WOJCIECH KARPIŃSKI
Krzysztof Jung w Berlinie
14 października 2019
Krzysztof Jung, „Autoportret jako Sebastian”, fragment, technika mieszana na papierze. Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie
WOJCIECH KARPIŃSKI
Krzysztof Jung w Berlinie
15 marca 2019 została otwarta w berlińskim Schwules Museum wystawa Krzysztof Jung Zeichnungen. Była to pierwsza ekspozycja artysty z Polski w tym najważniejszym na świecie muzeum kultury gejowskiej. Pokazano głównie akty męskie, które w olbrzymiej większości stały się po raz pierwszy dostępne publicznie. A odbywało się to w momencie wzmożonego zainteresowania problemami otwartości obyczajowej. Otóż w tym okresie wypadały ważne rocznice dla tradycji tolerancji w kulturze nie tylko europejskiej. W czerwcu 2019 mijało pół wieku od rewolty nowojorskich homoseksualistów przeciw brutalnym atakom policji na bary wokół Christopher Street na Manhattanie. Rocznica ta, znana jako Christopher Street Day, jest obchodzona szczególnie w Berlinie. W tym okresie mija również sto lat od założenia w Berlinie przez Magnusa Hirschfelda Institut für Sexualwissenschaft walczącego o depenalizację homoseksualizmu (paragraf 175). W Berlinie w czerwcu 2019 odbywała się konferencja ALMS (Archives, Libraries, Museums and Special Collections), spotkanie archiwistów, bibliotekarzy, kustoszy muzealnych z całego świata, zajmujących się gromadzeniem i przekazywaniem pamięci o ludziach i doświadczeniach należących do różnorodnych postaw obyczajowych. Gospodarzem berlińskiej konferencji było Magnus Hirschfeld Gesellschaft, rejestracja uczestników odbywała się w Schwules Museum, wśród jej organizatorów i uczestników byli twórcy wystawy Krzysztofa Junga.
Chciałbym naszkicować, jak doszło do wystawy polskiego artysty w tym berlińskim muzeum, w tym właśnie momencie. To była długa droga.
Krzysztof Jung, 1951-1998, rysownik owadów, performer, twórca „teatru plastycznego”, malarz polskich pejzaży, twórca portretów, akto-portretów, płomienny pedagog, traktował poważnie siebie i swoją twórczość, nie przywiązywał jednak wielkiej wagi do wystaw i instytucjonalnych hierarchii. Tworzył wtedy, gdy czuł wewnętrzne uzasadnienie. Nie „produkował” dzieł. Poszczególne etapy twórczości przedzielane były momentami linienia, jakby szykował się do lotu, nie umiał oddawać się wtedy „piłowaniu” (co radził Czapski). Gdy przyszła nagła śmierć, był właśnie u progu nowego przypływu weny twórczej, świadczy o tym portret Herberta, nakreślony kilkanaście tygodni przed śmiercią poety i kilka miesięcy przed śmiercią rysownika, świadczą (niemo) fotografie Witolda Lutosławskiego, rozłożone na jego biurku, przygotowywał się do rysunku na okładkę książki wielkiego kompozytora, podziwiał i człowieka, i dzieło.
Był rozrzutny jeżeli chodzi o swoją twórczość, obrazy i
rysunki rozdawał chętnie przyjaciołom, nie starał się o organizowanie wystaw,
ale zarazem skrupulatnie gromadził, w tapczanie, swoje rysunki. I w jednej
sprawie okazał się przewidujący. W drugiej połowie lat 90. zapytał swoją
przyjaciółkę Dorotę Krawczyk-Janisch, czy zgodzi się zostać wykonawczynią jego
testamentu. Dorota była zaskoczona propozycją, uważała, że to szalone myśli w
ich wieku, nie zna się zawodowo na sztuce. – Będziesz mogła zwrócić się o radę
do przyjaciół – usłyszała w odpowiedzi. Krzysztof Jung wymienił Grzegorza
Kowalskiego, wymienił mnie. Tak się też stało, gdy uderzył w niego gwałtowny atak astmy i zmarł nagle 5 października 1998 roku.
Dorota zwróciła się o pomoc do przyjaciół: jak utrwalić pamięć o tym niezwykłym człowieku. Najważniejszą sprawą wydawała się retrospektywa dzieła. Grzegorz Kowalski był duchem sprawczym tej ekspozycji. Pokazane zostały wszystkie rodzaje twórczości Junga: pejzaże, portrety, autoportrety, akty, zamieszczono też zdjęcia z działań, grupa uczniów odtworzyła jedno z nitkowań, omotane krzesło zawisło nad podłogą. Zebrano dzieła z pracowni malarza, od jego przyjaciół w Warszawie. Przyjechały także z Berlina i z Paryża – udało mi się załatwić przewóz 44 eksponatów, w tym duże płótna krajobrazów. Dzięki wysiłkowi przyjaciół po raz pierwszy pokazane zostały w jednym miejscu zasadnicze dzieła artysty. Otwarcie wystawy Krzysztof Jung (1951-1998) nastąpiło niecałe pół roku od jego śmierci, 26 marca 1999 w Muzeum im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, oddziale Muzeum Narodowego w Warszawie.
