RENATA GORCZYŃSKA
Miłosza miasto bez imienia
19 sierpnia 2020
Schody Miłosza w Wilnie. Fot. © Renata Gorczyńska
Moja stolica w kotlinie wśród pagórków leśnych,
z warownym zamkiem u brzegu dwóch rzek,
ze swoich świątyń ozdobnych słynęła:
kościołów, cerkwi, synagog, meczetów.
Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada,
cz. V. Mała pauza
Na Wilno nakładam mapę serdeczną złożoną z siatki ulic, domów, kościołów, szkół i wielu innych miejsc, w których pozostał ślad obecności Czesława Miłosza.
Odwiedziłam to miasto czterokrotnie, za każdym razem odkrywając nowe szczegóły związane z biografią Miłosza. Najdoskonalszym przewodnikiem była jego poezja i proza – część utworów z Trzech zim, magiczny tomik Miasto bez imienia ztytułowym poematem, Rodzinna Europa, wiersze w wielu zbiorach pisanych na emigracji, Dzwony w zimie – finalna część poematu Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, późne utwory poetyckie, jak W mieście czy fragmenty Traktatu teologicznego, wspomnienia utrwalone w szkicu Dykcyonarz wileńskich ulic, Abecadło Miłosza… Czerpał z Wilna natchnienie jak z z bezdennego źródła w prowansalskim Vaucluse. Opuścił je, mając26 lat i chociaż w swoim długim życiu nie raz zmieniał kraje i okolice, żadne z tych miejsc nie wryło się równie głęboko w jego pamięć. A Mnemosyne, jak sam pisał, była jego naczelną muzą.
Z każdym moim przyjazdem miasto piękniało. Jego niezliczone świątynie błyszczą świeżym tynkiem, zabytkowe kamienice pysznią się odrestaurowanymi fasadami. Ulica Mickiewicza, dziś bulwar Giedymina, pozostała główną handlową i spacerową arterią Wilna. Butiki z markową konfekcją odstraszają cenami, sklepy serowarskie wabią wonią rożnych roquefortów i parmigiano’ów, piekarnie z na czele słynnym chlebem litewskim wciągają do środka samym swoim zapachem. Zarzecze, czyli za Wilejką (dziś Uzupis), przed wojną i obecnie ulubiona dzielnica cyganerii artystycznej, obrosła w piórka. Młodzi snują się po ulicach od kafejki do knajpki. Uderza ich liczebność i uroda. Na Uzupis cudzoziemcy często kupują mieszkania, więc ich ceny poszybowały w górę. Luksusowe hotele i domy gościnne zapraszają przybyszów z całego świata. Po miłej dla oka Wilji, dziś Neris, pływają stateczki pasażerskie mijające się z kajakarzami. Tak niegdyś uprawiali sporty wodne młodzieńcy ze Stowarzyszenia Twórczości Oryginalnej zakotwiczeni przy Klubie AZS. Gdzieniegdzie nadal napotyka się drewniane domki zapadające się w ziemię, porośnięte pleśnią mury, kościoły wyczekujące jak zbawienia remontu generalnego Za czasów komuny często służyły za magazyny. Barok i eklektyzm triumfują nad pospolitymi kamienicami z szarej cegły. Po nich poznać budownictwo rosyjskie wzniesione za zaborów. Po drugiej stronie Neris rośnie dzielnica nowoczesnych wysokościowców, tożsamych z tysiącami innych w dowolnym mieście świata.
Ulice mają zmienione nazwy. W sumie miały ich co najmniej trzy – za caratu, II Rzeczypospolitej, jako republiki rad wchodzącej w skład Imperium, i wreszcie wolnej Litwy. Gdyby nie przewodnik, który otrzymałam od wileńskiej przyjaciółki, nie połapałabym się, jak trafić pod adresy uwiecznione w dziele Miłosza. Autor Zaczynając od moich ulic odnosił się do nich z precyzją godną kartografa, raz w konwencji realistycznej, raz onirycznej. Nie wykluczam, że kierowała nim wyższa idea: poddać miasto młodości mistycznemu procesowi apokathastasis, czyli przywróceniu poza czasem do stanu pierwotnego:
Stoi przede mną, gotowe, nie brak ani jednego dymu z komina,
ani jednego echa, kiedy przestępuję dzielące nas rzeki.
