MARIA STAUBER
Mit Ginczanki

Zuzanna Ginczanka w interpretacji Krystyny Piotrowskiej

MARIA STAUBER
Mit Ginczanki

Minęło siedemdziesiąt lat od śmierci Zuzanny Ginczanki (1917-1944). Z tej okazji ukazał się tom wierszy, częściowo odczytanych z rękopisów1 w wyborze Tadeusza Dąbrowskiego, a we Włoszech zrealizowano film dokumentalny Urwany wiersz2 opowiadający krótką i tragiczną historię życia poetki. Również poznański „Czas Kultury”3 poświęcił Ginczance zeszyt. Piszą o niej: Alessandro Amenta (włoski tłumacz Ginczanki), Agata Araszkiewicz (autorka jej biografii), Marek Bieńczyk, Irena Grudzińska-Gross (która przełożyła na angielski jej najsłynniejszy wiersz Non omnis moriar). Znalazł się tam również, spisany w lutym 2014 roku, mój wywiad z ostatnią żyjącą przyjaciółką Ginczanki – moją matką Lusią Gelmont-Stauber.


Wyrosłam w micie Ginczanki, bo mama i Zuza znały się od dziecka, ich losy przeplatały się przez całą młodość i okupację. Obie urodziły się w Kijowie w zasymilowanych rodzinach żydowskich. Nazajutrz po rewolucji 1917 roku ich rodziny uciekły do kapitalistycznej Polski i zatrzymały się w Równem, przygranicznym mieście na Wołyniu. Zuzanna (Szoszana) Gincburg i Lusia Gelmont mówiły w domu po rosyjsku. Do przedszkola poszły francuskiego, a gimnazjum wybrały polskie – Państwowe Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki przy ulicy Dubieckiego. Szkół w Równem było wiele, bo żyła tam ludność różnorodna: Polacy, Ukraińcy, Czesi, Rosjanie. Żydów było więcej niż połowa całej społeczności. Rodzice Zuzanny Gincburg rozwiedli się wcześnie i wyjechali za granicę. Wychowywali ją dziadkowie Sandbergowie, którzy prowadzili Skład Apteczny przy głównej ulicy w Równem, alei 3 Maja. Tam w swoim pokoiku na pierwszym piętrze, w nowym dla niej języku polskim Zuzanna pisała swoje odważne i oryginalne wiersze:

[…] My chcemy konstytucji, my chcemy swego prawa,
że wolno nam bez wstydu otwarcie w świat wyznawać
prawdziwość krwistych burz,
że wolno wcielać w słowa odruchy chceń najszczerszych,
że wolno nam już wiedzieć, że mamy ciepłe piersi
prócz eterycznych dusz,
[…].
(Bunt piętnastolatków, 16 XII 1933)


W uratowanym albumie młodzieńczych zdjęć panny Gincburżanki widzimy beztroską i roześmianą, otoczoną przyjaciółmi Zuzę czy Sanę (jak ją też nazywano), piękną dziewczynę o dwukolorowych oczach. Młodzież gra w tenisa, kąpie się w nowoczesnym basenie albo w jeziorze Basowy Kąt, wypoczywa w pobliskim Klewaniu.


Po maturze Zuzanna przeprowadza się do Warszawy, zapisuje na Wydział Humanistyczny UW i znajduje pracę w postępowych „Szpilkach”. Pisze dla nich satyry, artykuły do „Wiadomości Literackich”, do „Skamandra”. Jej powołaniem pozostaje jednak poezja.


Pod pseudonimem „Zuzanna Ginczanka” ukazuje się w 1936 roku tomik jej wierszy O centaurach („Oto głoszę namiętność i mądrość / ciasno w pasie zrośnięte / jak centaur”). Język tych wierszy jest świeży, pełen kobiecej sensualności, a zdumiewa jego ostrość i jasność widzenia.

Nie powstałam
z prochu,
nie obrócę się

w proch.
Nie zstąpiłam

z nieba
i nie wrócę do nieba.
Jestem sama niebem
tak jak szklisty strop.
Jestem sama ziemią
tak jak rodna gleba.
Nie uciekłam

znikąd
i nie wrócę
tam.
Oprócz samej siebie nie znam innej dali.
W wzdętym płucu wiatru

i w zwapnieniu skał
muszę
siebie

tutaj
rozproszoną
znaleźć.

