FRANCK VENAILLE, Triest. Svevo. Saba. Handel i pisanie
Giovanni Pividor La Riva Carciotti, Pałac Cariciotti około 1850 r. Domena publiczna
FRANCK VENAILLE
Triest. Svevo. Saba. Handel i pisanie*
W tym porcie, gdzie wszystko da się kupić, wynająć, wywieźć, ubezpieczyć, przewieźć tranzytem i sprzedać, w mieście naznaczonym nieustannym ruchem towarów i statków, codzienną pracą dokerów i gorączkową krzątaniną w interesach, w ośrodku handlu międzynarodowego, gdzie żyją obok siebie Grecy i Albańczycy, Słoweńcy i Żydzi, austriaccy urzędnicy, mieszczanie i gmin walczący o przyłączenie do Włoch, pieniądz służy za wspólny mianownik i miejsce zakotwiczenia, pomaga skupić i stosunkowo harmonijnie wymieszać rasy i narodowości, dając każdemu mieszkańcowi Triestu złudzenie autentycznej tożsamości. Języki nakładają się na siebie i plączą. Angielski, niemiecki, włoski, turecki oraz miejscowa gwara tworzą specyficzne warstwy wiedzy i bynajmniej się nie kłócą, lecz przeciwnie, zlewają w jeden wspólny język władzy. Czy banknoty, weksle i rachunki mają duszę? Czy procenty i spekulacje, zamówienia i polisy ubezpieczeniowe to punkty odniesienia pozostawione na drodze etyki obywatelskiej przez tych, co ich używają? Triest żyje i zamiera, rozkwita i podupada nie modląc się przed ikonami serbskiej cerkwi prawosławnej ani przed rytualnymi srebrami i cennymi rękopisami w synagogach, ani przed figurami Matki Boskiej w kościołach katolickich, lecz wznosząc błagania do jedynego boga, którego miasto uznaje naprawdę: do pieniądza! W chwili gdy dziecko — Schmitz, Poli, Stuparich, Slataper — przychodzi na świat, jego los jest przesądzony: będzie żyć dzięki pieniądzom, za lub przeciwko nim, gdyż pieniądz, jak bora1, zawładnął całym miastem. Tak samo jak gdzie indziej człowiek rodzi się tutaj bogaty albo biedny. Bardziej niż gdzie indziej jest poddanym imperium, które z transakcji i handlu uczyniło swe zasady i swoją rację bytu. Czy można więc wymagać od literatury, by nie uległa temu, co jest czymś zupełnie innym niż tylko przypadkową okolicznością? Dlaczego ludzie piszący (Schmitz, który przekształci się w Svevo, Poli w Sabę, Schoenbeck w Giottego2) uciekają się do pseudonimu, aby się wyrazić? Czy po to, by odnaleźć swoiste dziewictwo, które pozwoli im się wymknąć spod praw ekonomicznych? By uciec od wyznawanego merkantylizmu ojczyzny? By znaleźć to, czego literatura i poezja potrzebują najbardziej, mianowicie bezinteresowność? A przecież Svevo przez całe życie zajmował się interesami, a Saba, bez ochoty, lecz i bez pogardy, znosił los kupca. Poddali się specyfice swego miasta, jakże zresztą mogło być inaczej? Ale właśnie dlatego, że nie chcieli być wyłącznie pisarzami, zyskali ową nie dającą się określić swobodę tonu, wyróżniającą ich dzieła. Svevo niemal zabił w sobie Schmitza, który się jednak w nim tli. Saba zrobił to samo z Polim. Z walki z atawizmem handlowym, którą obaj toczyli, na koniec zwycięsko wyszła literatura. Lecz za jaką cenę?