Wystawy jednak mają to do siebie, że powstają wielkim wysiłkiem, po zamknięciu szybko wyparowują z pamięci. O ich trwałym znaczeniu stanowią związane z nimi publikacje, przede wszystkim katalog. I tu także miał Krzysztof Jung szczęście w nieszczęściu. Zrobienia
katalogu podjęła się Maryla Sitkowska, drugi obok Grzegorza Kowalskiego kurator wystawy. Jung nie mógł trafić w lepsze ręce.
Stworzyła katalog, który jest dziełem sztuki, połączeniem precyzji i wizji. Wymagał benedyktyńskiej pracy. Ukazał się w lipcu 2001. Ta publikacja pozostanie na trwałe podstawowym dziełem o
Krzysztofie Jungu i ważnym źródłem do badań nad kulturą polską ostatnich trzech dekad XX wieku. Dostarczyłem Maryli kronikę moich kontaktów z Jungiem. Nieraz gdy chcę sprawdzić jakieś fakty z mojego życia, sięgam do katalogu wystawy w Królikarni.
Maryla Sitkowska kierowała Muzeum ASP
w Warszawie. Było sugestią Grzegorza Kowalskiego, chętnie przez nią
zrealizowaną, aby dzieła i dokumenty pozostałe po śmierci Krzysztofa Junga
złożyć w tym muzeum jako depozyt jego spadkobierczyni Doroty Krawczyk-Janisch.
Było to znów najlepsze możliwe rozwiązanie.
Katalog należało rozprowadzić, aby trafił do odpowiednich rąk (i głów) i budził zainteresowanie dziełem i osobą Junga. To musiało trwać w czasie. Każdy z nas uczestniczył w tym przedsięwzięciu w miarę swoich możliwości. Niektóre próby okazywały się pomyłką, inne przynosiły owoce, czasami po latach. W październiku 2001 roku zaprezentowałem egzemplarze katalogu w księgarni Prinz Eisenherz na Bleibtreustrasse. To było wówczas centrum księgarskie Berlina: trójkąt, którego ramiona wyznaczane były przez Kieperta przy Ernst Reuter Platz (kilkupiętrowy dom handlowy, raj dla miłośników książek, dziś jego rolę przejął Dussmann na Friedrichstrasse), przez Bogen Buchhandlung w arkadach S-Bahnu na Savigny Platz (specjalizuje się w publikacjach na temat sztuki, nadal doskonałe źródło informacji o publikacjach artystycznych na całym świecie, choć Walther König na Burgstrasse przy Instytucie Polskim przejął moim zdaniem prowadzenie w tej dziedzinie) i przez Prinz Eisenherz (najlepszą księgarnię gejowską nie tylko w Berlinie, o znakomitym dziale biografii i historii kultury). W jakimś sensie płaci ona cenę sukcesu, w 2004 przeniosła się do nowych, większych pomieszczeń na Lietzenburgerstrasse bliżej dzielnicy gejowskich barów, a w 2013 raz jeszcze do samego centrum tej dzielnicy, na Motzstrasse. Katalog wystawy z Królikarni widziałem jeszcze w 2007, na Lietzenburgerstrasse. Po przenosinach na Motzstrasse księgarnia porzuciła w nazwie Prinz, i nazywa się odtąd po prostu Eisenherz, można w niej nabyć piękny dwujęzyczny album: Krzysztof Jung Der männliche Akt / The male Nude, Schwules Museum, Berlin 2019.
„Zeszyty Literackie”, z którymi był związany od początku istnienia pisma, poświęciły mu numer 67, lato 1999 (o jego dziele i osobowości pisali Bogusław Deptuła, Michał Głowiński, Grzegorz Kowalski, Jan Lebenstein, Tomasz Myjak, Jacek Sempoliński, Wiesława Wierzchowska) i numer 69, zima 2000 (z jego autoportretem na okładce, można tam znaleźć mój szkic Krzyś i zaczerpnięte z listów fragmenty jego wypowiedzi na temat
sztuki, uderzające energią słowa).
W 2007 poznałem u Doroty Raimunda
Wolferta, przychodził na lekcje polskiego. Szybko nawiązała się przyjaźń. Jest
z wykształcenia skandynawistą, uczy norweskiego, a jego prawdziwą pasją jest
odkrywanie zatraconych pokładów pamięci. Interesują go wygnańcy, prześladowani,
należący do mniejszości etnicznych, seksualnych, religijnych. Działa w Magnus
Hirschfeld Gesellschaft. Zaciekawiła go postać Krzysztofa Junga.
Sprawdził, że nie było w Schwules Museum katalogu z Królikarni (Dorota posłała im zaraz po ukazaniu się książki). Była to dla nas ważna nauka: nie wystarczy książkę wydać i nie dość jest ją wysłać do bibliotek, trzeba spowodować, aby została przyjęta. Latem 2007 byłem właśnie z Dorotą i Volkerem nad Königssee, gdy przyszedł mail z podziękowaniami ze Schwules Museum za otrzymany za pośrednictwem Raimunda album. Rozmawialiśmy, jak ich zainteresować twórczością Junga. Raimund znów przyszedł z pomocą. W październiku 2008 poszedłem z Dorotą na spotkanie człowieka ze Schwules Museum. Był nim Wolfgang Theis.
