MAREK ZAGAŃCZYK
Alessandro Baricco „Homer, Iliada”
30 kwietnia 2020
Alessandro Baricco, „Homer, Iliada”
Czytam Iliadę Baricco, bo od jakiegoś czasu nie potrafię odejść od Greków. Pamiętam moją pierwszą lekturę mitologii, opowieść Parandowskiego i obrazy zmagających się herosów. Trudno być na ich miarę. Pewnie w ogóle nie jest to możliwe. Grecy wymagają od nas zbyt wiele. Są niedzisiejsi, uczą bolesnej prawdy o życiu. Trzeba czytać ich wprost, w pełnym blasku, uchwycić ton serio. I nie uciekać myślą, gdy dreszcz przebiegnie po plecach. Tylko wtedy można zrozumieć sens tych opowieści. Tak czytali Greków Chiaromonte, Camus i Weil, tak czytali ich Calasso i Zygmunt Kubiak, Brodski, Herbert, Kawafis i Vincenz. Grecy są nauczycielami myślenia o świecie, bez łez i narzekania. Taki jest świat grecki w opowiadaniach Tomasiego di Lampedusa, szczególnie w jego Syrenie. I w niektórych historiach Marguerite Yourcenar.
Baricco każe myśleć o nich na nowo. Dzięki niemu wracam do pisarzy, którzy Iliadę omawiali, do tłumaczy, jak Dmochowski czy Wieniewski, do szkiców Zygmunta Kubiaka i Jerzego Stempowskiego, do mitologii Calasso, z powracającym zdaniem, wyraźnym jak gong: „Ale jak to się wszystko zaczęło?”. I do jego książki Literatura i bogowie, na pewno jednej z najważniejszych w moim życiu. Calasso pisząc o greckich bogach uczy, trochę przy okazji, uwagi dla świata i miłości do literatury absolutnej. Bo coś takiego jak literatura absolutna naprawdę istnieje, i wie o tym każdy uważny czytelnik. W literaturze absolutnej „chodzi o taki rodzaj wiedzy, która ma przekonanie i do tego dąży, aby nie być dostępną w żaden inny sposób, jak tylko za pośrednictwem utworu literackiego. Jest absolutna, ponieważ jest wiedzą, która przypomina poszukiwanie absolutu i dlatego nie może dotyczyć niczego częściowo, ale musi ogarniać wszystko […]. Literaturę, o której mówię rozpoznaje się nie tyle po przystosowaniu do jakiejś teorii, ile po wibrowaniu i świetlistości zdania […]. Literatura absolutna rośnie niczym trawa między szarymi wielkimi płytami myśli”.
Calasso nie twierdzi przy tym naiwnie, że kiedyś stanie przed nim któryś z greckich bogów, tak chętnie zstępujących w świat ludzki, ale przekonuje, że mają oni swoje miejsce w literaturze, a sam akt lektury rzeczy wartych uwagi, nieusuwalnych z naszego myślenia jest hołdem jaki im składamy, modlitwą odmawianą po cichu, bez kościoła, bez tłumu wiernych.
Od niedawna sięgam także do książki Alberto Manguela Homer: Iliada i Odyseja. Biografia, w której znajduję między innymi komentarz do tekstu Baricco, do jego wizji Iliady jako wojennej epopei. „Nasze zauroczenie pięknem wojny wcale nie wygasło – jeśli wojna jest piekłem, to jakkolwiek okropnie by to zabrzmiało, jest pięknym piekłem. Wojna w naszych czasach, choć przeklinana i znienawidzona, bynajmniej nie jest uważana za zło absolutne. Jedyną ucieczką przed jej złowrogim urokiem jest stworzenie innego piękna, budowanego dzień po dniu cierpliwą pracą miliona rzemieślników”.
Dla Simone Weil w 1939 roku Iliada pełna była goryczy wywołanej tryumfem siły. Stanowiła opowieść, w której siła materii podporządkowuje sobie domenę ducha. „Takie podporządkowanie – pisze Weil – to powszechny los, choć każdy duch znosi je odmiennie, proporcjonalnie do własnej cnoty. Nikomu w Iliadzie ani nikomu na ziemi nie zostaje to zaoszczędzone. Nikt, kto temu ulega, nie staje się przez to obiektem pogardy. Każdy, kto we własnej duszy i w stosunkach międzyludzkich wymyka się dominacji siły, jest kochany, ale ze smutkiem, ponieważ wisi nad nim groźba zagłady”.
Moi przewodnicy po świecie antycznym, których listę można by poważnie poszerzyć, nie zgodziliby się łatwo na nieobecność bogów, wyrzuconych przez Baricco jako istoty anachroniczne, bajkowe, zacierające to, co ziemskie. Miłośników Grecji ten splot spraw boskich i ludzkich ciekawi prawdziwie. Ale na pewno widzieliby w Baricco sprzymierzeńca. Stempowski na przykład oceniał epoki literackie, przyjmując jako kryterium pojawienie się nowych tłumaczeń klasycznych tekstów. A przecież Baricco jest takim tłumaczem. Przekłada mit na język współczesności. Jest tłumaczem na współczesną wrażliwość, w zgodzie ze światem, w jakim żyjemy. Jego książka nie jest streszczeniem. To próba opowiedzenia Iliady na nowo, z innym rozłożeniem akcentów, ale ciągle z podziwem dla Homera. I z przekonaniem wyrażonym przez księcia Lampedusy, że książka nie musi być przeszkodą do pokonania, ale kluczem otwierającym drogę do świata.
W 2005 roku tłumy wypełniły rzymskie Audytorium Parco della Musica, aby przez trzy wieczory słuchać udramatyzowanej przez Baricco interpretacji Iliady. Widzowie podążali za opowieścią Homera i jak się zdaje przynajmniej niektórzy zaczynali myśleć o sobie i, co dużo ważniejsze, myśleć o świecie w zgodzie z greckim rozumieniem ludzkiego losu.
„Iliada – pisze Baricco – jest pomnikiem wojny. […] Jednym z zaskakujących aspektów Iliady jest siła, czy raczej współczucie, z jakim przekazane są racje pokonanych. To historia napisana przez zwycięzców, a przecież w pamięci pozostają również, jeśli nie przede wszystkim postaci Trojan. […] Wcześniej czy później zdołamy wyrwać Achillesa z tej śmiertelnej wojny. I to nie strach ani odraza sprawią, że wróci do domu. Sprawi to jakieś inne piękno, bardziej oślepiające od tamtego, za którym poszedł, i nieskończenie bardziej łagodne”.
MAREK ZAGAŃCZYK
Alessandro Baricco, Homer, Iliada, tłum. Halina Kralowa. Warszawa, Czytelnik, 2005.
Tekst pochodzi ze strony Marka Zagańczyka – „Sztuka czytania”.
MAREK ZAGAŃCZYK, ur. 1967. W „Zeszytach Literackich” przez 26 lat, zastępca redaktor naczelnej w latach 2010-2018. Kurator archiwum i spuścizny Pawła Hertza. Autor tomów szkiców Krajobrazy i portrety, Droga do Sieny, Cyprysy i topole a ostatnio Berlińskie widoki (Austeria, 2019).