MAREK ZAGAŃCZYK
Henry James „Autografy Jeffreya Asperna”

Henry James należy do pisarzy wymagających skupienia i cierpliwości. W jego powieściach nie ma katastrof, nagłych zmian akcji, wyrazistych konfliktów. Życie płynie powoli, na ogół nieszczęśliwie. Właściwie wiele, a może nawet wszystko, da się przewidzieć. Historia opowiedziana jest bez pośpiechu, niemrawo, tak jakby dotyczyła rzeczy nieistotnych. Najważniejsze są jednak szczegóły i to one długo pozostają w pamięci.

Lekturę Jamesa dobrze jest zacząć od opowiadań, precyzyjnie skonstruowanych, zagadkowych, czasami budzących dreszcz. Autografy Jeffreya Asperna, Madonna przyszłości czy Obrót śruby są arcydziełami gatunku. Gustaw Herling-Grudziński pisał, że odczuwa się w nich „wewnętrzną ekwilibrystykę pisarską, niebezpieczną dla kogoś, kto nie jest prawdziwym majstrem w sztuce krótkiej narracji. Rzecz w tym, że gra odbywa się na pograniczu banalności, o włos od wilczego dołu komunałów: potkniesz się, nie utrzymasz równowagi na lince, nie przylgniesz mocno do Tematu z dużej litery, a cała historia się zawali i spadnie na dno nic (albo bardzo niewiele) mówiącej przeciętności”.

W opowieściach Jamesa dominuje zwyczajne ludzkie życie, chwilami piękne, momentami nudne, czasami przeraźliwie monotonne. Wszystko, co ważne już się zdarzyło lub wydarzy się w przyszłości. Teraźniejszość jest nieruchoma, istnieje poza czasem. Jest chwilą wytchnienia, namysłu, krótkotrwałym zaburzeniem dawnego rytmu. James przedstawia ten moment z konsekwencją matematycznego równania. Po chwili rozładowuje napięcie, przywraca równowagę, choć inne są już relacje między postaciami. Potrafi przy tym zachować malowniczość opisu przypominającego delikatne piękno dawnych akwareli. Buduje mistrzowskie portrety, głównie kobiece, doprowadza do zderzenia Ameryki i Europy. Ma przy tym poczucie humoru, wyciszone, podskórne i skłonność do ironii lekkiej, niemal niedostrzegalnej.

Henry James urodził się w 1843 roku w Nowym Jorku. Większość życia spędził jednak w Europie. Nieustannie podróżował. Wrażenia notował w esejach, powieściach, opowiadaniach. W ten sposób powstały Italian Hours, English Hours, a także Autografy Jeffreya Asperna, od których zaczęła się moja przygoda z jego pisarstwem.

James umiał słuchać. Wychwytywał pomysły na powieść lub opowiadanie, tak jakby czekały specjalnie na niego zawieszone w powietrzu, jakby ktoś wspomniał je tylko po to, aby mógł na ich osnowie stworzyć własną historię. Tak było i tym razem. Eugene Lee-Hamilton opowiedział mu pewnego dnia o Claire Clairmont, kochance Byrona i przyjaciółce Shelleya, która ostatnie lata życia spędziła we Florencji jedynie w towarzystwie swojej siostrzenicy. Pewien Amerykanin nachodził ją stale w nadziei, że uda mu się wydobyć listy poetów. Po śmierci Clairmont nękał nadal jej siostrzenicę, dopóki ta nie postawiła sprawy jasno: małżeństwo za dostęp do korespondencji.

Ten zarys opowieści wystarczył Jamesowi, aby podjąć temat i ułożyć go w ciąg epizodów wedle własnej wyobraźni. Przeniósł akcję opowiadania z Florencji do Wenecji, porzucił postaci historyczne, a autorem poszukiwanych rękopisów uczynił fikcyjnego amerykańskiego poetę Jeffreya Asperna. Ale sedno i kameralna obsada dramatu pozostały bez zmian: sędziwa, zdziwaczała dama, a obok niej szybko starzejąca się, spragniona świata siostrzenica i młody wielbiciel wydawca, gotowy zrobić wszytko, aby tylko poznać tajemnicę uwielbianego autora.

