PAULA SAWICKA / MAREK EDELMAN
Spotkanie z Icykiem Mangerem
Marek Edelman, archiwum „Zeszytów Literackich”
Spotkanie z Icykiem Mangerem
PAULA SAWICKA: W papierach Icyka Mangera odnaleziono jego nieznany esej o wierszu Na drodze stało drzewo. W 40. rocznicę śmierci poety opublikowało go francuskojęzyczne żydowskie pismo „Perle”. Czytamy w nim o szczególnym znaczeniu, jakie miał ten wiersz dla walczących w getcie warszawskim w kwietniu 1943 roku. Poeta miał się o tym dowiedzieć od Marka Edelmana, przypadkowo spotkanego po wojnie w Łodzi na ulicy Piotrkowskiej. Czytamy ten esej z Markiem Edelmanem – on w oryginale, po żydowsku, ja we francuskim tłumaczeniu. Manger cytuje w nim „patetyczną historię dotyczącą wiersza”, którą mu opowiedział „tonem łagodnym i bez patosu” spotkany na łódzkiej ulicy Marek Edelman:
Getto w Warszawie walczyło i dogorywało. Aby pokonać kombatantów getta, Niemcy zaczęli rzucać na domy bomby zapalające. Tysiące żydów spłonęło w domach. Nie mieliśmy broni ani amunicji. Wielu ludzi z mojej grupy padło w walce. Dla tych, co pozostali, było tylko jedno wyjście: opuścić bunkry, dotrzeć do kanałów i nimi przedostać się do polskiej części miasta. Kiedy wyszli z bunkrów, byli przerażeni, wkoło płonęły domy. Getto było jednym wielkim pożarem. Tak musiał wyglądać Rzym, kiedy Neron go podpalił.
Wtedy jedna z dziewcząt z mojej grupy wyrecytowała Pański wiersz:
„Na drodze stało drzewo,
Pochyle drzewo nad rzeką,
A wszystkie ptaki z tego drzewa
Odleciały gdzieś bardzo daleko”.
Wyrecytowała? Nie, wyszeptała go zaledwie. Ale wszyscy ją słyszeli. Wszyscy czuli, że ptaki, które odleciały z drzewa, to nie zwyczajne ptaki, ale ojcowie, matki, bracia, siostry, znajomi i przyjaciele. Ptaki polskiego judaizmu.
Biegli w stronę kanałów, nie wszyscy dobiegli. Wielu padło po drodze.
A dziewczyna padła jedna z pierwszych, nie dotarła do kanałów. Tym wierszem powiedziała nam: żegnajcie, powiedziała „żegnaj” światu.
„A wszystkie ptaki z tego drzewa
Odleciały gdzieś bardzo daleko”.
MAREK EDELMAN: Nie wypada się przyznać, ale nie pamiętam tego spotkania z Mangerem na Piotrkowskiej w Łodzi. I co więcej, nie wyobrażam sobie, że mógłbym takiego wydarzenia nie zapamiętać, bo Icyk Manger to byt dla mnie KTOŚ. Wielki człowiek, wielki poeta. Wiedziałem to już przed wojną jako gimnazjalista.
Na Nowolipiu pod siódmym cały parter zajmowała redakcja „Folkscajtungu”, bundowskiej gazety codziennej. W tej samej kamienicy mieszkał mój szkolny kolega, Majus Nowogródzki. Znałem tę okolicę dobrze, bo codziennie tędy przechodziłem, idąc z domu na niedalekiej Franciszkańskiej na Karmelicką do szkoły i wracając po lekcjach. Tuż obok, na Przejeździe pod dziewiątym była kawiarnia. Siadywał w niej Icyk Manger. Byłem w szóstej klasie gimnazjalnej, kiedy przychodziliśmy do tej kawiarni, żeby popatrzeć na wielkiego Icyka Mangera.
Zjawiał się tam również redaktor z mieszczącej się w pobliżu redakcji „Folkscajtungu” i namawiał Mangera, żeby napisał wiersz do bieżącego numeru. Manger, w zamian za filiżankę kawy, pisał wiersz na papierowej serwetce, a redaktor chwytał ją, zanim wysechł atrament, i gnał z powrotem do redakcji. Nie miał daleko, musiał tylko przejść kolo Pałacu Mostowskich i już był na miejscu. Bo redakcja mieściła się prawie dokładnie tam, gdzie w 1990 roku dostaliśmy pierwszy lokal dla fundacji Pomoc Społeczna SOS Jacka Kuronia.
Czy zatem możliwe, żebym po wojnie spotkał poetę, którego tak podziwiałem, będąc uczniem, żebym z nim rozmawiał, a potem tego nie zapamiętał? To tak, jakbym zapomniał, że ze Stryjkowskim byłem na spacerze. Nie, ja Mangera nigdy po wojnie nie spotkałem, a nie rozmawiałem z nim nigdy, ani przed wojną, kiedy nie wiedział o moim istnieniu, ani po wojnie.
Skąd zatem w relacji Mangera opis powojennego spotkania ze mną na łódzkiej ulicy?
Licentia poetica. Zapewne ten opis potrzebny był poecie, by mógł w moje usta włożyć poruszającą opowieść o losach jego pięknego wiersza Na drodze stało drzewo. Ten wiersz znalem już wtedy, kiedy powstał, w 1934 roku. Jego adresatką była matka poety, który sądził, że jest jej oczkiem w głowie, ukochanym synem. Tymczasem okazało się, że lieblingiem matki był jego starszy, tragicznie zmarły brat. Te pełne czułości i wrażliwości strofy czternaście lat później poeta obdarzył nowym życiem, nadał im nowe znaczenie. „Wszyscy czuli, że ptaki, które odleciały z drzewa, to nie zwyczajne ptaki, ale ojcowie, matki, bracia, siostry, znajomi i przyjaciele… Ptaki polskiego judaizmu”.
19 VIII 2009
MAREK EDELMAN, ur. 1919, zm. 2009 w Warszawie. Ostatni dowódca powstania w getcie warszawskim, kardiolog. Działacz opozycji demokratycznej. Odznaczony Orderem Orła Białego, 1998. Laureat Nagrody Lewiatana, 2008. Drukował w „Zeszytach Literackich” 52, 66, 72, 74, 88, 91, 92, 94, 97, 99, 102, 121, 129 i 138.
Decyzją Rady m. st. Warszawy rok 2019 został ustanowiony Rokiem Marka Edelmana.
15 kwietnia 2019 w Warszawie, pomiędzy ulicami Gen. Wł. Andersa i Wałową od strony ulicy Franciszkańskiej, nazwano skwer imieniem Marka Edelmana.
PAULA SAWICKA, ur. 1947. Psycholog, tłumaczka języka angielskiego, działaczka społeczna.