(Wyjaśnienie na marginesie, 1936)


Dziewiętnastoletnia ekscentryczna i wrażliwa Ginczanka staje się gwiazdą Warszawy. Zachwyca się jej twórczością Tuwim, w Ziemiańskiej siedzi przy stoliku ze skamandrytami, w Zodiaku z Witoldem Gombrowiczem, który przezwał ją z kolei „Gina”. Piękna i zgrabna jest przedmiotem męskich pragnień, egzotyczną pięknością, „gazelą Syjonu”.


Atmosfera stolicy zmienia się jednak szybko, nadchodzą już inne czasy. Jej uroda wzbudza coraz częściej antysemickie zaczepki na uniwersytecie, w czasopismach wytykają jej spolszczenie swego nazwiska. Czy Ginczanka ma w ogóle prawo pisać po polsku?


We wrześniu 1939 roku spadną na Warszawę pierwsze bomby. Zuzanna jest na wakacjach w Równem, stamtąd do Warszawy już nie wraca, jedzie do Lwowa, wkrótce zajętego przez Sowietów. Dostaje nakaz pracy. Ginczanka zostaje zatrudniona razem z moją mamą w biurze urlopowym. Zapisuje się do Związku Pisarzy Zachodniej Ukrainy i niespodziewanie dla wszystkich wychodzi za starszego od siebie krytyka sztuki Michała Weinziehera. Po wkroczeniu w 1941 roku Niemców Lwów staje się miejscem prześladowań i krwawych pogromów ludności żydowskiej. Zuzanna wprowadza się do mieszkania teściów mojej matki na Jabłonowskich 8A. Stąd też powoli zabierają Żydów, ale dziewczyny – Zuza i Lusia – obie uciekinierki z sowieckiej Rosji, wywieszają na drzwiach swoje bardzo ozdobne paszporty nansenowskie, które wprowadzą w błąd przeszukujących dom Ukraińców. Na parterze domu na Jabłonowskich czuwa jednak i donosi dozorczyni Chominowa. To ją Ginczanka uwieczni w swoim wierszu i jest to w literaturze portret wyjątkowy, wizerunek znanej z nazwiska donosicielki:

[…] Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóżby obcym. […]
(Non omnis moriar)


Jeśli nawet Zuzi i Lusi udaje się wymykać z łapanek, wiedzą, że muszą opuścić Lwów, ukryć się w innym, większym mieście. Lusia Gelmont jedzie z fałszywymi papierami do Warszawy i tam przeżyje jako Aryjka. Zuza udaje się do Krakowa, kilkakrotnie zmienia kryjówki, bo pomimo fałszywych papierów ma tak zwany zły wygląd. Jej uroda dopiero co wzbudzająca podziw staje się przekleństwem. Udaje się jej przeżyć w ukryciu do końca 1944 roku, kiedy to z przyjaciółką Blumką Fradis zostaje zatrzymana i rozstrzelana w Płaszowie. Kiedy Lusia Gelmont tuż przed wyzwoleniem przyjeżdża do Krakowa, dowiaduje się, że dwudziestosiedmioletnia Zuzanna nie żyje. Ktoś wręcza jej małą zmiętą kulkę z wierszem Zuzanny, jedynym ocalałym z okupacji, który Lusia odda do „Odrodzenia”. To właśnie Non omnis moriar wzorowany na Testamencie moim Juliusza Słowackiego pozostanie jej najważniejszym wierszem, wstrząsającym ostatnim słowem, w którym oskarża:

[…] Niech piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.

(Non omnis moriar)

MARIA STAUBER

MARIA STAUBER, zm. 2019 w Paryżu. Autorka powieści Z daleka i z bliska oraz Musisz tam wrócić. Historia przyjaźni Lusi Gelmont i Zuzanny Ginczanki (Marginesy). Stale obecna w „ZL”, pisała m.in. o Zuzannie Ginczance.


MARIA STAUBER, Mit Ginczanki, „Zeszyty Literackie” 2014 nr 3/127, s. 243-244.


Przypisy
1 Zuzanna Ginczanka, Wniebowstąpienie Ziemi. Oprac. Tadeusz Dąbrowski, Wrocław, Biuro Literackie, 2014.
2 Urwany wiersz. Reż. Mary Mirka Milo. Ukraina-Włochy-Francja-Polska, 2014.
3 „Czas Kultury” 2014 nr 1.