Wiedziałem, że był współtwórcą
Schwules Museum, jednym z autorów wielkiej wystawy Goodbye to Berlin. 100 Jahre Schwulenbewegung (pisałem o niej w „Zeszytach Literackich”: Berlińskie migawki, 1998 nr 61), a
wcześniej, w 1984, przełomowej ekspozycji Eldorado
(o subkulturze homoerotycznej Berlina lat dwudziestych XX wieku), organizował
wystawy o ikonach gejowskich, interesował się historią kina, kierował archiwum
w berlińskiej filmotece. Poszliśmy z Dorotą na spotkanie z Wolfgangiem do
kawiarni koło jego miejsca pracy przy placu Poczdamskim. Przynieśliśmy katalog
z Królikarni. Wyznał, że Schwules Museum boryka się z trudnościami i stara się
zbierać pieniądze na dofinansowanie działalności. Wybiera się w najbliższym
czasie do Moskwy, gdzie przygotowuje ekspozycję związaną z Niżyńskim. W Muzeum
mają program zarezerwowany na najbliższe lata. Obiecał, że przejrzy katalog i
odezwie się po Nowym Roku.
W pierwszych latach XXI wieku zaczęły
się ukazywać studia Pawła Leszkowicza o nurcie homoerotycznym w polskiej
sztuce. Krzysztof Jung zajmuje w tych badaniach miejsce wyróżnione (Paweł
Leszkowicz, Performance pożądania. Po nitce do kłębka, czyli erotyka Krzysztofa Junga, 2006). Ich akademickim zwieńczeniem jest praca habilitacyjna, w znacznej mierze poświęcona Jungowi, Nagi mężczyzna. Akt męski w sztuce polskiej po 1945 roku (2012). Badania te znalazły odbicie w zaprezentowanej w 2010 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie ważnej ekspozycji Ars Homo Erotica. Krzysztof Jung był jej gwiazdą: pokazano jego rysunki, ale też przedstawiające go rzeźby Barbary Falender (Narcyz, Ganimedes), fotografie Grzegorza Kowalskiego, na których Jung pozuje do rzeźb. W związku z wystawą w Muzeum Narodowym opracowane zostały przez Pawła Leszkowicza dwa albumy: Ars
Homo Erotica oraz Art Pride. Gay Art
from Poland / Polska sztuka gejowska.
Warszawska wystawa zrobiła wielkie wrażenie na Raimundzie Wolfercie. Zainteresował się głębiej osobą i dziełem Krzysztofa Junga. Napisał o nim uderzające precyzją ujęcia i zrozumieniem kontekstu studium dla wiedeńskiego pisma pod zaczerpniętym z Nietzschego tytułem „Flamme bin ich sicherlich”. Krzysztof Jung, Pionier der polnischen „Gay Art”, („Lambda Nachrichten”, 2010 nr 137), ukazało się ono po polsku w przekładzie Doroty Krawczyk-Janisch jako Krzysztof Jung, prekursor polskiej sztuki gejowskiej, („Zeszyty Literackie” 2011 nr 1/113).
Na jesieni 2010 znalazłem w internecie
wiadomość, że ludzie skupieni wokół pisma homiki.pl zamierzają w Zaduszki
złożyć kwiaty na grobie Krzysztofa Junga na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Inicjatorem był Wojciech Szot, wydawca albumów Pawła Leszkowicza związanych z wystawą Ars Homo Erotica. Nawiązałem
z nim kontakt, napisałem do pisma artykuł na 60-lecie Junga (11 lipca 2011), przesłałem zestaw zdjęć dokumentujących jego życie i dzieło, zbierałem je od lat.
Przy tej okazji doszło do mnie z całą
siłą, jak ważne jest to archiwum. Moim zadaniem powinna być jego rozbudowa i utrwalenie. Byłem wtedy w Berlinie. Poszedłem z tymi pomysłami do Alte
Nationalgalerie, do sali Caspara Davida Friedricha, miejsca moich berlińskich rekolekcji, snucia planów i składania, sobie, sprawozdań, i przed Mnichem nad morzem zapisałem w punktach
sens tego projektu.
1. Od kilku dziesięcioleci (właściwie odkąd pamiętam) interesują mnie ślady wolnej kultury polskiej, staram się zbierać dokumentację (dodatek ilustracyjny do kolejnych wydań Książek zbójeckich jest tego przykładem – planuję oddzielny tom Album pisarzy zbójeckich).
2. Od roku 1989, od odzyskania wolności, widzę potrzebę i możliwość stworzenia Muzeum Polskiej Pamięci (nie wiem, jaką będzie miało nazwę i jaką formę, powinno być zapisem suwerennej kultury, polityki, działalności społecznej, religijnej, postaw obyczajowych etc.).
3. Coraz bardziej jestem przekonany, że Krzysztof Jung jest jednym z ważnych twórców Polskiego Odrodzenia, należy do tych, którzy ponad ideologicznymi schematami budowali drogę do sensownej i suwerennej wolności.
4. Byłem uprzywilejowanym świadkiem jego życia i twórczości.
Zamierzam więc zbudować rodzaj „Ikono-bio-grafii”
Krzysztofa Junga. Czyli zebrałbym komentowane zdjęcia, reprodukcje, dokumenty, lub też przedstawiłbym ilustrowaną opowieść o istotnych punktach tej biografii. W ten sposób złożyłbym świadectwo i utrwalił dokumentację. I wyzwoliłbym się spod władzy fałszujących i upraszczających etykiet. Byłaby ta ikonobiografia podzielona na odcinki-rozdziały, które stopniowo układałyby się w całość, byłby to work in progress, i byłoby to
dzieło otwarte, można by je uzupełniać o nowe elementy, nowe publikacje na
temat Junga.
