krótki fragment, będący daleką aluzją do tego zdarzenia:

Zawsze muszę wracać do piasków Aszdodu,
gdzie miałem odrobinę odwagi podczas tamtej bitwy, tamtej wojny,
miękki bohater w miękkim piasku. Całą swoją odrobinę bohaterstwa
przetrwoniłem wówczas.
I na koniec: temat, który wciąż powraca, jak donośne echo — potrzeba, klątwa, obowiązek pamiętania i zapominania:

Chcę dodać do modlitwy „Winniśmy, zdradziliśmy” słowa „Zapomnieliśmy, pamiętaliśmy”, dwa grzechy, za które nie ma odkupienia. Powinny były znieść się wzajemnie,
ale one się wzajemnie umacniają. Jestem człowiekiem koszernym.
Przed-przedostatnia sekcja poematu nosi tytuł Mój syn zwerbowany do wojska. W kimś, kto jako żołnierz brał udział w straszliwych walkach, i kto dziś jest ojcem dwóch synów i córki, perspektywa wcielenia syna do armii izraelskiej dzisiaj, gdy międzynarodowe konflikty stanowią codzienne zagrożenie, mogłaby wzbudzić zrozumiały lęk. Amichaj jednak przyjmuje tę wiadomość z charakterystycznym humorem i ironią:

Chcę, by mój syn był żołnierzem armii włoskiej
ozdobiony pękiem kolorowych piór na czapce,
żeby biegał radośnie, bez wrogów, bez maskowania.

Chcę, by mój syn był Szwajcarem Gwardii Papieskiej
wystrojony w pasy ostrych barw i w tępe halabardy
błyszczące w słońcu.

Chcę, by mój syn był żołnierzem armii brytyjskiej
strzegącym pałacu w deszczu. Na głowie
wielka futrzana czapa, ludzie patrzą, a on śmieje się w środku.

Subtelna kpina z żołnierskiej profesji jako jednej wielkiej parady (choć, rzecz jasna, parady nie byle jakiej, gdzie zadaje się szyku w bersagliere — szerokim kapeluszu z kaskadą kogucich piór, hełmie z jaskrawoczerwonym pióropuszem czy wysokiej futrzanej czapie) porusza, ale i budzi podziw, gdy jej autorem jest ktoś, kto odbył długą i niebezpieczną służbę w armii, i kto wcześniej w tym samym poemacie napisał:

Brat Towy, którego wynosiłem rannego z bitwy w Tel Gat,
wyzdrowiał i zapomniano, że wyzdrowiał, zginął kilka lat później
w samochodowej kraksie, i zapomniano, że zginął.

To tylko część litanii hołdów składanych zmarłym. Jest wśród nich m.in. Paul Celan, urodzony w Rumunii wielki żydowski poeta, którego rodzice zostali deportowani i rozstrzelani w 1941 roku, on sam zaś trafił do niemieckiego obozu pracy przymusowej, a po wojnie osiadł w Paryżu i zakończył życie, topiąc się w Sekwanie. Właśnie w tej części, pośród opłakiwanych zmarłych, pojawia się na chwilę Rut. Te spotkania z duchami z przeszłości w wielkim, wręcz heroicznym poemacie, przypominają zejścia do podziemnego świata, które kojarzymy z eposami Homera, Wergiliusza i Dantego.

III. Wrażenie epickich proporcji i skojarzenie z eposem bynajmniej nie wynikają z długości poematu. W wydaniu anglojęzycznym liczy on 173 strony i choć tym samym pod względem objętości znacznie przewyższa Ziemię jałową, to daleko mu nawet do Pieśni Pounda, nie wspominając o eposach starożytnych. Jednak pod względem rozmaitości poruszanych tematów, głębi uczuć, bogactwa różnorodności oraz dostojeństwa najbardziej podniosłych momentów, przywodzi na myśl wielką epikę. Odnosi się to, moim zdaniem, na przykład do poniższego fragmentu:

Tak przemija chwała. Tak przemijają psalmy,
jak wersety psalmów w ustach modlących się, płaczących,
rozśpiewanych,
błogosławiących i przeklinających, tak przemijają: Szczęśliwy człowiek,
jak zasadzone drzewo, szczęśliwi twoi domownicy, każdy człowiek pełen fałszu, słudzy Pana,
mojej Opoki i mego Zbawienia, Dawid i synowie Koracha, alleluja, alleluja,
zielone pastwiska, spokojne wody, cień śmierci.
Przemijają, jak przemarsz cyrku, który trafił do miasta
i nie zatrzymał się, nie rozbił dużego namiotu, słonie
i inne zwierzęta, pokutnicy bębniący w swe piersi, akrobaci winowajcy
i tancerze zdrajcy, chodzący po linach
i skaczący: Święty Święty Święty,
pośród szlochów i śmiechów, gorzkich płaczów i słodkich śpiewów.
Tak przemija to, co było zawsze wraz z tym,
czego nigdy nie było. Tak idą wraz z sadownikami
sadzonki, których nikt nigdy nie zasadzi,
tak przemijają oni, tak przemija chwała.

Tak przemija chwała, jak długi pociąg,
który nie kończy się ani zaczyna, bez początku, bez celu.
Zawsze stoję z boku, szlaban opuszczony i widzę wszystko.
Wagony osobowe i wagony historii, wagony
wypełnione wojną i przeładowane ludźmi
na zagładę, okna z twarzami odjeżdżających kobiet mężczyzn, radość podróży,
dni urodzin i dni śmierci, błagania
i miłosierdzie i wiele wagonów pustych i próżnych.
Kilka stron dalej poeta snuje rozważania nad deus absconditus, Bogiem Ukrytym — Bogiem, który przemawiał do Adama i Mojżesza, ukazywał się prorokom i spierał się z Abrahamem, lecz później pozostawał coraz bardziej zakryty dla ludzkich oczu, aż w rozdziale trzecim księgi Micheasza oznajmiono, że „zajdzie słońce nad prorokami / i zaćmi się dzień nad nimi” i „zasłonią wszyscy brody, bo nie będzie Bożej odpowiedzi”.

Kiedy Bóg opuścił Ziemię zapomniał Tory
u Żydów i odtąd oni szukają Go
i wołają za nim bardzo głośno, zapomniałeś coś, zapomniałeś,
a ludzie myślą, że to są ich, Żydów, modlitwy.
I odtąd kłopoczą się wynajdowaniem w Biblii aluzji
do miejsc, gdzie on jest, jak powiedziano: Szukajcie Pana, póki daje się zaleźć,
wołajcie Go, póki jest blisko. Ale on jest daleko.

I jest dzień, kiedy wszyscy mówią, byłem tam,
mogę poświadczyć, stałem niedaleko wypadku,
wybuchu, ukrzyżowania, prawie zostałem ranny, prawie zostałem ukrzyżowany,
widziałem twarz pana młodego i panny młodej pod baldachimem, prawie się cieszyłem,
zerkałem z łoża Dawida i Bat Szewy, przypadkiem
byłem na dachu, naprawiałem rynny, ściągałem flagę,
na własne oczy widziałem cud oliwy w Świątyni,
widziałem generała Allenby wchodzącego przez Bramę Jaffską,
widziałem Boga.
I jest dzień, kiedy wszystko to tylko alibi: nie byłem, nie słyszałem,
słyszałem tylko wybuch z daleka i uciekłem, widziałem dym, ale
czytałem gazetę. Znajdowałem się gdzie indziej.
Nie widziałem Boga. Mam świadków.
Nawet jeśli część czytelników widzi w Amichaju sceptyka, zuchwałego szydercę i prześmiewcę czy wręcz bluźniercę, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że życie religijne we wszelkich jego przejawach było nieodstępującą poety obsesją, że odczuwał on religię jako coś żywego, co dotyczyło go bezpośrednio w każdej chwili życia. To zaś oznacza, że skoro poddaje w ironiczne zwątpienie wiarę i łatwowierność, ma prawo wydać na pastwę ironii również świat doświadczenia empirycznego i analitycznego:

Słuchałem, jak mówią mi: Musisz żyć
w rzeczywistości. Słuchałem tego z ust rodziców i nauczycieli.
Żyć w rzeczywistości, jak wyrok sądowy. Jakie grzechy popełniły
dusze z tego świata, że zaczynają życie wyrokiem
sądowym: Jesteś skazany na rzeczywistość świata.
I nie ma łaski. Łaską jest śmierć.