Na osobną uwagę zasługuje Zaułek Literacki na starówce. Nie tylko dlatego, że na łuku wieńczącym paradne wejście na tę uliczkę wyryto informację: Tu Mickiewicz napisał Grażynę. Także z tego powodu,że grono miłośników literatury wespół z litewskimi plastykami zrealizowało na jego długim murze projekt ze wszech miar godny naśladownictwa: zainstalowało grubo ponad dwieście indywidualnych tablic poświęconych pisarzom i poetom, którzy mieli związki z Wilnem. Nie są to jednak tradycyjne tabliczki w typie „Tu tworzył w latach…”, lecz pełne polotu kompozycje w metalu lub ceramice. Zawarta w nich symbolika odnosi się do istoty dzieła poszczególnych artystów. Zachodzę jednak w głowę, dlaczego na tabliczce poświęconej Miłoszowi leży nago na brzuchu kobieta z obfitym biustem pochłonięta lekturą książki. Może to autoportret autorki-graficzki, czytającej jego poezje?
Zaułek Literacki stanowił jeden z licznych adresów Miłosza w połowie lat trzydziestych. Poeta opisał to miejsce w Dzwonach w zimie. Do wynajętego przezeń pokoju wchodziło się przez nabijaną ćwiekami bramę na pięterko po prawej stronie. Ponieważ ten dom nadal istnieje, weszłam przez bramę i ja. Zastałam rozwalone belki, kubły, kielnie. Na podwórku z tyłu domu siedziała ekipa murarska delektując się piwkiem. Przylega do niego szykowna restauracja włoska z ogródkiem. Powinno się ją nazwać „Pod Miłoszem”. Poeta wspomniał kiedyś, że stracił ulubione lokum przy uliczce namaszczonej Mickiewiczem i żydowskimi księgarzami, gdy posługaczka, przynosząc rano podpałkę do pieca, nakryła go w łożu z dziewczyną. To ta bogobojna „służąca Alżbieta” uwieczniona w Dzwonach w zimie. Doniosła swojej gospodyni na nieobyczajność lokatora. Miłosz zarzekał się po latach, że między nimi nic nie było, a wspólny nocleg przypadł im z okazji jakiejś popijawy studenckiej. Nic mu to nie pomogło.
A to kolejny wileński sąsiad z przeszłości, utrwalony w Mieście bez imienia:
W zaułku pod arkadami czytałem wtedy poemat
o kimś, kto mieszkał tuż obok, pod tytułem Godzina myśl
Pielgrzymując po Wilnie trafiłam też pod inne czasowe adresy poety.
Z mieszkania krewnych przy Arsenalskiej 6 Miłosz wyruszył przez zieloną granicę do Warszawy. Przy Makowej odwiedzał często mieszkanie rodziny Święcickich (ich syn był jednym z jego kolegów, którzy wyemigrowali do USA). „Róg Portowej i Zawalnej” to adres-zaklęcie, wymieniony w wierszu W mieście Salem. Tu mieszkała z rodzicami Jadwiga, miłość poety i jego koleżanka z wydziału. Można ją wytropić w licznych wierszach Miłosza – od Trzech zim do późnego liryku Osoby z bardzo wyraźnymkluczem. Poeta przypisał ją w Salem Państwu Cieniów, nie wiedząc jeszcze, że nadal żyła pod przybranym nazwiskiem na Mazurach. Mimo starań obojga, nigdy się więcej nie spotkali.
Gdyby wczesne kochanie spełniło się było.