To Niemcy specjalizują się w tego
rodzaju biografiach, mam ich sporo w bibliotece. Zawsze mnie tego typu
publikacje interesowały. Tak się składa, że dysponuję wyjątkowym materiałem,
zbieranym przez dziesięciolecia. Zostałby on jeszcze wzbogacony, poprosiłbym o
pomoc Dorotę Krawczyk-Janisch z Berlina, a także Marylę Sitkowską z Muzeum ASP,
gdzie jest przechowywana spuścizna Junga.
Zasadniczym wyzwaniem byłaby dobra
taksonomia. Trzeba by podzielić materiał w sposób niepedantyczny, nie
zamykający perspektyw. I musiałby to być plan otwarty, który mógłby ulegać
ewolucji. Byłoby to m.in przedstawienie: jego środowiska; jego działań; jego
twórczości plastycznej; jego wystaw za życia; jego pisania o sztuce; jego podróże;
jego Muzeum Wyobraźni; jego poeci, prozaicy, eseiści; jego Paryż, Berlin, Warszawa
i jej okolice; jego mistrzowie (Czapski, Jeleński, Gombrowicz, Miłosz, Herling,
Lutosławski); wystawa pośmiertna w Królikarni; monografia-katalog tej wystawy;
depozyt jego spuścizny w ASP; prace go dotyczące.
Dorota kupiła właśnie fotokopiarkę. W gościnnym mieszkaniu na Elberfelderstrasse mogłem swobodnie skanować zdjęcia z jej archiwum. Zajmowałem się tym za kolejnymi pobytami w Berlinie. Kopiowałem również w Paryżu i w Warszawie (Bouvard i Pécuchet ery elektronicznej – to od dawna mój ideał). O radę i pomoc poprosiłem Mikołaja Nowaka-Rogozińskiego. Uznaliśmy, że najlepiej będzie ująć te materiały w formie strony internetowej. Mikołaj wziął na siebie organizację techniczną. Strona Krzysztofa Junga jest od września 2016 dostępna pod adresem www.krzysztofjung.com i nadal się rozwija.
W październiku 2016 w Galerii Salon Akademii przy ASP w Warszawie otwarto wystawę Krzysztof Jung – przemiana, zaprojektowaną przez Katarzynę Urbańską. Składała się z czterech pomieszczeń. W pierwszej sali zanitkowano na czerwono jej część, w następnej (rodzaj korytarza) powieszono rysunki owadów, w
kolejnej rzutowano na ścianę zdjęcia nagich postaci z Jungówki (jego
podwarszawskiego azylu, gdzie tworzył swój swobodny świat), w ostatniej zamieszczono
zdjęcia z jego performansów. Jung nie godził się na fotografowanie swych działań,
jest wielką zasługą Grzegorza Kowalskiego, że przekonał go o potrzebie
dokumentacji. W Galerii Salonu Akademii starano się ukazać raczej osobowość
artysty niż jego dzieła. I to się udało.
Na wystawie można było obejrzeć film Barbary Janisch i Adama Janischa Imago Krzysia, 2016. Autorzy tego filmu są dziećmi chrzestnymi Krzysztofa Junga i wyrastali w cieniu (czy też w blasku) jego przemożnej osobowości. Udało się im pokazać materię delikatną, Junga jako mistagoga.
W czasie trwania wystawy na Krakowskim
Przedmieściu przy Traugutta na okrągłym słupie ogłoszeniowym można było oglądać
ponadnaturalnej wielkości zdjęcie nagiego Junga. Wyciągniętą dłonią obejmował
we władanie tę tak bliską mu część miasta i zapraszał do swojego świata w
Salonie Akademii.
Wydany w związku z wystawą zbiór prac pod redakcją Jakuba Zgierskiego Krzysztof Jung – przemiana, zawiera rozmaite interpretacje jego twórczości i osobowości. Rozmowa z Dorotą Krawczyk-Janisch Stwarzanie przez innych jest podstawowym źródłem do zrozumienia zwłaszcza jego działań plastycznych. Paweł Leszkowicz w studium Balety w sieci niedopowiedzeń. Jung i sztuka gejowska uzasadnia tezę: „Jung był najważniejszym spośród nielicznych twórców zza żelaznej kurtyny, którzy w czasach komunizmu eksplorowali
nieheteronormatywne wymiary pożądania, miłości i związków międzyludzkich. To dzięki niemu piękno męskiego ciała przetrwało w purytańskim komunizmie”.
Wymienię jeszcze fascynujący esej Roberta Pucka, „pana od pająków i owadów”, Przeobrażenie zupełne o nitkowaniach i
entomologicznych rysunkach Krzysztofa Junga (jestem przekonany, że ten tekst przeczytałby ze szczególnym zainteresowaniem).
W związku z projektowaną wystawą
Józefa Czapskiego w Bibliotece Polskiej w Paryżu zgłosiła się do mnie w
styczniu 2016 Anna Czarnocka, kierowniczka tamtejszych kolekcji muzealnych, o wypożyczenie dzieł malarza z moich zbiorów. Byłem mile zaskoczony jej
rzeczowością, spokojem, sprawnością działania, taktem. W ciągu pół godziny potrafiła wybrać interesujące ją eksponaty, zrobić fotografie, omówić dalsze formalności. Jeszcze nie zamknęły się za nią drzwi, gdy zdecydowałem, że zaproponuję jej wystawę Krzysztofa Junga. Muzeum na Wyspie Świętego Ludwika jest przecież właściwą ramą dla jego dzieł, jego twórczość zaś dotyka spraw i osób, które powinny być szczególnie bliskie Bibliotece Polskiej.