Kiedy zamknięty w księgarni Saba daje lira swojemu przyjacielowi, wspólnikowi i powiernikowi Carletto Cernemu, aby wyszedł na kielicha i zostawił go samego w „mrocznej jaskini” na via San Nicolo, by mógł spokojnie pracować, to cóż innego robi, jak nie kupuje sobie po prostu prawa do pisania wierszy? Kiedy Svevo zasiada w swoim gabinecie i pod pretekstem załatwiania korespondencji handlowej żąda, by mu nie przeszkadzano, podczas gdy w rzeczywistości pisze powieść, to jego literacka rozkosz jest podwójna, ale męka twórcza również. Jest świadom, że zdradza tych, którzy go otaczają. Przywraca literaturze niezbywalną cząstkę perwersji, znaną wszystkim, którzy tworzą. A jednak myślę, że Triest nie daje się oszukać. Wydaje mi się, że miasto ma świadomość, iż powoduje szczególną marginalizację swoich pisarzy. Pieniądz spycha pisarstwo do swoistego podziemia, przez co praca twórcza staje się jeszcze bardziej anonimowa. Obsesyjna obecność miasta wyróżnia te dzieła, które przez całe lata — zwłaszcza w przypadku Sveva — nie znajdowały uznania. Zemsta? Odwet? Perwersja? Może! Miasto stawiało tysiące przeszkód na drodze dwóch pisarzy, którzy przecież najlepiej je opisali. Ale czy to dziwne, że miasto cierpiące na schizofrenię wskutek przeciwstawienia swoich języków i zderzenia świetnej przeszłości z rozsypującą się teraźniejszością, narzuca swoim pisarzom konflikt, jaki samo przeżywa? Sveva i Sabę nękają te same choroby, którymi Triest, w końcu, łakomie się syci. Ale z gospodarczego, moralnego, egzystencjalnego i psychologicznego chaosu rodzi się twórczość wolna od wszelkiego błota. Dla lepszego rozeznania w tym chaosie obaj pisarze będą się odwoływać — via Schopenhauer, Nietzsche, Freud i Weiss — do psychoanalizy. Ich dzieła będą mówić o cierpieniu, bólu i lęku odczuwanym przez istoty wolne. Organicznie związane z chorym miastem, wychodzą jednak poza jego pozorną specyfikę i zostają rozpoznane przez czytelników jako to, czym są w istocie: nie żadne rodzajowe obrazki, lecz dzieła twórczej osobowości, wymykające się spod władzy gospodarczej, historycznej i moralnej.
Bo przecież Saba to nie tylko Triest. Dziecko, które tak często błądziło po molo San Carlo, marzyło o losie Ulissesa, patrzyło, jak codziennie przypływają i odpływają statki, nigdy nie opuściło miasta. Saba odkrył Paryż jako człowiek dorosły. I nie była to podróż, tylko ucieczka. Przebywał w Rzymie, Florencji i Mediolanie — te miasta to jedyne etapy „wędrówki” człowieka, w którym każdy kamień, każda ulica, każdy triesteński murek budziły bolesne na ogół wspomnienie. Dzieciństwo na zawsze naznaczyło poetę swym piętnem. Dzieciństwo i niedojrzałość, bolesny związek z matką, wolność, jaką mu przyniosły pierwsze zarobione pieniądze, poczucie popełnionego grzechu (niegdyś, może jeszcze przed urodzeniem) — wszystko to jest zapisane w twórczości. Ale temat pierwszych zarobionych pieniędzy powraca z godną uwagi natarczywością i regularnością… Pojawia się w La gallina, powtarza się później w Ernesto, raz jeszcze występuje w tekście dedykowanym „ciotce Reginie Cinesto”. Skąd ta powtarzalność? O czym ona świadczy? Zarobione pieniądze leżą u podłoża konfliktu z matką. Z ich powodu dziecko zaczyna podejrzewać, że jest niekochane. Jednocześnie pieniądze znaczą przejście od dzieciństwa do wieku dorastania, czyli koniec pewnego świata. Wiążą się z pewną formą seksualności, która upodabnia Ernesta do Törlessa. Za pierwsze zarobione pieniądze Umberto, Ernesto czy Odone (wszystko jedno jak go nazwać) prześpi się z kobietą, która będzie dla niego czuła jak ciotka czy niania i z którą w dodatku będzie miał stosunek płciowy. Ale inicjator młodego Ernesta, robotnik dniówkowy, który tak ciężko sprzedaje swoją siłę roboczą, proponuje chłopcu, że i za to zapłaci. Toteż, symbolicznie, chłopiec za ten sam stosunek płaci i dostaje go w podarunku. Jest na podobieństwo miasta. Matka to wszystko przeczuwa. Kiedy syn przynosi jej w prezencie kurę, natychmiast ją zabija. Zrozumiała, że Ernesto proponuje jej w gruncie rzeczy wymianę: ofiarowując kurę żąda, by zaakceptowała jego skłonności seksualne. Od tej chwili pieniądze, choć nieodzowne, są „brudne”. Matka nie może zabić syna! Matka nie może się sprzeciwić głębokim pragnieniom swego dziecka! Składa więc ofiarę ze zwierzęcia będącego ośrodkiem tej nigdzie jasno nie wyrażonej transakcji. Zostaje dokonany mord. Substytut mordu, Dziecko to rozumie. Powoli oderwie się od matki, aby zbliżyć się jeszcze bardziej do prawdziwego sprawcy dramatu, który się rozegrał: do Triestu! Ukochanego i znienawidzonego miasta! Żebrzącego i żądającego miasta! Do Triestu, gdzie da się kupić i sprzedać wszystko oprócz tego, co jest istotą i racją bytu poety Umberta Saby: jego pisarstwa!