Tłumaczki tomu Open Closed Open, Chana Bloch i Chana Kornfeld miały szczęście blisko współpracować z samym autorem i jego żoną; owoc ich pracy godny jest najwyższego uznania. Nie znam wprawdzie poematu w oryginale, lecz piecza poety nad przekładem stanowi gwarancję wierności (Amichaj biegle mówił po angielsku). Tekst angielski jest żywy, idiomatyczny i niesłychanie różnorodny w tonie, pełen gier słownych, bogaty leksykalnie, iskrzy się wieloznacznością na tak wielu poziomach, że przekonująco daje wyraz głębi uczuć i pełnego pasji znawstwa Pisma, historii starożytnej i współczesnej oraz innym nieprzebranym zasobom umysłu i serca poety. Sprawdza się jako wiersz w języku angielskim, a sposób, w jaki tego dokonuje, każe sądzić, że dokładnie w ten sam sposób sprawdza się jako wiersz hebrajski — dając czytelnikowi poczucie, że suma tych nagromadzonych fragmentów tworzy spójną całość duchową i artystyczną, budząc podziw, radość i głęboką wdzięczność.
Dzieło Amichaja jest heroiczne w sposób skromny i naznaczony leciutkim rozbawieniem, a w swej poskładanej z fragmentów totalności — wręcz majestatyczne. Nie przypomina żadnego znanego mi utworu poetyckiego, czy to dawnego, czy współczesnego. Świadczy to chwalebnie nie tylko o samym poecie i o tym, jaki użytek potrafił zrobić ze swoich uczuć, myśli, kory mózgowej i komór serca, ze swojej wiedzy i swego życia, lecz także o narodzie, z którego się wywodzi, opiewanym zarówno w bogatych, pełnych miłości słowach, jak i w samym nazwisku poety, Ami-chaj9, co po hebrajsku znaczy „mój lud żyje”.

ANTHONY HECHT
tłum. Agnieszka Pokojska

ANTHONY HECHT ur. 1923, zm. 2004. Poeta amerykański.

AGNIESZKA POKOJSKA ur. 1975. Tłumaczka literatury anglojęzycznej, m.in. Zadie Smith, Rachel Cusk, Alice Munro, a ostatnio eseje W. H. Audena Szekspirowskie miasto (słowo obraz / terytoria). W jej opracowaniu ukazało się dwujęzyczne wydanie poematów W. H. Audena w przekładzie Stanisława Barańczaka Tym czasom. Dwa poematy.


* „The New York Review of Books” 2000 nr 17 (2 XI 2000). Niniejszy szkic został napisany przed śmiercią Jehudy Amichaja, 22 IX 2000. Jeśli nie podano inaczej, przypisy pochodzą od Autora.


Zobacz także


Pzypisy
1 Glenda Abramson, The Writing of Yehuda Amichai. State University of New York Press, 1989, s. 18.
2 Tłum. Tomasz Korzeniowski.
3 Tłum. Barbara Gryczan.
4 Glenda Abramson, The Writing of Yehuda Amichai, dz. cyt., s. 14.
5 Zob. Maurice F. Reidy, Bishop Lancelot Andrewes: Jacobean Court Preacher. Loyola University Press, 1955, s. 62.
6 Cytaty z tomu Open Closed Open, jeśli nie zaznaczono inaczej, w tłum. Tomasza Korzeniowskiego.
7 „Dwie główne zasady działania Boga wobec narodów i ludzi to […] Sprawiedliwość i Miłosierdzie (w tym Miłość). Według interpretacji rabinicznej te dwie boskie cechy reprezentowane są przez dwa różne imiona Boga: Elohim (Bóg) i YHWH (co zwykle tłumaczy się jako Pan)”. Isidore Epstein, Judaism: A Historical Presentation. Penguin Books, 1959, s. 135.
8 J. Amichaj, Odtąd. W: J. Amichaj, Koniec sezonu pomarańczy. Tłum. Tomasz Korzeniowski. Izabelin, Świat Literacki, 2000.
9 Jehuda Amichaj to przybrane nazwisko poety; prawdziwe brzmiało Ludwig Pfeuffer (przyp. Tłum.).