WOJCIECH KARPIŃSKI
O chłopcu, który został dzwonnikiem
w Świętej Klarze

Gustaw Herling-Grudziński, (1988) fot. © Bohdan Paczowski



Na przełomie 1980 i 1981 roku cenzura w Polsce złagodniała, co pozwoliło mi opublikować na łamach „Tygodnika Powszechnego” serię esejów o wielkich pisarzach emigracyjnych. Po Stempowskim i Jeleńskim, spróbowałem nakreślić sylwetkę najbardziej zakazanego autora, Gustawa Herlinga. Cenzura przepuściła mój tekst, który zakończyłem zacytowaniem miniatury z Dziennika pisanego nocą, zatytułowanej przeze mnie Dzwonnik Świętej Klary.

Gdybym chciał wybrać autoportret Gustawa Herlinga – podsumowałem czterdzieści lat temu – zdecydowałbym się na Dzwonnika Świętej Klary. Tak zatytułowałbym krótki utwór z Dziennika pisanego nocą, umieszczony pod datą 29 stycznia 1977 roku. W tej neapolitańskiej miniaturze (szkicu opowiadania?, poemacie prozą?) cztery wątki pisarstwa Herlinga – świadectwo, fikcja literacka, esej, dziennik – znajdują swój doskonały wyraz i uzupełniają się nawzajem: „Dzisiejszy popołudniowy spacer był długi, wśród straganów na Tribunali odezwało się dalekie echo bólu, ledwie dowlokłem się do Świętej Klary. Była pusta, ani żywej duszy. Obsunąłem się na ławkę koło jedynego oświetlonego ołtarza bocznego i natychmiast zapadłem w częstszy teraz u mnie stan ni to płytkiej drzemki, ni halucynacji. Zaśnieżone i wyludnione miasto na tle białych gór, bardzo cicha muzyka spoza zamkniętych okiennic na wąskich uliczkach, oblodzone zatoki placów, gładka tafla nieba z dużą przeręblą księżyca pośrodku. Salzburg? Po tylu latach. Spędziłem tam Boże Narodzenie 1952 roku, w jednym z najpiękniejszych okresów mojego życia.

Lekkie szturchnięcie. Obok stał dzwonnik Świętej Klary, maleńki i wysuszony franciszkanin w za szerokim habicie, z trupią główką przechyloną na ramię, uśmiechnięty smętnie i jak zawsze wylękniony. Znam go od dwudziestu lat, ilekroć zachodzę do Świętej Klary, przechwala się w lichej włoszczyźnie (jest rodem z Austrii), że «jego dzwon słychać w całym Neapolu». Stał w milczeniu, jakby wahając się, czy mi coś powiedzieć. Wreszcie przybliżył swoją trupią główkę i szepnął mi na ucho: «Mam chore serce, chcą mi odebrać mój dzwon». Osunął się, spojrzał na mnie z ukosa, znikł mu z twarzy uśmiech: «Umrę bez mojego dzwonu, nikt mi nie wierzy, ale ja wiem na pewno, że umrę». Miałem ochotę pocieszyć go i uścisnąć, kiedy jednak poruszyłem się gwałtownie w ławce, żeby wstać, obok mnie nie było nikogo, Więc też półsenne przywidzenie? A przecież dźwięczy mi w uszach jego skarga: Morirò senza la mia campana”[1].

Jakaż była moja radość, kiedy dwadzieścia lat później, w wolnej Polsce, jak gdyby spełniając moje życzenie, ukazało się opowiadanie Herlinga: Podzwonne dla dzwonnika. Kiedy dobiegał końca październik 2019 roku, znalazłem  się w słonecznym Neapolu. Odbywał się tam Festiwal Herlinga, w samym sercu miasta, we wspaniałej Sala dei Baroni w Castel Nuovo. Hołd złożyli mu przedstawiciele władz i instytucji akademickich. Wzruszające było przemówienie ambasadorki Polski, Anny Marii Anders, córki dowódcy Herlinga w bitwie pod Monte Cassino, która przypomniała o niezwykłej podróży tysięcy więźniów gułagów, wyprowadzonych z domu niewoli. Przemierzyli trzy kontynenty, nie był im jednak dany powrót do ich wolnej ojczyzny. W drugiej części spotkania nastąpiła prezentacja „Meridiana”[2] Herlinga: znalezienie się w tej prestiżowej serii gromadzącej najwybitniejszych autorów literatury włoskiej i światowej jest samo w sobie najwyższą nobilitacją. A dzień później… Wieczorem, w bazylice Świętej Klary, ulubionym neapolitańskim kościele Herlinga, słynny aktor, Toni Servillo, przeczytał przy ołtarzu Podzwonne dla dzwonnika. W stallach dla chóru siedzieli zakonnicy w swoich habitach. Kościół wypełniała publiczność, która słuchała w absolutnej ciszy opowiadania  polskiego pisarza o żydowskim chłopcu z Niemiec, który po wstąpieniu do zakonu, postanowił zostać neapolitańskim dzwonnikiem. I w odpowiednim momencie opowieści, rozległo się bicie dzwonów Świętej Klary, a ich dźwięk rozbrzmiewał w kościele, wśród publiczności, w wykładanym majolikami wirydarzu klasztoru, gdzie lubił przychodzić Herling, w pobliskim Palazzo Filomarino, związanym na zawsze z Benedetto Crocem i jego córkami, miejscem pracy jego wnuczki Marty, która siedziała wśród nas tamtego pamiętnego wieczoru, kiedy Gustaw Herling został dzwonnikiem Świętej Klary, dzwonnikiem Neapolu.

WOJCIECH KARPIŃSKI


[1] G. Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą, t. I, 1971-1981,
Wydawnictwo Literackie 2011, ss. 436-437
[2]  Chodzi o serię „Meridiani” wydawnictwa Mondadori

WOJCIECH KARPIŃSKI (1943-2020). Autor książek o wielkich twórcach emigracyjnych: Książki zbójeckieHerb wygnania. Zeszyty Literackie wydały również jego Portret CzapskiegoPamięć WłochW Central ParkuFajkę van GoghaAmerykańskie cienieTwarze; Obrazy Londynu;  Henryk i Szkice sekretne. Wydał Wspomnienia Zbigniewa Karpińskiego oraz poszerzone wydanie Zbiegów okoliczności Konstantego A. Jeleńskiego. Przygotowywał wystawę i katalog dzieł Krzysztofa Junga Peintures, dessins, photographies (Bibliothèque Polonaise de Paris, 2017) oraz katalog rysunków Krzysztofa Junga pokazywanych w Schwules Museum w Berlinie (2019).