Gdybym szedł był szczęśliwy ulicą Portową
To ćwiczenie w plusquamperfectum przypomina słynną linię Miłosza Czas zaprzeszły krajów niedokonanych. Dowiedziałam się w Wilnie, że rodzinnego domu Jadwigi już nie ma. Na jego miejscu znajduje się wzgórek porośnięty trawą. Niedaleko leży ulica Niemiecka, ożywione przez Miłosza centrum dzielnicy żydowskiej.
Od dawna nurtuje mnie myśl, dlaczego poeta swój drugi tomik wierszy nazwał Trzy zimy, tym bardziej, że nie ma w nim utworu korespondującego z tym tytułem.Najprościej byłoby stwierdzić, że zgromadzone w nim utwory powstały w ciągu trzech lat, 1934-1936 czyli „zim”. Dlaczego jednak w siódmej części Gdzie wschodzi słońce.. . Dzwony rozbrzmiewają w zimie? Miłosz napomknął mi kiedyś, że darzy ogromną sympatią wczesny wiersz Mickiewicza, a dokładniej jego debiut Zima miejska ogłoszony w „Tygodniku Wileńskim” w 1818 roku; jego echo wyraźnie słychać w poemacie Gdzie wschodzi słońce…, a może nawet w tytule tomiku Trzy zimy.
Odwiedzałam Wilno latem i jesienią, fotografując wszystkie jego wspaniałości, ale żeby nie było tak albumowo i pięknie, robiłam także „ćwiczenia w antyestetyce”, czyli wychwytywałam obiektywem walące się rudery, zaniedbane podwórka, zdewastowane klatki schodowe, mury z namazanymi grafitti. Frapowała mnie myśl obfotografowania Wilna w zwałach śniegu, żeby było jak w poemacie Miłosza. I raz prawie mi się udało. Kiedy kilka lat temu jechałam tam w listopadzie półpustym autokarem dalekobieżnym, kierowca dostał przez radio meldunek o śnieżycy w mieście. Czym prędzej poinformował o tym pasażerów. W duchu zatarłam ręce: nareszcie uchwycę zimowe pejzaże. Gdy dojechaliśmy do celu, po śniegu nie zostało już ani płatka. I tak było do końca mojego pobytu. Zaśnieżone Wilno muszę sobie odłożyć na następną okazję.
Miłosz odnotował też, i to nie raz, inną specyficzną aurę miasta – ruchliwe niebo z mnóstwem targanych wiatrem cumulusów. Wystarczy się powołać na młodzieńczy wiersz Obłoki, romantyczny z ducha i świadczący o jakimś głębokim rozdarciu persony. Takie zjawiska chyba dość często występują w Wilnie ze względu na położenie miasta pośród wzgórz. Patrzyłam na nie oczami poety, dla którego „przezroczystość” jest jednym ze słów-kluczy i dla którego niskie północne światło stanowi kwintesencję piękna natury. Tu poeta zgodziłby się z fotografem.
Miał niespełna dziesięć lat, gdy po naukach pod okiem matki w Szetejniach i egzaminie wstępnym musiał rozpocząć formalną naukę w wileńskim Gimnazjum imienia Zygmunta Augusta. Rodzina wynajęła mieszkanie nr 2 przy Podgórnej 5, w czynszówce otoczonej ogrodem. Tam, nawiasem mówiąc,w czasie wojny został zastrzelony przez podziemie AK Teodor Bujnicki, jego przyjaciel z klasy i młody bard Wilna. Egzekucja odbyła się na podstawie wyroku za za publikacje tekstów literackich w sowieckiej prasie okupacyjnej.
Miłosz,jak odnotował w swoim dziele, „był chłopcem z boru”, cieszącym się pełną wolnością w rodzinnym raju. Bacznie się wtedy interesował przyrodą. Początki w mieście wcale nie były łatwe, bo mówił, wtrącając wiele regionalizmów (patrz wiersz Kłopoty z polszczyzną), a o jego umiejętności pisania nauczycielka polskiego wyrażała się „styl telegraficzny”. W końcu pojął, że wypracowania odznaczają się pewną dozą wodolejstwa. Gimnazjum na rogu Bouffałowej Góry i Małej Pohulanki jest tłem Małej pauzy, piątej części poematu Gdzie wschodzi słońce…Obecnie mieści się tam technikum ekonomiczne, ale o dawnym uczniu pamiętano. Świadczy o tym umieszczona na zewnętrznym murze tablica z jego wizerunkiem i stosowną inskrypcją.
