ZBIGNIEW HERBERT, MAREK ZAGAŃCZYK
Wokół Brodskiego

Wokół Brodskiego

ZBIGNIEW HERBERT *

I. Jestem wstrząśnięty wiadomością o śmierci Josifa Brodskiego. Nie był tym, kogo nazywa się mój serdeczny przyjaciel, ale czułem do niego coś więcej niż uczucie przyjaźni; uczucie głębokiego braterstwa i zrozumienia. Odszedł największy w moim przekonaniu poeta języka rosyjskiego. Odszedł nagle, tak jak żył, w pośpiechu. Tak jak robił wszystko, jak gdyby chciał zdążyć i ubiec Pana Boga. Był człowiekiem wspaniałym, ciepłym, szczerym, autentycznym, nade wszystko autentycznym. Żadnej pozy literackiej, żadnego cygaństwa, żadnego udawania, że jest się kimś innym, niż tylko tym, kim się w rzeczywistości jest. Jest mi, musze powiedzieć, ciężko mówić w tej chwili o nim, gdyż jest to cios osobisty, chociaż nigdy nie chodziliśmy wspólnie tymi samymi drogami. Może właśnie dlatego, że zabrakło czasu. Chciałbym pochylić się nad jego trumną i powiedzieć: Śpij spokojnie Josifie.

II. W roku 1964 w Leningradzie toczył się proces przeciwko młodemu człowiekowi oskarżonemu o złośliwe uchylanie się od pracy. Oskarżony bronił się, że jest z zawodu poetą i tłumaczem. „A gdzieście nauczyli się, żeby być poetą” – naciskał sędzia. „Nie myślałem, że można to zdobyć wykształceniem. Myślę, że to… od Boga”.
Mówimy o Josifie Brodskim, który za uczęszczanie do najlepszej choć nieoficjalnej szkoły został skazany w totalitarnym państwie na pięć lat robót na Syberii. Przedwcześnie zwolniony pod naciskiem protestów opinii światowej, wygnany z własnego kraju w 1972 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i tam – aby użyć nie całkiem właściwego zwrotu – robi „zawrotną karierę” jako poeta i eseista. W roku 1986 otrzymał literacką Nagrodę Nobla. Zmarł nagle, we śnie, u szczytu sławy w styczniu tego roku.
Wraz z nieliczną garstką największych twórców XX wieku Josif Brodski wiernie stał na straży słowa, strzegł jego powagi i godności. Władał nim mistrzowsko z siłą i precyzją, aby stawić opór kłamstwu i barbarzyństwu.
Pamiętajmy o nim z wdzięcznością, za to, że prowadził nas do tych – znanych tylko wielkim poetom – miejsc,

gdzie piękno łączy się z dobrem
zachwyt z dziękczynieniem
cierpienie z nadzieją

Zgromadzeni tutaj z kapłanem przy Świętej Ofierze prośmy o spokój duszy dla naszego brata Josifa, o wieczny odpoczynek i wiekuiste Światło.

* Wypowiedzi Zbigniewa Herberta odnalezione po śmierci Josifa Brodskiego w archiwum Zbigniewa Herberta w pieczy Katarzyny Herbertowej. Fragment pierwszy to notatka z „Życia Warszawy” 29 I 1996, s. 7, drugi – słowa odczytane podczas Mszy Świętej w intencji Josifa Brodskiego, zamówionej przez Zbigniewa Herberta i odprawionej w kościele św. Marcina w Warszawie, 9 III 1996. Zbigniew Herbert / Stanisław Barańczak, Korespondencja (1972-1996), Zeszyty Literackie, 2005, s. 65-66.