Władze Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu zaakceptowały ten pomysł. Większość eksponatów pochodziła z moich zbiorów. Na wypożyczenie ważnych portretów zgodziły się Katarzyna Herbertowa i Dorota Krawczyk-Janisch. Mikołaj Nowak-Rogoziński cały czas uczestniczył w pracach związanych z wystawą. Anna Czarnocka była doskonałą kuratorką, bez niej ekspozycja nie doszłaby w ogóle do skutku. Wernisaż wystawy
Krzysztof Jung. Drzewa i twarze odbył się 21 listopada 2017 w Bibliotece Polskiej w Paryżu. W mojej wypowiedzi starałem się wówczas określić jej znaczenie:
„Krzysztof Jung należał do najzdolniejszych malarzy i performerów swojego pokolenia. Zbigniew Herbert i Gustaw Herling-Grudziński poruszeni jego pejzażami nadali mu tytuł Malarza Drzew, a bliski mu krąg warszawskich artystów widział w nim prekursora polskiego performansu – twórcę oryginalnego teatru plastycznego. W trudnej rzeczywistości PRL potrafił w swojej sztuce stworzyć przestrzeń wolności, był jak płomień, który wydobywa kolor otaczającego świata. Odwiedzając Paryż związał się z środowiskiem «Zeszytów Literackich» i paryskiej «Kultury», stał się wtedy rysownikiem
twarzy ważnych dla polskiej kultury. Bliskich mu twórców utrwalił na
portretach, które – dzięki wrażliwej obserwacji i żywej namiętności – są jednym z najwspanialszych świadectw promieniowania Józefa Czapskiego, Konstantego Jeleńskiego, Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta… Wystawa paryska stawiała sobie za cel pokazanie obu stron malarskiej twórczości Krzysztofa Junga: pejzażystę i portrecistę.
Obie te strony jego malarstwa są
związane z Paryżem i z tym niezwykłym momentem odrodzenia polskiej kultury,
jakiego Jung był zarazem świadkiem i uczestnikiem. Na wystawie paryskiej
pokazano duże pejzaże Junga, zobaczone na Mazowszu, w podwarszawskich
okolicach, ale stworzone, jak sam mi to wyznał, pod wpływem późnych krajobrazów
Józefa Czapskiego, którymi zachwycił się po pierwszych wizytach w pracowni
sędziwego malarza w Maisons-Laffitte. Czapski przeżywał wówczas drugą – czy
trzecią, czy też piątą – malarską młodość, a najpełniej się ona wyraziła w
pejzażach i one właśnie dla młodego artysty z Polski, odczuwającego wówczas, był to rok 1983, wyczerpanie się skrajnie nowoczesnych artystycznych form wyrazu, stały się lekcją pokory, sensu, wewnętrznej swobody i wierności sobie. Świadectwem tego uzyskania «nowych oczu» były na wystawie Prześwit w lesie (czerwony) i Prześwit w lesie
(zielony), oba z 1984, a zwieńczeniem tych doświadczeń Rybienko, widok na Bug, 1992, gdzie dostrzec można zainteresowanie
dziełami niemieckich Nowych Dzikich, zwłaszcza Rainera Fettinga.
Najbardziej wzruszającym świadectwem
tego dziedzictwa pokoleń była na paryskiej wystawie ściana portretów. Krzysztof Jung poznał w Paryżu Konstantego Jeleńskiego i był zafascynowany jego barwną osobowością i jego pisarstwem. Śmierć Jeleńskiego w maju 1987 stworzyła bolesną wyrwę w życiu tych, którzy go znali. Przygotowywaliśmy poświęcony mu numer «Zeszytów Literackich». Krzysztof Jung
przysłał z Warszawy (to wymagało odwagi, dziś się o tym zapomina) serię
portretów Jeleńskiego. Zwłaszcza jeden, gdzie na twarzy dostrzec można to niezapomniane połączenie przenikliwości spojrzenia i melancholii, był zdumiewającym utrwaleniem osobowości Jeleńskiego. W dziesiątą rocznicę jego śmierci Barbara Toruńczyk wznowiła ów pamiętny numer «Zeszytów». Gdy dostał go w ręce Zbigniew Herbert, ciężko już chory, zachwycił się rysunkiem i poprosił przez żonę (sam nie mógł mówić, był po tracheotomii), aby malarz narysował
także jego portret. Jung odwiedził poetę, była to wiosna 1998, wykonał rysunek,
miał to być pierwszy na próbę, Herbert od razu go zaakceptował. Śmierć zabrała
poetę kilka miesięcy później. A dwa miesiące po nim, 5 października 1998, zmarł
nagle na atak astmy Krzysztof Jung. Teraz oba portrety, Jeleńskiego i Herberta,
spotkały się na paryskiej wystawie, a przyglądały się im portrety Czapskiego,
Miłosza, Zagajewskiego – i autoportrety Krzysztofa Junga. Także dlatego trudno
sobie wyobrazić lepsze miejsce na ekspozycję Junga niż tak zasłużony dla
polskiej kultury gmach Biblioteki przy Quai d’Orléans”.