W szkole Miłosz zawarł kilka przyjaźni na całe życie. Trzeba trafu, że jeden z jego kolegów po wojnie zamieszkał w północnej Kalifornii, a drugi w Pensylwanii. Zwłaszcza ten ostatni odegrał ważną rolę w życiu Miłoszów, zapewniając na parę lat dach nad głową żonie poety i ich dwóm synkom, gdy on sam w lutym 1951 roku rzucił posadę w ambasadzie polskiej w Paryżu i zwrócił się o azyl polityczny we Francji. Prawie naprzeciwko gimnazjum znajduje się akademik, w którym Miłosz mieszkał przez większość studiów. Jak mi wspomniał, przeżył tam wiekopomne spotkanie z kochanką, własną krewną. Chadzał do łaźni przy Tatarskiej. Krążą plotki, że kiedyś mieścił się tam również burdelik. Teraz zaprasza hotel.
W tych peregrynacjach śladami Miłosza należy poświęcić wiele uwagi Uniwersytetowi imienia Stefana Batorego, zajmującemu ogromną polać miasta. Jego budowle są teraz pieczołowicie odrestaurowane. To kampus co się zowie, głównie w stylu renesansu włoskiego i klasycyzmu. Miłosz zaczął tam studia na polonistyce, ale orzekłszy, że to „damski wydział” szybko przeniósł się na prawo. Do dziś nie rozumiem tego wyboru. Chyba dużo bardziej pociągałaby go filozofia i teologia czy antropologia, do której studiowania zachęcił młodszego syna. Ani jednego dnia nie uprawiał zawodu prawnika. Natomiast na ścianie wydziału prawa znajduje się tablica ku jego czci. To dodatek do profesury honoris causa, jaką otrzymał od swego uniwersytetu.
Pierwsze stałe zatrudnienie uzyskał w Rozgłośni Wileńskiej Polskiego Radia, od 1935 roku mieszczącej się przy ulicy Mickiewicza w dawnych wnętrzach po kinoteatrze Polonia. Szczyciła się ona największą w Polsce salę koncertową. I to była zarazem ostatnia posada Miłosza w Wilnie, bo po bodaj dwóch latach został z niej wyrzucony za upowszechnianie na antenie audycji mniejszości narodowych i religijnych. Bardzo za te audycje podpadł księdzu redaktorowi „Małego Dziennika”, który na wojewodzie Bociańskim wymusił jego dymisję. I w ten sposób nastąpił – zdaniem poety – pierwszy etap jego emigracji. Na razie z (historycznie) Wielkiego Księstwa Litewskiego do Polskiego Radia w Warszawie.
Miłosz sam twierdził, że nigdy by z dobrej woli nie wyniósł się z Wilna, miasta wówczas dość prowincjalnego, leżącego z dala głównych szlaków, ale pełnego uroku i wspaniałych zabytków, z pałacem Radziwiłłów na czele. Przede wszystkim było to miasto swojskie, z mrowiem znajomych i przyjaciół, z kochankami. A jednak pod koniec życia, przy całym przywiązaniu do Wilna, pisze w liryku W mieście o bliżej niesprecyzowanych cierpieniach :
…wywiało mnie
Za morza i oceany. Żegnaj, utracony losie.
Żegnaj, miasto mego bólu. Żegnajcie, żegnajcie.