Kiedy po raz pierwszy czytałem to opowiadanie ważna była dla mnie przede wszystkim Wenecja ukazana jakby od wewnątrz z perspektywy pałacu położonego na obrzeżach miasta, z zachwycającym choć zaniedbanym ogrodem. Wspominając własne wędrówki nad kanałami patrzyłem na widok Wenecji zapisany przez Jamesa jednocześnie z podziwem i dystansem. To miasto wyglądające jak „przepyszne wspólne domostwo, rozbrzmiewające odgłosami rodzinnej zażyłości, w jakiś sposób przypomina także teatr, w którym aktorzy stukając obcasami przemierzają mosty i w rozproszonych, niekończących się pochodach drepczą wzdłuż fondamenta. Gdy siedzi się w gondoli, ścieżki przylegające miejscami do kanałów widzi się jak na scenie, nawet pod tym samym kątem, a figurki wenecjan, poruszające się tam i sam w dotkniętej zębem czasu scenerii małych, odrapanych komediowych domków, robią wrażenie aktorów jakiejś niezliczonej trupy”.

Po jakimś czasie jednak najciekawsza wydała mi się w tej opowieści postać rozpalonego miłością do literatury młodego wydawcy i edytora, marzącego, aby dojść prawdy o życiu poety, z którym związał swój zawodowy los. Poruszająca wydała mi się jego gra z właścicielkami rękopisów, których pragnie, jakby były czymś ożywionym, godnym miłości. Podziwiałem ten balet zbliżeń i oddaleń, tamowanego uczucia, skrywanych emocji i wreszcie świadomość fiaska przyjętego z zaskakującą godnością. Uśmiechałem się, gdy rozmowa co rusz schodziła na temat pieniędzy, jakby toczyła się nie w szaro-różowym pałacu, ale w zapuszczonym kantorze. Nadal wydaje mi się, że to niezwykłe opowiadanie, przez które płynie się trochę jak wenecką gondolą odbija, jak woda w kanale, to, co aktualnie chcemy zobaczyć. Pokazuje obrazy, których wyczekujemy, to, na co w danej chwili jesteśmy wrażliwi. To opowiadanie zmienia się wraz z nami, dojrzewa, nieustannie zaspokajając skryte namiętności. Tak jakby dotyczyło wszystkich ludzkich szaleństw naraz, będąc jednocześnie pochwałą trudnej sztuki rezygnacji z tego, co się kocha i z tego czego się pragnie. Zrezygnować znaczy według Jamesa więcej niż zdobyć. Sam akt odstąpienia, wycofania się wymaga odwagi i konsekwencji potężniejszej niż długotrwałe zmaganie uwieńczone sukcesem. W jakiejś mierze James rzuca na szalę z jednej strony niepohamowane pragnienie, z drugiej chęć obrony własnej swobody, niezależności. I pokazuje jak waga przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę.

Pod koniec życia Henry James osiadł w Londynie. Najchętniej jednak przebywał w Lamb House, w Rye na południowym wybrzeżu Anglii. Na rok przed śmiercią został obywatelem brytyjskim. Zmarł w 1916 roku. W Polsce przetłumaczono wszystkie jego najważniejsze powieści. Wkrótce dołączy do nich także opis włoskiej podróży. Mimo to dzieli James los wielkich nie czytanych. Wchodząc w świat jego książek warto zajrzeć do fabularyzowanych biografii. Dwie z nich dostępne są po polsku i dobrze się uzupełniają. Mają też, poza Jamesem, innych niemal tak ciekawych jak on sam bohaterów: siostrę Jamesa – Alice i jego wieloletnią przyjaciółkę, pisarkę, która popełniła samobójstwo, rzucając się z okna w Wenecji – Constance Fenimore Woolson. Nie tak dawno stałem w Rzymie nad jej grobem z prostym krzyżem ułożonym wśród traw. W. H. Auden nazwał Jamesa „mistrzem niuansu i skrupułu”. Warto o tym pamiętać, czytając jego nieoczywiste, choć zawsze tak bliskie życiu historie.

MAREK ZAGAŃCZYK

MAREK ZAGAŃCZYK, ur. 1967. W „Zeszytach Literackich” przez 26 lat, zastępca redaktor naczelnej w latach 2010-2018. Kurator archiwum i spuścizny Pawła Hertza. Autor tomów szkiców Krajobrazy i portrety, Droga do Sieny, Cyprysy i topole a ostatnio Berlińskie widoki (Austeria, 2019).