Zasadniczym elementem paryskiej
wystawy miała być publikacja katalogu, chciałem, aby stanowił Portret Krzysztofa Junga przez jego
krajobrazy, wewnętrzne i zewnętrzne, przez wizerunki bliskich mu twórców, przez
jego autoportrety, przez jego wypowiedzi o sztuce. Postanowiłem podjąć
wyzwanie. Nieocenioną pomocą na każdym etapie służył Mikołaj Nowak-Rogoziński.
Ramy formalne ofiarowała Biblioteka Polska. Wersja francuska jest dziełem Erica
Veaux.
Chciałem, aby ta książka była zarazem solidna i w jakimś sensie intymna, kameralna. Szukając wzoru na okładkę pomyślałem o małym albumie, który stoi u mnie na półce. Mają swoje losy także albumy… Jest
to katalog wystawy rysunków i rycin Davida Hockneya, jaka odbyła się w
paryskiej Galerie Claude Bernard w kwietniu 1975. Wkrótce potem dostałem ten tomik od przyjaciół w Warszawie. Był to okres początków mojej znajomości z Krzysztofem Jungiem. Często oglądał mały tomik o malinowej okładce. Podziwiał Hockneya i z tego katalogu czerpał pierwszą wiedzę o nim. Gdy zamieszkałem w Paryżu, po stanie wojennym, zorganizował przewóz moich książek z Warszawy, wśród nich znalazł się mały album Hockneya. Interesował się i potem tą książeczką. Fotografie utrwaliły, jak u mnie w Paryżu pochyla się z Andrzejem Wajdą nad tym albumem, wspólnie oglądają ilustracje. Dzięki kronice Maryli Sitkowskiej można dokładnie ustalić datę: 5 czerwca 1988. Zdjęcie to znalazło się w paryskim katalogu. Na okładkę daliśmy fowistyczny fragment chmur z obrazu Rybienko, widok na Bug, a centralnie umieściliśmy wzorem hockneyowskiego
tomiku naklejkę z tytułem: Krzysztof Jung. Peintures et dessins. W kilka dni po wernisażu Witek Tracz przywiózł do Biblioteki Polskiej Claude’a Bernarda. Legendarny marszand mimo lat jest pełen energii (wracał właśnie z Japonii, uczy się języka…), z największym
zainteresowaniem przyglądał się portretom. Mówił o hockneyowskiej swobodzie
kreski w rysunkach Junga. Mogłem mu podziękować za album sprzed ponad
czterdziestu lat i ofiarować katalog zainspirowany w pewnej mierze tamtym z
jego galerii.
Pod koniec marca 2018 w przeddzień wyjazdu do Berlina postanowiłem przełamać paraliż planów wystawy w Schwules Museum. Od pewnego czasu omawialiśmy, Dorota, Raimund Wolfert, ja, sposoby promocji dzieła Krzysztofa Junga. Byliśmy świadomi, że jego rysunki
spoczywające w depozycie w Muzeum ASP stanowią prawdziwy skarb i że powinno się je wydostać z ukrycia. Wiedzieliśmy, że berlińskie Schwules Museum byłoby doskonałym miejscem ich prezentacji. Taka wystawa byłaby wypełnieniem zadań, jakie muzeum sobie stawia. Postanowiłem zwrócić się o radę i pomoc do Andreasa Sternweilera, od lat zajmującego się inspiracjami homoerotycznymi w sztukach plastycznych. Osobiście go nie znałem, wiedziałem jednak, że był współzałożycielem Schwules Museum w 1985 roku, że był projektodawcą i realizatorem głośnej wystawy Goodbye to
Berlin. 100 Jahre Schwulenbewegung w 1997 roku. Napisał interesującą
monografię Die Lust der Götter (1993), opracowanie wątków homoseksualnych w sztuce włoskiej od Donatella do Caravaggia. Wysmażyłem do niego długi list, przedstawiłem sylwetkę Krzysztofa Junga i zwróciłem się o radę, jak zorganizować wystawę w Schwules Museum, najlepiej w dwudziestą rocznicę śmierci Junga, na jesieni 2018. Napisałem
jednocześnie do Raimunda Wolferta, aby zapewnił Andreasa Sternweilera, że
jestem poważną osobą, nie wariatem, i poparł te plany. Raimund z nim porozmawiał,
dowiedział się, że nie ma on obecnie bliskich kontaktów ze Schwules Museum.
Jego zdaniem, pomysłodawcy wystawy powinni zwrócić się bezpośrednio do rady
muzeum.
I Raimund to zrobił. W imieniu nas trojga wysłał list do dyrekcji Schwules Museum uzasadniający ideę wystawy Krzysztofa Junga. Dostał odpowiedź od jednej z pań z kierownictwa muzeum, że projekt wydaje się jej interesujący, a tymczasem porozumie się z Wolfgangiem Theisem, czy zechciałby zostać kuratorem i zgłosi się do nas, gdy otrzyma od niego
odpowiedź. Cóż, mogło się wydawać, że wróciliśmy do tego samego punktu, w
którym byliśmy lata temu. W tym czasie przygotowaliśmy spis rysunków, które
należałoby pokazać organizatorom wystawy w Schwules Museum, w ich wyborze
pomagał niezawodny Grzegorz Kowalski. Dorota i Volker przywieźli je do Berlina. Raimund Wolfert nawiązał kontakt z Wolfgangem Theisem. W sierpniu 2018 razem z Dorotą spotkali się z nim w tej samej kawiarni na Placu Poczdamskim, w której rozmawialiśmy przed dziesięciu laty. Tym razem Wolfgang Theis był dużo lepiej nastawiony do idei wystawy i obiecał pomoc w jej realizacji.
