SZYMON ŻUCHOWSKI
Świerszcze

Świerszcze


I

Coś z tych wieczorów zostanie – nie siedzę całkiem bezczynnie. Posiane na nowym papierze wysokiej jakości i obleczone przestronną biblioteką, choć w małym pokoju, słowa chcą mnie uczyć, a ja usiłuję im się poddać.

Przychodzi myśl, że wieczór można by spędzać w szumie cykad; nawet bez pewności, czy grają wieczorem. Rano grają z pewnością; wytrząsały mnie z prześcieradła, którym chroniłem się przed komarami i brakiem ramion.

Z braku ramion straciłem ręce i nogi. Z braku głowy – tylko głowę.
Wieczorem chyba też grają.


II

Przez pierwsze dwa tygodnie niewiele czytałem, jadłem warzywa przetopione w oliwę, ciągle spałem, przesypiałem upał. Niebo rano nie było różowe, choć tak naprawdę nie wiem, nie podglądałem: czy choć raz rozpruje je ta cała Eos, niczym przeszkoda na drodze do rzekomo aleksandryjskiej analogii.

Przy okazji warto wspomnieć, że dostrzegam pewne analogie. Piszę o podróży, która miała miejsce,
a nie ten czas. Eos też się przeliczyła. A co będzie, jeśli z tych wieczorów zostanie tylko suche słowo skurczone w świerszcza?


III

Sielanka, ostra jak słońce nad Syrakuzami. I ja próbowałem ostatnio wycisnąć z siebie trochę starożytności, która niby we mnie tkwi, i zapuścić się w elegię. Gatunek to ludzki i przywodzi na myśl tętniące w skroniach żołnierzy figowe pożądanie. Udał się jeden wers dłuższy, jeden krótszy i znów jeden dłuższy: nowotwór na dystychu. Niech będzie, że ta dysproporcja to wina błędów taktycznych, które sprawiły, że owi miłośni żołnierze tętnią potajemnie, a jednak odgłos ich kroków słychać poprzez mury.

Ale i murów już nie ma, więc lepiej
na Delos porosłej makami posłuchasz:

Słońce przebija cię na wylot, gdy słodki figowiec
Blednie od żaru dnia; cegły wypala ten dzień.
Upał wymyśla w krzakach zgrzytliwą obsadę świerszczy.


IV

Papirusowe zarośla mają gorzkie korzenie obsypane brodawkowatymi owocami. Ich czas jest smukły, więc kwitną raz na sto lat lub sto lat naraz. Mogą być namorzynami albo błąkać się po górach jak wylęknione oready. Służą do pisania albo prześcieradłami rozpinają się na łóżkach, sznurach do bielizny, ręcznikach do stóp i pośladków, wiszą w oknach, zastępują powieki.

Twoja obecność przecina mnie jak papirus – woda tnie kamień, rozbłyska źródłem, pryska w oko – granica zagłębia się w granicę. Jak kreska Protogenesa wpija się we mnie nasz czas. Na raz, na dwa, do dna. To ja.


V

A w którąś gorącą noc zastanawiałem się nie śpiąc: jak spędzać noc? No właśnie, jak. Przesuwać wzrokiem po ścianach, po suficie, po półkach, po wszystkim. Czego tylko zapragnąć.
A jest! Już po wszystkim. Przesuwać trzeba białymi, wywróconymi oczyma, co się nazywa: sen paradoksalny. Powiedzmy, że to ironia; i powiedzmy, że losu.

Ale śpij. Już po wszystkim. Zapomnij, że nic się nie dzieje. Noc, jeszcze młoda, zamiast dać się spędzić z tobą, spędza mi sen z powiek. Ta niesłychana bieda nie zasługuje na miano paradoksu. Bezpieczniej nazwać ją pytaniem: jak spędzać noc.


VI

Biblioteki zazdroszczą sobie skarbów poukrywanych w zwojach głębokich jak studnie i jak studnie suchych. Odkąd wprowadzili embargo na papirus, trzeba używać skóry. Chodź już wreszcie na mnie pisać.


VII

Pamiętam, że kiedyś – żadnego z tamtych wieczorów – zaproponują nam kolację dla dwojga.

Dwojga oczu, drzwi, skrzypiec. Dwojga spodni. Poprawnościowy koszmar uczniów, pewnych nastolatków; niepewnych studentów; wciąż bezradnych profesorów.

Nasz forma rozpękła się, zanim wlano do niej mosiądz na odlew naszego ciała, naszego medalu. Dlatego została tylko jego druga strona, niewyraźnie odciśnięta w wosku,
zalegającym we wszechsłyszącym uchu Titonosa.


VIII

Więc moją głowę zalał nagle gęsty sok wypływający ze słońca nad Epidauros. Pachniało nawozem, osłem i drzewami. Tu i ówdzie połyskiwała ta pomarańcza o gorzkiej skórce; gdy ją rozkroić, palce lepią się w nieskończoność do tej niekończącej się jazdy przez Peloponez.


SZYMON ŻUCHOWSKI
Tekst ukazał się w „Zeszytach Literackich” 2018 nr 2/142

SZYMON ŻUCHOWSKI ur. 1983. Poeta, tłumacz, krytyk klasycznomuzyczny. Stały współpracownik działu „Słysząc”, redaktor rubryki poetyckiej „Wierszoptykon” w „Kulturze Liberalnej” i redaktor prowadzący anglojęzycznego czasopisma naukowego „Polish Libraries” (Biblioteka Narodowa). Publikował m.in. w: „Literaturze na Świecie”, „Zeszytach Literackich”, „Pamiętniku Teatralnym”, „Twórczości”. Tłumaczy m. in. literaturę angielską, francuską, hiszpańską, niemiecką i włoską. Ostatnio w jego tłumaczeniu ukazały się: Podróż zimowa Schuberta: anatomia obsesji Iana Bostridge’a, Starszy brat Mahira Guvena, Jak kończy się demokracja Davida Runcimana, Życie i przygody Jacka Engle’a Walta Withmana, Syn Jezusa Denisa Johnsona.
Wydał trzy tomy poetyckie: Ars amandi, vita brevis (Zeszyty Literackie, 2014), Podział odcinka (Zeszyty Literackie, 2016; finał Nagrody Poetyckiej Orfeusz) oraz Litanie czarnodziurskie (WBPiCAK, 2019).


fot. Gniewomir Zajączkowski/archiwum ZL



Szymon Żuchowski Ars amandi, vita brevis
(Zeszyty Literackie 2014)