PAUL CELAN
Kilka wierszy
7 października 2019
Paul Celan. Domena publiczna
PAUL CELAN
Kilka wierszy
Wybranych z wydania „Gesammelte Werke” (Dzieła zebrane) w pięciu tomach, t. I, Suhrkamp 1983.
Paul Celan (Paul Pessach Antschel, 1920-1970), wielki poeta języka niemieckiego, Żyd urodzony w Czerniowcach na Bukowinie, na gruzach Kakanii, tłumacz z kilku języków, w przeciwieństwie do swoich rodziców ocalał z zagłady. Jego mistrzowska sztuka poetycka wydaje się, najzwięźlej mówiąc, próbą unicestwienia języka niemieckiego, języka kultury, języka mordu. Bezapelacyjny wyrok, jaki Celan nań wydał – być może też dręczące go, jak wiele ofiar, przypływy labilności psychicznej – zrodził poezję niezmiernie trudną, nowatorską, piękną i kuszącą, na której trudno jednak nie połamać sobie zębów. Pozwalam sobie zaproponować kilka prób, świadoma, że ktokolwiek próbuje tłumaczyć Celana, porywa się z motyką na słońce.
20 kwietnia 1970 roku Paul Celan rzucił się do Sekwany. Jego zwłoki wyłowiono 1 maja. Pochowany został na podparyskim cmentarzu w Thiais.
Julia Juryś
*
Z cyklu Der Sand aus den Urnen (Piasek z urn)
Te lata między mną i Tobą
Znów falują Twe włosy, gdy płaczę. Błękitem Twych
oczu
Nakrywasz stół biesiadny: łoże od wiosny do
jesieni.
Pijemy, co ktoś nawarzył, ani ja, ani Ty, ani trzeci:
Sączymy pustkę i kres.
Patrzymy w siebie, odbitych w morskiej toni, szybciej stawiamy potrawy:
Noc jest nocą, rozpocznie ją świt,
Ułoży mnie przy Tobie.
Z cyklu Gegenlicht (Pod światło)
W Egipcie
Do oka obcej powiedz: wodo, stań się.
Wiedząc, czym woda, trop ją w oku obcej.
Z głębi fal wołaj: Ruth! Noemi! Miriam!
Ozdób je pięknie, leżąc obok obcej.
Ozdób je obcej włosami z obłoków.
I powiedz Ruth i Miriam i Noemi:
Patrzcie, śpię przy nieznajomej!
Najpiękniej ozdób obcą przy swym boku.
Przystrój ją w ból po Ruth, po Miriam, po Noemi.
I powiedz obcej:
Patrz, przy nich sypiałem!
Na wezbranym morzu
Paryż, stateczek, we szkle zacumowany
Tak biesiadujemy, tak unoszę kielich.
Dopóty piję, aż serce ściemnieje,
Dopóki Paryż na swej łzie odpłynie,
Dopóki rufę skieruje na odległy welon,
Który nam świat zasłania, gdzie każde Ty to gałąź,
Na niej wiszę, liść niemy, rozchybotany.
[bez tytułu]
Sam jestem, kwiat popiołu
Wstawiam do czary o dorodnej czerni. Usta siostrzane,
Ich słowo wciąż żyje za oknami,
Co wyśniłem, w milczeniu pnie się do mnie.
Stoję w poświacie obwiędłej godziny
Kroplę żywicy zostawiam dla późnego ptaka:
Taszczy płateczek śniegu na krwawym jak los piórku;
Z ziarenkiem lodu w dziobie przefrunie przez lato.
Z cyklu Die Halme der Nacht (Dzikie trawy nocy)
Sen i posiłek
Okryciem Twym tchnienie nocy, łożem Ci ciemności.
Stopy i skroń muskają, do życia i snu budzą,
Tropią Cię w słowie, w marzeniu, w myślach,
Przy każdym zabawią, wywabią Cię.
Sól spod powiek wyczeszą, postawią przed Tobą,
Piach Twych dni przeczekają i Ci go podadzą,
Wszystko, czym była, różą, cieniem, wodą,
Będzie dla Ciebie.
Z cyklu Sieben Rosen später (Siedem róż później)
Gdzie trzymają lody
Gdzie trzymają lody, starcza chłodu na dwoje.
Na dwoje: tędy Cię wprowadziłem.
Jak w łunie ognia stałaś.
Z róży przybywałaś.
Pytałem: jak Cię tam nazywano?
Imię mi wtedy wyznałaś:
Owiane pyłem popiołu –
Z róży przybywałaś.
Gdzie trzymają lody, starcza chłodu na dwoje:
Dwoje imion Ci wtedy nadałem.
Otwarłaś oko a pod nim –
Przerębel lśniła blaskiem.
Zamknąłem wówczas, tak rzekłem, co moje – :
Zabierz to słowo – oko me Twemu oku kazało!
Weź je, powtarzaj za mną,
Powtarzaj za mną powoli,
Powoli wymawiaj, oddychaj wahaniem,
Oko Twe – niech długo otwarte zostanie!
Z cyklu Mit wechselndem Schlüssel (Zmiennymi kluczami)
Zmiennymi kluczami
Zmiennymi kluczami
Otwierasz dom, wiruje śnieg przemilczeń.
Raz taka krew, raz inna Tobą płynie
Z oczu, z ust, uszami
Wtedy zmieniasz klucz.
Zmienia się klucz, zmienia się słowo,
Któremu ruszać z płatkami śniegu w taniec.
Raz taki, raz inny wiatr Cię niesie
I zbija wokół słów śnieżne kurhany.
Tu
Tu – znaczy tu, gdzie kwiat czereśni chce być czarniejszy niż
tam.
Tu – znaczy dłoń, która pomaga mu trwać.
Tu – znaczy okręt, którym płynąłem pod piaszczysty prąd:
Zroszony
Leży we śnie, którym Ty sypałaś.
Tu – znaczy człowiek, którego znam:
Jego skronie są białe
Jak żar, który gasił.
Szklanką rzucił mi w czoło
A kiedy rok się obrócił,
Przyszedł całować bliznę.
Rzucał klątwy, błogosławił,
Nigdy więcej nie przemówił.
Tu – znaczy to miasto,
Pod berłem Twoim i chmury
Kiedy owłada nim mrok.
A piękno
A piękno, którym targałaś, i włosy,
Którymi targasz:
Jaki grzebień
Znów uładzi splot tych pięknych loków?
Jaki grzebień
W czyjej dłoni?
Kamienie, które kładłaś w stosy,
Które kładziesz:
W którą stronę ich cień padnie,
I jak długi?
A wiatr, który nad nim wieje,
A wiatr:
Czy też cień go złapie,
Będzie wiedział, że był Twój?
PAUL CELAN
tłum. Julia Juryś
JULIA JURYŚ, ur. w Moskwie, mieszka w Paryżu. W „ZL” pisała o Czapskim, Edelmanie, Jeleńskim i Kuryluk oraz ogłosiła przekłady Amiela, Cwietajewej, Halévy, Hellera, Mandelsztamowej.