I we wrześniu 2018 zjawił się na
obejrzenie dzieł Junga do mieszkania Doroty. W pokoju frontowym przygotowano
trzy stoły. Na pierwszym spoczywały przywiezione z Warszawy cztery teki z
rysunkami, dwie z dużymi formatami, dwie z mniejszymi, stół środkowy służył do
oglądania, na trzeci stół odkładaliśmy obejrzane dzieła. Trwało to wiele
godzin. Przyjemnie było obserwować reakcje Wolfganga, jego profesjonalizm,
zainteresowanie stroną techniczną, ale też tematami dzieł. Jego rosnący
entuzjazm.
Kilka dni później przyszedł po raz drugi, aby dokonać ostatecznego wyboru. Tego dnia Dorota miała całodzienne skomasowane zajęcia na Uniwersytecie Poczdamskim, przyjęliśmy go we dwójkę z Volkerem. Przeglądał po kolei raz jeszcze wszystkie rysunki. Układał je tematycznie. Wyróżnił cztery motywy: 1. Autoportrety (ciągle powracał do dużego rysunku wiszącego w salonie, ukazany z profilu Jung siedzi w fotelu – chciałby go też pokazać na wystawie); 2. Nadzy młodzieńcy; 3. Leżący pod kołdrą (bardzo mu się ten motyw podobał – nazwał go hockneyowskim, powiedział, że ma rycinę Hockneya, dwóch młodzieńców pod kołdrą, ilustracja do wiersza Kawafisa, jest w katalogu Goodbye to Berlin? jako z jego zbiorów – wyjaśniłem, że Jung znał tę rycinę i wspomniałem o katalogu z Galerie Claude Bernard); 4. Cykl Św. Sebastiana. Zapytał, czy Jung znał film Dereka Jarmana Sebastiane (dowiedziałem się później od Jerzego Domagalskiego, że oglądali razem ten film na pokazie w Warszawie w 1990 roku).
Nie wtrącałem się w jego wybory. Widziałem,
że jest pod wrażeniem twórczości Junga, ma żywy stosunek do sztuki, interesuje
się rysunkiem, ma ochotę na zrobienie wystawy. Tego dnia szedł jeszcze na
zebranie do Schwules Museum. Gdy wychodził, miło podziękował za „dziesięć lat
cierpliwości”. To aluzja do naszego poprzedniego spotkania w kawiarni. Po jego
wizycie pojechałem rowerem do Kunstbibliothek, aby w związku z planowanym
katalogiem obejrzeć, jak rozwiązywano problem dwujęzyczności w rozmaitych
albumach. W drodze powrotnej już przy domu usłyszałem, że ktoś mnie woła – to
Dorota wracała po zajęciach. Przekazała mi wspaniałe wiadomości. Wolfgang
dzwonił do niej dwa razy na Uniwersytet: najpierw aby wyrazić swój zachwyt wybranymi rysunkami, a
drugi raz, po spotkaniu w Schwules Museum, że wypadło doskonale i zarówno
wystawa, jak i publikacja katalogu zostały zaakceptowane.
Okazało się, że wystawa może być otwarta już wkrótce, w
połowie marca 2019 i będzie trwać aż do początku lipca, czyli w czasie
wyjątkowo korzystnym: od wielkanocnych imprez w Berlinie, przez obchody setnej rocznicy założenia Instytutu Magnusa Hirschfelda i pięćdziesiątej rocznicy Christopher Street Day, aż po wielką międzynarodową konferencję muzeów, bibliotek i archiwów zajmujących się utrwalaniem wiedzy o ludziach o orientacji homoseksualnej. Schwules Museum będzie w samym centrum tych wydarzeń.
Rozmawiałem z Wolfgangiem o katalogu. Podkreśliłem, że dla mnie jest to punkt zasadniczy, tylko w ten sposób może być utrwalone dokonanie, jakim będzie wystawa. Zostawiał mi wolną rękę, chciał tylko, aby był dwujęzyczny, niemiecko-angielski. Zaznaczyłem, że książka musi być gotowa co najmniej na dwa tygodnie przed wernisażem. Wolfgang lekko się uśmiechnął. Byłoby sukcesem, powiedział, gdyby katalog pojawił się przed zamknięciem ekspozycji i był do dostania podczas konferencji ALMC pod koniec czerwca. Poprosiłem go, aby w każdym razie jak najszybciej dostarczył swój wstęp.
Katalog z tekstami Wolfganga Theisa, Raimunda Wolferta i
Doroty Krawczyk-Janisch Krzysztof Jung. Der
männliche Akt / The Male Nude wyszedł z drukarni przed końcem lutego 2019. Wernisaż
odbył się 15 marca 2019. Przy wejściu witał zwiedzających Jung na
wielkiej fotografii wykonanej w Berlinie w roku 1985, wskazującym palcem
zaprasza do oglądania swojego świata. Wystawę zamykał splątany kłębek nici
ułożony w pajacyka, to tylko pozostało fizycznie ze wspaniałych nitkowań. Przy
gablocie wiersz Nietzschego o byciu jak płomień, po niemiecku, angielsku i
polsku (na całej wystawie objaśnienia i podpisy były w trzech językach).