Poeta mógł odczuwać niedostatek najbliższej rodziny, a zwłaszcza matki, na ogół nieobecnej w Wilnie. Weronika Miłoszowa usiłowała zarządzać Szetejniami i swoim wianem – Podkomorzynkiem, które po 1918 roku znalazły się na terenie Republiki Litewskiej, jej mąż Aleksander otrzymał pracę w Suwałkach jako inżynier kolejowy. Wiodło im się skromnie i w oddaleniu. Dlatego ich starszy syn tak wiele razy zmieniał stancje lub przytuliska u dalszych krewnych. Ale przypuszczam, że te cierpienia miały tło miłosne.
Mały Miłosz przybył do Wilna w zgrzebnych ubraniach tkanych na wsi, a przeniósł się do Warszawy jako elegancko ubrany poeta z dorobkiem, po paryskim szlifie trwającym rok. Z początkiem wojny ewakuowany z zespołem Polskiego Radia z Warszawy do Rumunii, okrężną drogą dotarł do Wilna już pod okupacją sowiecką. Po co zrobił taką pętlę, nigdy dokładnie nie wyjawił. W lęku przed pożogą wrócił do rodzinnego gniazda? Pragnął odnaleźć Jadwigę? Szukał zatrudnienia w dobrze znanym sobie mieście? Być może wszystkie odpowiedzi nie wykluczają się wzajemnie. To były ciężkie czasy i dla niego, i dla Litwy. Jak mi opowiadał, dawni znajomi bali się go, sądząc, ze jest w zmowie z Czerwonymi. Nie wytrzymał i przedostał się do Generalnego Gubernatorstwa, by w Warszawie pod okupacją niemiecką połączyć się z Janką Cękalską, swoją późniejszą żoną. Miasto bez imienia śniło mu się bardzo często, jak mi się zwierzał pod koniec lat siedemdziesiątych w Kalifornii, podobnie zresztą jak rodzinne Szetejnie. W jakimś sensie obu tych miejsc nigdy nie opuścił.
Po raz pierwszy po Wilnie oprowadzała mnie w 2001 roku Lillian Vallee, dawna doktorantka Miłosza na uniwersytecie w Berkeley. Miała najpierw pisać dysertację o Aleksandrze Wacie, ale w końcu na innej uczelni napisała rozprawę o dziecięcych lekturach Miłosza i ich wpływie na jego poezję. W związku ze zbieraniem materiałów spędziła rok na Litwie. Poznała każdy kamień związany z poetą. Dobrych kilka lat później objechała ze mną całe Miłoszowe Wilno pisarka litewska i tłumaczka literatury polskiej Birute Jonuskaite. autorka książki poświęconej temu tematowi. Moja przyjaciółka Szura, właścicielka domku, w którym przed wojną mieszkał jeden z braci Piłsudskich, ma dla mnie zawsze otwarte drzwi. Kostiumolog teatralny i pracownica Muzeum Gaona w jednym, jest w moich oczach chodzącą encyklopedią miasta. Zna tu chyba wszystkich, a zwłaszcza środowisko artystyczne. Na dodatek świetnie włada polskim, od lat zainteresowana polską literaturą. Dzięki tu wymienionym Wilno, Vilna, Vilnius stało się dla mnie nie tylko miastem dwóch największych poetów – Miłosza i Mickiewicza, ale i miejscem mającym magnetyczną moc przyciągania.
Na koniec proponuję przechadzkę Schodami Miłosza, prowadzącymi ku Neris. Nie wiem, czyja to była idea, by wyryć na ich stopniach cytaty z wierszy Czesława Miłosza, ale warta braw i oklasków. Wybór wersów też doskonały. O Poecie się tu pamięta
RENATA GORCZYŃSKA
RENATA GORCZYŃSKA tłumaczka na angielski Miłosza i Zagajewskiego, na polski — Brodskiego, Hassa, Gordimer i Walcotta. Autorka rozmów z Czesławem Miłoszem Podróżny świata i tomów szkiców: Portrety paryskie; Skandale minionego życia; Jestem z Wilna i inne adresy. Nakładem ZL ogłosiła Szkice portugalskie, a ostatnio Małe miłosziana.
Wybór zdjęć: R. GORCZYŃSKA, która także fotografie wykonała
(publikujemy za zgodą autorki)