MAREK ZAGAŃCZYK, Spotkanie

W czerwcu 1993 roku Josif Brodski przyjechał do Katowic. Uniwersytet Śląski przyznał mu tytuł doktora honoris causa. Przez trzy letnie dni miasto żyło poezją. Było dumne z poetów, tak, jak chciał Brodski, zgodnie z tym, w co wierzył. W Katowicach Brodski, Miłosz, Venclova i Barańczak zasiedli obok siebie na scenie Teatru im. Wyspiańskiego. Czytali wiersze. I było jasne, że dzieje się coś wyjątkowego. Pamiętam ubranych w togi profesorów, maszerujących ulicami miasta i tłumy przed teatrem, gdzie Miłosz i Brodski podpisywali swoje książki. Pamiętam wzruszenie Brodskiego, słuchającego Zaczarowanej dorożki, i jego skupienie, gdy rozmawiał z ludźmi. Widziałem go wtedy po raz pierwszy.
W Warszawie mogłem posłuchać go dłużej. Pytałem o książki i ludzi. Starałem się zapamiętać jak najwięcej. Dziś wiem, że bez jego głosu, bez spojrzenia i uśmiechu, ciepła i życzliwości niewiele potrafię ocalić dla siebie i innych. Mogę, jak mantrę, powtarzać jedno słowo: pamiętam, wierząc, że pociągnie ono za sobą konkretne obrazy.
Pamiętam więc podziw dla polskiej poezji, i dwa nazwiska: Miłosz i Herbert, powracające, jak ważne upomnienie. Pamiętam umiejętność łączenia osób i zjawisk, w życiu i w sztuce, istniejących zawsze lub tylko chwilowo daleko od siebie. I przekonanie, że należy cieszyć się z bogactwa literatury, traktować ją zawsze serio, niczym głos zwrócony do każdego z nas, bezpośrednio. Pamiętam wieczór w PEN Clubie, gdzie Brodski, jako gość „Zeszytów Literackich”, mówił swoje wiersze, a my słuchaliśmy, tak, jak słucha się muzyki, czekając na moment, kiedy wybrzmi najważniejsza nuta. Pamiętam spacer ulicami miasta, w drodze do hotelu i uwagę Brodskiego, że Warszawa wygląda jak Mińsk. Pamiętam listę pisarzy, godnych lektury, wyrzucaną niczym bojowy komunikat, bez cienia wątpliwości, z przekonaniem o trafności dokonanego wyboru. Pamiętam wreszcie spotkanie najważniejsze, wizytę Brodskiego w mieszkaniu Herberta na Mokotowie. Cieszę się, że pozostał jego opis, kilka zdań Brodskiego z listu do Zofii Ratajczakowej. Cytuję je dzięki uprzejmości adresatki. Są znakiem przyjaźni i oddania, nie do zapomnienia.
„Spędziłem trzy godziny z Herbertem. Marek zawiózł mnie do niego, na – zapomniałem jak się nazywa ta dzielnica, w pobliżu parku. Zbyszek – absolutnie cudowny, o wyglądzie dziecka, co jeszcze podkreśla tragedię, która go spotkała. On sam wszystko rozumie, ale już nic nie da się zrobić, i to także rozumie. […] Rozmawialiśmy po angielsku. Był w dobrej formie […] Według mnie, przytłacza go mocno cała ta historia z Chodasiewiczem. Miłosza – także. „Co mam teraz robić?” – pyta Zbyszek. „Trzeba napisać inny wiersz” – mówię, ale powróciwszy do Grandu otwieram Rovigo i widzę, że on już to zrobił, i z powodu sąsiedztwa tego wiersza z Chodasiewiczem zrobiło mi się okropnie ciężko na sercu. […] Cały wolny czas przesiedziałem w Grandzie, tłumacząc (na angielski) ten wiersz Zbigniewa z Rovigo (Achilles. Pentezylea), gdzie pośrednio mowa o jego (Z. H.) poczuciu winy wobec… kogo, nie mam pojęcia, i Koniec i początek Szymborskiej. Achillesa… już przyjęli do «New York Review of Books» […] i ukaże się wkrótce”.

ZBIGNIEW HERBERT, ur. 1924, zm. 1998. Poświęciliśmy mu „ZL” 68. W wyniku 10 lat pracy w jego archiwum ogłosiliśmy trylogię o cywilizacji europejskiej: Labirynt nad morzem oraz wersje poprawione tomów Martwa natura z wędzidłem, Barbarzyńca w ogrodzie; korespondencję z Czapskim, Barańczakiem, Elzenbergiem, Miłoszem, Hartwig i Międzyrzeckim; spośród utworów odnalezionych zaś: Mistrz z Delft, Herbert nieznany. Rozmowy, Głosy Herberta, Barbarzyńca w podróży.

MAREK ZAGAŃCZYK, ur. 1967. W „Zeszytach Literackich” przez 26 lat, zastępca redaktor naczelnej w latach 2010-2018. Kurator archiwum i spuścizny Pawła Hertza. Autor tomów szkiców Krajobrazy i portrety, Droga do Sieny, Cyprysy i topole a ostatnio Berlińskie widoki (Austeria, 2019).