Rozwieszenie dzieł bardzo przejrzyste. Wyraźny układ tematyczny, ale bez pedanterii (Święty Sebastian, seria w pościeli, akto-portrety). Grafika Hockneya Two Boys Aged 23 or 24 dobrze pasuje w sali rysunków w pościeli. Świetnie wyeksponowane dwie rzeźby Barbary Falender, Narcyz (przywieziony z Warszawy przez Volkera i Dorotę latem) i Ganimedes (własność mieszkającego w Berlinie Brazylijczyka), ustawione zostały na tle makrografii zdjęć Grzegorza Kowalskiego przedstawiających nagiego Junga pozującego do Narcyza.
W sali, gdzie pokazano serię młodych
mężczyzn w pościeli szczególnie wzruszający był wizerunek śpiącego młodzieńca,
na łóżku Junga, w jego pościeli, pochodzący z roku 1979. Na szafce przy łóżku
leżą książki, na górnej tytuł Krzysztof
Jung. Rysunek 1980. Miał to być album jego dzieł wydany w roku 1980,
wymarzony rok wcześniej. A poruszając się na szachownicy czasu czterdzieści lat
do przodu, do roku 2019, znajdujemy ten rysunek w albumie Krzysztofa Junga
opublikowanym w Berlinie z okazji jego wystawy.
Podczas otwarcia powiedziałem kilka słów o znaczeniu obecności polskiego artysty w tym momencie, w tym miejscu: „Twórczość Krzysztofa Junga stanowi rodzaj «trójkąta weimarskiego», mostu między Warszawą, Paryżem, Berlinem, Te trzy miasta były miejscami realizacji jego osobowości, jego modelu sensownej wolności. Wystawa w Berlinie pokazuje po raz pierwszy rysunki Junga, akty męskie odnalezione po jego śmierci, nie mające sobie równych w sztuce polskiej. Jest ta wystawa jakby dopełnieniem ekspozycji w Paryżu w 2017, gdy pokazano Junga jako portrecistę wybitnych przedstawicieli suwerennej polskiej kultury. W obu ofiarowuje nam wzorzec wolności”.
Wystawa berlińska została zrealizowana dzięki licznym „zbiegom okoliczności” i wysiłkowi wielu osób. Była autorskim dziełem Wolfganga Theisa, wynikiem kilku dziesięcioleci jego doświadczeń jako kuratora. Zawdzięcza dużo Raimundowi Wolfertowi, jego znajomości berlińskiego
środowiska i jego historycznej pasji, jego fascynacji sztuką i osobą
Junga. Grzegorz Kowalski wiernie służył radą i swoim autorytetem w polskim świecie sztuki. Ktokolwiek interesuje się życiem i sztuką Junga, ma dług wdzięczności wobec Maryli Sitkowskiej, stworzonego przez nią pomnikowego katalogu. Nie zapominam też o sprawnej i spokojnie czujnej pomocy Mikołaja Nowaka-Rogozińskiego, nie zapominam o sobie.
A jednak zasadniczym czynnikiem sprawczym jest to niezwykłe mieszkanie na Elberfelderstrasse, prawdziwe przedstawicielstwo niezależnej kultury polskiej, instytut otwartej myśli, serdecznej przyjaźni. To dzięki wiernemu entuzjazmowi Doroty Krawczyk-Janisch i zawsze pomocnemu rozsądkowi Volkera Janischa można było to wszystko przeprowadzić.
A przyszłość? Na tym przecież nie koniec przypominania osobowości i sztuki Krzysztofa Junga. Myślę, że po Paryżu i Berlinie powinna przyjść kolej na retrospektywę w Polsce. Czy to będzie Warszawa, Kraków czy na przykład Pawilon Czterech Kopuł we Wrocławiu lub Pałac Opatów w Gdańsku Oliwie? Trzeba być otwartym, droga przygotowana – i może
właśnie miniatura obrazu Droga (błękit nieba, zieleń pola, czerwień rozwijającej się swobodnej przestrzeni, prawie czarna linia lasu) będzie widnieć na kartonie zaproszenia.
WOJCIECH KARPIŃSKI
WOJCIECH KARPIŃSKI ur. 1943, zm. 2020. Autor książek o wielkich twórcach emigracyjnych: Książki zbójeckie; Herb wygnania. Zeszyty Literackie wydały również jego Portret Czapskiego; Pamięć Włoch; W Central Parku; Fajkę van Gogha; Amerykańskie cienie; Twarze; Obrazy Londynu; oraz książkę Henryk. Najnowszy tom to Szkice sekretne (Zeszyty Literackie, 2017). Wydał Wspomnienia Zbigniewa Karpińskiego oraz poszerzone wydanie Zbiegów okoliczności Konstantego A. Jeleńskiego. Ostatnio przygotowywał wystawę i katalog dzieł Krzysztofa Junga Peintures, dessins, photographies (Bibliothèque Polonaise de Paris, 2017) oraz katalog rysunków Krzysztofa Junga pokazywanych w Schwules Museum w Berlinie (2019).