Temu biograficznemu profilowi Saby odpowiada podobny profil Sveva. On także był organicznie przywiązany do miasta i musiał znosić wszystkie przymusy, jakie narzucało swoim mieszkańcom. Pierwszy, dla pisarza najistotniejszy, ma związek z językiem. Svevo — różniący się pod tym względem od Saby — pisze włoskim głęboko naznaczonym lokalną gwarą. Jego język jest „nieczysty” w formie, tak jak nieczyste są myśli Ernesto. Cierpi z tego powodu. Próbuje temu zaradzić. Czy pojmuje, że nosi w sobie wszystkie aspiracje miasta całkowicie oddanego handlowi, otwartego na cały świat, wzbogacanego odradzającym się wciąż przypływem rozmaitych języków i dialektów? Pisarstwo nie może być czyste, ponieważ nie jest czyste miasto (ale kto jest?). Svevo jedynie opowiada o wymianie i transakcjach — moralnych, sentymentalnych, uczuciowych, intelektualnych – i nadaje im pewną formę. Jest świadkiem, często biernym, ekonomicznych, historycznych i finansowych drgawek, które wstrząsają portem i historią jego własnej rodziny. On też, o dziwo, mało podróżował. Z dzieciństwa zachował niemieckie wspomnienia, naukę innego języka, szlachetniejszego i bardziej uniwersalnego niż jego własny. A jeśli podróżował w wieku dojrzałym, to też po to, by zdobyć niezbędne podstawy uniwersalnego języka handlu — angielskiego — z którego wyciągał (aż do spotkania z Joycem) akcenty równie nieharmonijne, jak te, które wydobywał ze swoich skrzypiec. Podróż na Murano i pobyt w Wenecji to wstrząsy w tym pozornie niewzruszonym spokoju, jaki narzucił swoim bliskim. Z biura bankowego przeszedł do biura rodzinnego przedsiębiorstwa. Bankructwo ojca Svevo i wykreślenie jego nazwiska z rejestru handlowego przypomina w jakiś sposób ucieczkę ojca Saby. We wspólnej nieobecności ojców należy może szukać przyczyny literackiego powołania synów. W każdym razie ta nieobecność naznaczyła ich wrażliwość i ekonomiczne warunki egzystencji. Obaj triesteńczycy wiodą pospołu (nie znając się dobrze) życie absolutnie schizofreniczne. Zapełniana pismem i skreśleniami biała stronica nie przynosi im nic poza obowiązkami w stosunku do ich wyobrażenia o pracy literackiej. Twórczość rodzi się po cichu. Spotyka się, w przypadku Sveva, jedynie z sarkazmem i niezrozumieniem, podczas gdy jego interesy prosperują, i to przez długie lata. Człowiek, dla którego pisanie nadaje sens istnieniu, miał prawo wierzyć, że całe jego życie było porażką. Dziś wiemy, że ukryta, podziemna praca, wykonywana za niewiedzą rodziny w triesteńskiej nocy, uczyniła z niego mistrza literatury tamtych czasów. Literatura się nie oddaje. Trzeba ją wyrywać z przygodności dnia codziennego. Oto a lekcja, jakiej nam udzielają dwaj triesteńscy handlowcy, lekcja będąca nade wszystko regułą moralności!
FRANCK VENAILLE
tłum. Maryna Ochab
FRANCK VENAILLE ur. 1936, zm. 2018. Poeta i pisarz, autor książki Umberto Saba.
MARYNA OCHAB tłumaczyła dla „ZL” Ciorana, Chatwina, Nabokova, Starobinskiego. Ostatnio przełożyła rozmowę Ellen Hinsey z Tomasem Venclovą Magnetyczna Północ (ZL). Laureatka Nagrody „Zeszytów Literackich” im. Pawła Hertza dla tłumaczy oraz Nagrody Prezydenta Miasta Gdańska za Twórczość Translatorską im. Tadeusza Boya‑Żeleńskiego, 2015.
* Rozdział z książki Jacques Bonnet (red.), Italo Svevo et Trieste, Paris, Éditions du Centre Georges Pompidou „Cahiers pour un temps”, 1987, s. 236-242.
Zobacz także
Przypisy
1 Wiatr północno-wschodni, wiejący gwałtownie na północnych wybrzeżach Adriatyku. Występuje najczęściej od listopada do marca, osiąga prędkość do 60 węzłów, wzmocniony dodatkowo spadającym z gór wiatrem katabatycznym.
2 Italo Svevo, właśc. Ettore Schmitz (1861-1928), ogłosił powieści: Inne życie, Starość, Zeno Cosini; Umbertto Saba, właśc. Umberto Poli (1883-1957), ogłosił: Poesie, Preludio e fughe, Il canzoniere; Virgilio Giotti, właśc. Virgilio Schoenbeck (1885-1957), ogłosił tomy wierszy: Piccolo canzoniere in dialetto triestino, Colori, Sera, Versi.