MAREK ZAGAŃCZYK
Anna Piwkowska „Między monsunami”*


„Między monsunami czas zastyga”. U Anny Piwkowskiej między monsunami trwa życie. Miłość otwiera oczy na innych, ale nie pozwala zapomnieć o śmierci. Kochankowie w wierszach Piwkowskiej leżą obok siebie przysypani popiołem. A po nich przychodzą nowi bohaterowie. I „są szczęśliwi tak samo jak tamci”, choć żyją już w innym świecie.

W tym tomie stoją obok siebie Eros i Thanatos, Kora i Demeter, jakby byli nierozdzielni, jakby nie mogli bez siebie istnieć. Gdy czytam te wiersze mam wrażenie, że te kunsztownie zbudowane utwory, te linie powiązane rytmicznie z biegłością poety wirtuoza, są jak bliskie nam obrazy zawieszone w muzeum wyobraźni. Najczęściej są to portrety, wspaniałe wizerunki kobiet: Sofonisba, Karen Blixen, Veruschka, Nadieżda Mandelsztam i postaci wysnute z kart historii, literatury i mitu, ale przecież z tego powodu nie mniej realne: Ifigenia, Sara, św. Magdalena, Żydówka z Auschwitz. Nad tymi wierszami unoszą się cmentarne kruki, a czarne kosy o poranku wyśpiewują swe miłosne trele. Są radosne skowronki i martwy szczygieł. Ale są także inne martwe natury, a raczej Still Life, jak mówi się o nich w innych językach, bo ciągle tętni w nich życie, ciche, ukryte, ale jednak obecne. Trochę jak na płótnach Georgii O’Keeffe, gdzie pełne namiętności i erotyzmu kwiaty zjawiają się obok porażającej bieli zwierzęcych czaszek. Trochę jak na malowidłach etruskich, gdzie w podziemny krąg zstępujemy radośnie przy dźwiękach fletów i piszczałek. Zmarli stale nam towarzyszą, uważnie się nam przyglądają, pilnują, abyśmy dobrze wypełnili powierzone nam zadanie, a niektórzy nadal, już po śmierci, wołają za nami: „Przyjaciele”. Bo, jak pisze Piwkowska: „czuwanie, sen, czuwanie, są tym samym / rozmową z odchodzącym światem / i ukochanymi zmarłymi”.

Jej wiersze, stworzone do głośnej lektury, bo pobrzmiewa w nich muzyka rytmu i rymu, prowadzą nas w strony odległe i bliskie, do Afryki, Grecji, Nowego Meksyku i w stronę Sztynortu, gdzie zjawia się piękna Veruschka, będąca obiektem pożądania i znakiem kobiecej doskonałości, ale my, za Piwkowską, widzimy ją zanim jej piękno dojrzeje, zanim jej piękno przeminie, zanim zjawi się po raz pierwszy na taśmie filmowej w znanym obrazie Antonioniego. To, co jest trwa bowiem w tych wierszach, obok tego, co było; to, co wyczytane, zobaczone, usłyszane istnieje obok tego, co intymnie przeżyte, boleśnie doświadczone. Ta wielość światów, różnorodność ujęć, wielobarwność i szczegółowość kreślonych rysunków twarzy i zapisów zdarzeń wzajemnie się uzupełnia.

Anna Piwkowska stawia chwiejny znak zapytania tuż obok tego, co zdaje nam się jasne, codzienne i oczywiste. Co oznacza „nieśmiertelność śmiertelności” lub „skończona nieskończoność” pochodząca już z innego wiersza? Nie są to na pewno językowe szarady, nie jest to wirtuozerska gra z paradoksem. Raczej próba odnalezienia słów właściwych, gotowych oddać wielość naszych wrażeń, pozwalających na równoczesne bycie tu i tam, w życiu i w śmierci. U nas i w gościnie u innych.


MAREK ZAGAŃCZYK


* Laudacja wygłoszona podczas finału Nagrody im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz”, Pranie, 25 VII 2020 (druk: „Topos” 2020 nr 4).

ANNA PIWKOWSKA Między monsunami, Znak, 2019

MAREK ZAGAŃCZYK, ur. 1967. W „Zeszytach Literackich” przez 26 lat, zastępca redaktor naczelnej w latach 2010-2018. Kurator archiwum i spuścizny Pawła Hertza. Autor tomów szkiców Krajobrazy i portretyDroga do SienyCyprysy i topole a ostatnio Berlińskie widoki (Austeria, 2019)

Tekst pochodzi z bloga Marka Zagańczyka „Sztuka czytania”
udostępniamy go za zgodą autora.